sobota, 17 grudnia 2011

ŻOŁNIERZ

Piękna Panna O. twierdzi, że moje posty są trudne do zrozumienia. Moje ego leży na łopatkach :) Nie chcę was zamęczać, więc dzisiaj coś łatwiejszego do strawienia. Przynajmniej mam taką nadzieje :)

Mieliście tak kiedyś, że znaleziony przez was czyiś życiorys jest bardziej fascynujący niż setki filmów akcji?


ŻOŁNIERZ

NA PODSTAWIE DZIEJÓW GENERAŁA-MAJORA MARESUKE NOGI

Gdy chłopiec rodzi się w rodzinie silnie związanej z wojskiem może podjąć w życiu tylko jedną rolę. Chłopiec uczony całe życie postępowania honorowego, szacunku dla munduru i przekonania, że ma przynieść rodzinie tak wielką chwałę jak jego przodkowie, może zostać genialnym wodzem lub pogardzaną miernotą.
Chłopiec wstąpił do wojska, dwa lata później miał już stopień porucznika. Znając swoje powołanie, wiedząc co ma robić... Chłopiec wyrósł na mądrego, posłusznego, opanowanego żołnierza. Jego oczy patrzyły na świat z dumą właściwą jego pochodzeniu i stopniowi, ze spokojem właściwym jego narodowi i wiernością jego Panu.
Żołnierz został wysłany na wojnę. Był dowódcą, ale poniósł hańbiącą, symboliczną klęskę. Załamany błagał swego Pana o pozwolenie na samobójstwo. Pan jednak nie chciał stracić tak dobrego, wiernego żołnierza. Może żal chłopaka wzbudził litość w powściągliwym władcy?
Żołnierz piął się w górę wojskowej kariery, ale nigdy nie zapomniał o jego hańbie. Posłuszny rozkazom swego Pana wyrusza do dalekich krajów, żeby pogłębić swoją wiedzę. Ciężką pracą chce zmazać swoje winy. W kolejnej wojnie wysławia się zdobyciem ważnej twierdzy, sypią się na niego odznaczenia. Pełni ważne państwowe stanowisko, a w trakcie kolejnej wojny staje na czele armii. Giną jego synowie, jego zadanie wydaje się niemożliwe do wykonania... Żołnierz uważa, że poniósł klęskę. Poddaje się do dymisji, ale jego Pan jej nie przyjmuje. Ciągle ufa żołnierzowi. I to zaufanie sprawia, że wierne mu wojska odnoszą zwycięstwo. Żołnierz zostaje bohaterem narodowym, odnosi kolejne zwycięstwa. Staje przed cesarzem, by zrelacjonować przebieg walk. Twardy żołnierz, powściągliwy człowiek, płacze, gdy mówi o zabitych! Prosi swego Pana o wybaczenie, za kilkadziesiąt tysięcy ofiar walk! Błaga Pana o pozwolenie na popełnienie samobójstwa...
Pan kręci głową. Nie, żołnierzu. Jeszcze nie czas. Władca ustanawia go wychowawcą swojego syna, kolejnego w sukcesji do tronu.
Żołnierz ciągle jeszcze pamiętając wydarzenia uznane, za własną porażkę chce odkupić swoje winy. Udziela się charytatywnie, stara się pomóc ofiarom wojny, przekazuje pieniądze na ich leczenie i na pomniki dla poległych.
Nadchodzi dzień śmierci Pana. Wierny żołnierz nie może znieść śmierci swego wodza. Pogrążony w żałobie sięga po sztylet. Wraz ze swoją żoną popełnia samobójstwo...
Rzadko trafia się drugi taki żołnierz. Lojalny, oddany bezgranicznie swemu Panu. Przepełniony honorem, ale nie pozbawiony też ludzkich uczuć. Syn dla Matki Ojczyzny, ojciec dla swych żołnierzy, sługa dla swego Pana. I rzadko trafia się tez Pan, który potrafi dostrzec w swoim poddanym, więcej niż on sam. Pan, który ufa swemu słudze i którego zaufanie przynosi chwałę jemu i jego Ojczyźnie.
Cóż może być piękniejszego nad człowieka rycerskiego?


Wiem, że już go poznaliście, ale dzisiaj świeże zdjęcia. Ramzes w całej okazałości.

środa, 14 grudnia 2011

POLAK - A CO TO?

Tja... Zrobiłem dziś coś, co rzadko robię - włączyłem gadu gadu. Ten bohaterski i mrożący krew w żyłach wyczyn skutkował dojrzeniem na pasku na zadupiu panelu, informacji "Komorowski nie jest prezydentem wszystkich Polaków". No kujwa*...

Zapewne Adamowi Hofmanowi chodziło o różnice poglądowe pomiędzy Komorowskim a PiSem (chociaż zawsze w przypadku PiSu trudno stwierdzić o co chodzi). Wyjątkowo zabawnie wygląda przy tym stwierdzenie, że to właśnie (że Komorowski nie jest prezydentem wszystkich Polaków) odróżnia go od Lecha Kaczyńskiego. No zajebiście. To by znaczyło, że Polakami według Hofmana są tylko biali, wyznający katolicyzm heteroseksualni samce alfa i Matki Polski, głosujący na PiS - takie stwierdzenie w ustach rzecznika PiSu specjalnie by mnie nie zdziwiło.

Ponieważ jestem białym (nawet trochę za bardzo :)), niekatolickim, heteroseksualnym** ale transseksualnym samcem beta (maminsynek znaczy) o poglądach liberalnych stwierdzam co następuje: Lech Aleksander Kaczyński nie bym moim prezydentem. Czy to oznacza, że nie jestem Polakiem, panie Hofman? Jeśli pan uważa, że nim nie jestem, to wyzywam pana na walkę pieszą lub konną, na miecze lub topory, na śmierć lub niewolę, na ziemi udeptanej***. Chociaż w głębi duszy czuję, że byłoby dla mnie hańbą potykać się z panem Hofmanem. Z bele kim nie ma co kruszyć kopii.

* ...jak to powiedziała ostatnio moja młodsza siostra, przy której teoretycznie nikt nie przeklina...
** Nawet się zastanawiałem ostatnio, czy nie jestem biseksualny, ale w żaden sposób nie jestem w stanie wyobrazić sobie związku z facetem, więc chyba jednak nie.
*** Sienkiewicz w przedziwny sposób wpływa na moje słownictwo. Czytam właśnie "Krzyżaków" :)

Super rzeczy wpisujecie w Google, drodzy Czytelnicy Maści Wszelakiej. Najbardziej zastanowiło mnie to "hitler narodziny hitlera ruchali w dupe". Jak ktoś wie, o co chodzi, to niech wyjaśni tą zagadkę w komentarzu. Zaciekawiło mnie hasło "gdy ktoś powie a po co chodzić do kościoła" - chyba chodzi o poradnik "jak się zachować, gdy ktoś nie wie, po jaką cholerę chodzę do kościoła". Proste odpowiedzi są dwie 1) bo tego wymaga moja wiara 2) szukam kontaktu z Bogiem. Ja bym się poczuł taką odpowiedzą bardzo usatysfakcjonowany :)

środa, 7 grudnia 2011

KARA ŚMIERCI


Odwołam się dziś do nieco już starego wydarzenia (polityka płynie z wielką prędkością). Prezes (tak, ten przez duże "P") wyskoczył z pomysłem przywrócenia kary śmierci. Litościwie ominę fakt, że się nie da (Unia Europejska i Amnesty International by nam łby pourywali).

Ja, jako maluczki człowieczek z poglądami liberalnymi i wielką niechęcią do PO-PiSu stwierdzam: jestem chrześcijaninem = jestem przeciwny karze śmierci. Wierze w Prawo (inaczej Dekalog, inaczej Dziesięć Przykazań) i naukę Chrystusa = jestem przeciwny karze śmierci. Amen.

Poza tym, uważam, że kara dożywocie (bezwzględnego) jest większą karą niż kara śmierci (no chyba, że ma być to połączone z długim oczekiwaniem na jej wykonanie, jak w USA, gdzie między wydaniem wyroku a jego wykonaniem potrafi minąć nawet ponad dwadzieścia lat spędzonego w więzieniu na pisaniu odwołań).

Pewien K, nasz klasowy konserwatysta i patriota (a przynajmniej się za niego uważa, w NOP przyjęliby go z otwartymi ramionami), stwierdził, że po co utrzymywać więźniów skazanych na dożywocie, jak można ich po prostu zabić. Jednak trzeba sobie zdawać sprawę z dwóch rzeczy:
1) kto przejmie na siebie odpowiedzialność za wydanie takiego wyroku i kto będzie takie wyroki wykonywał? Zabicie drugiego człowieka to rzecz straszna i nie chciałbym nigdy zmusić nikogo do jego wykonania. I tu jest też kolejne pytanie. Skoro morderstwo jest złem, które powinno być karane śmiercią, to może skazany na nią powinien być też kat? Przecież  z moralnego punktu widzenia oboje zrobili to samo. Tak zwane martwe koło.
2) jesteśmy krajem w środku Europy, należymy do Unii Europejskiej. I musimy na to zwracać uwagę. I wcale tym uważaniem nie ograniczamy swojej wolności - wypełniając normy przyjęte w UE mamy szansę na rozwój gospodarczy, większe znaczenie w świecie i lepsze warunki życia. Przywrócenie kary śmierci byłoby równoznaczne z opuszczeniem Unii Europejskiej. A tego przecież nie chcemy.

Zgadzam się, że koszty utrzymania więźniów są za duże. Zamiast w kierunku wystrzeliwania czy wieszania (zastrzyki i krzesła elektryczne stosowane w USA są jednakowoż drogie w użyciu) poszedłbym w stronę obowiązkowej pracy więźniów (z wyjątkiem tych, których stan zdrowia na to nie pozwala - nie chcemy przecież w Polsce metod czysto faszystowskich). Amnesty International też by się wkurzało, ale to jeszcze przejdzie. Więźniowie nie dostawaliby pieniędzy do kieszeni, kasa szłaby na konto zakładu karnego. Koszty utrzymania więzień byłby niższy. Kolejnym plusem byłoby uzyskanie przez osadzonych kwalifikacji potrzebnych do podjęcia pracy po wyjściu w więzienia. Oczywiście część będzie wolała wegetowanie w piwem w ręce, ale to nie mój problem.*

Dziewczynka z mojej klasy, A, stwierdziła, że nie ma się co cackać - trzeba stworzyć coś na kształt obozów koncentracyjnych (oczywiście z warunkami humanitarnymi), tam osadzać element na ulicach niepożądany i niech pracują. Nie zgadzam się z tym. Dlaczego?
A) Amnesty International i UE by nas rozszarpało. Cała Europa (oprócz tych debilów neonazistów) ciągle pamięta koszmar obozów koncentracyjnych stworzonych przez nazistów. I z tego też wychodzi punkt B:
B) Więźniowie takich obozów byliby uznani przez media i społeczeństwo za męczenników. A przecież nie o to chodzi. Taki obóz zostałby zamknięty po góra dwóch latach (patrz punkt A) i jeszcze trzeba byłoby wypłacić osadzonym odszkodowania.

Wracając do Prezesa. Prezes jest prezesem największej polskiej partii konserwatywnej, która czerpie (przynajmniej w założeniu) pomysły z Biblii i odwołuje się do nauk Jana Pawła II. Tak dla przypomnienia - Wojtyła potępiał karę śmierci, a Biblii kategorycznie zabrania zabijać***. Na czym więc Prezes opiera chęć przywrócenia kary śmierci? Prezes, nie chce mi pan chyba powiedzieć, że polityka jest ważniejsza od wiary. Zwłaszcza, jak kieruje się partią, która odwołuje się wprost do niej.

Prezes kategorycznie sprzeciwia się aborcji, którą nazywa zabijaniem dzieci nienarodzonych. Rozumiem, że życie człowieka już żyjącego, być może pozostającego w związku małżeńskim i mającego dzieci jest dla Prezesa ważniejsze, niż zlepek komórek, z których niekoniecznie może się coś urodzić. Interesujące. I niepokojące, bo Prezes powtarza, że jest chrześcijaninem. A dla chrześcijanina każde życie powinno być tyle samo warte.

Czy nie jest niemoralne zrzucanie na sędziów i katów odpowiedzialności za wydanie i wykonanie kary śmierci? Czy obciążanie ich sumienia jest moralne?! Co gdy ktoś się pomyli i wyrok okaże się niesłuszny? Co z rodziną skazanego? Może jeszcze ma się nimi zaopiekować państwo? Co z naszym systemem wartości? Zabijanie jest dobre, czy nie? Co pan o tym myśli, panie Prezesie? Przemyślał pan sprawę, czy po prostu rzucił granat na scenę polityczną, gdy zakryć fakt nieudolności i beznadziejności swojej partii?

Jeśli odpowiedź na ostatnie pytanie brzmi "rzuciłem granat", to ja gratuluję. Beznadziejność i bezmyślność stała się tylko jeszcze bardziej widoczna.

* Jako rasowy gnojek jestem przeciwny państwu socjalnemu, bo dlaczego mam utrzymywać pijaków spod budki z piwem. Zwłaszcza, że nie przypominam sobie, żeby któryś z pijaczków z naszego osiedla był obłożne chory, wręcz przeciwnie... **
** Doszło do tego, że zgadzam się z Cejrowskim. Co prawda w jednej kwestii, ale to już coś znaczy. Szatan się mną interesuje : )
*** Biorę tu pod uwagę Dekalog i Kazanie na Górze (wypowiedział się tam Jezus), bo reszta praw zawartych w Biblii to żydowskie prawa zwyczajowe. A ja (i Prezes teoretycznie też) jestem chrześcijaninem i prawo żydowskie mnie nie obowiązuje. 

Ej, bo ja nie pamiętam, kiedy się ktoś ze mną tu pokłócił. Naprawdę się zgadzacie ze wszystkim, co tu wypisuję? : )

sobota, 26 listopada 2011

WIARA


Zróbmy awangardę w szkole - pomyślmy. To wcale nie jest takie trudne. Trzeba usiąść, znaleźć jakiś temat i go przedyskutować. Temat na dziś? Może coś prostego - wiara.
Co to znaczy wierzyć? Cisza w klasie, więc może zapytam najpierw, czy w coś wierzycie? W co wierzycie?
- W Boga.
Kinga mówi, że wierzy w Boga. Co to znaczy? W jakiego Boga wierzy? Kim lub czym jest przedmiot jej wiary? Kinguś?
- Nie wiem... Bóg jest stwórcą całego świata.
A co robisz, by twoja wiara była trwała i wciąż świeża?
- Chodzę do kościoła.
A po co chodzisz do kościoła? Tak po prostu, żeby się przejść?
- Nie, żeby być bliżej Boga.
A Bóg jest według ciebie tylko w kościele?
- Nie, Bóg jest wszędzie.
Więc dlaczego chodzisz do kościoła, skoro możesz go spotkać wszędzie?
-...
To może skieruję pytanie do całej klasy. Po co chodzicie do kościoła, skoro Boga możecie czuć w każdym innym miejscu?
- Może chodzi o wyjaśnienie...
No dawaj, Romek. Co chcesz, żeby zostało ci wyjaśnione w kościele?
- No, Pismo Święte.
Czyli masz potrzebę, żeby kapłan wyjaśnił ci, o co chodzi Bogu? Wszyscy tak macie?
- Tak, bo nie jesteśmy nieomylni i gdy ktoś studiował teologię, to lepiej rozumie Biblię.
Więc ksiądz ci coś mówi, a ty jesteś, Kinguś, przekonana, że tak właśnie jest. I ufasz księdzu, że cię nie zawiedzie, tak?
- Tak.
Więc w co wierzysz? W Słowo Boże czy w słowo księdza?
- W jedno i drugie.
A co, jeśli słowo księdza jest sprzeczne z Biblią?
- To ważniejsze jest Słowo Boże.
A powiedzcie mi, czytacie Pismo Święte?
- Nie.
- Czasem.
Więc ta część klasy, która powiedziała, że nie czyta Biblii bazuje na samym słowie księdza. Skąd więc może wiedzieć, że ksiądz mówi coś innego niż Bóg? Czy ta część klasy wierzy w słowo księdza, czy Słowo Boże?
- W słowo księdza.
Wiktor, a powiedz mi, czy te osoby mogą wierzyć w Boga?
- Mogą, ale to nie będzie wiara oparta na Biblii.
I tu dochodzimy do paradoksu. Człowiek, który nie czyta Biblii idzie do kościoła i słucha księdza, który mówi, że źródłem i podstawą wiary tego człowieka jest Biblia, której ten człowiek nie zna. Czyli de facto jego wiara jest oparta na jego niewiedzy. Jaka jest to więc wiara?
- Bezpodstawna.
- Krucha.
- Bez fundamentu.
Brawo, Wiktor. Bez fundamentu. Taka wiara to budowanie zamku na piasku. I taką wiarę najłatwiej stracić. Ten właśnie sposób wierzenia jest powodem, dla którego tak wielu ludzi odchodzi od katolicyzmu, ale podobna sytuacja jest również w innym wyznaniach. Większy liberalizm świata nie jest jedyną przyczyną porzucania religii.
Wrócę więc do mojego pierwszego pytania. Co to jest wiara?
- Jest to zbiór wierzeń...
- To takie odczucie...
O właśnie! Wiara to takie odczucie, czy przeczucie, że nie jesteśmy we wszechświecie sami i że jest też coś poza tym światem.
A co nam wiara daje?
- Wierząc wiemy, że życie nie kończy się po śmierci.
- Wiara pomaga w codziennym życiu...
- Prowadzi przez życie!
A według was warto wierzyć?
- Tak.
Dlaczego?
- Bo życie jest łatwiejsze.
Tak więc życzę wam mocnej wiary podpartej solidnym fundamentem. I nie bójcie się pytać, wątpić i szukać odpowiedzi. W to co znajdziecie, wymyślicie i przeczytacie możecie wierzyć bez obaw. Ale wierzenie bezgranicznie w słowa drugiego człowieka jest już mniej oczywiste.

*DRYŃŃŃŃŃŃŃŃŃŃŃ*

wtorek, 22 listopada 2011

EKSPERCI...

 W dzisiejszym poście pojawią się słowa powszechnie uważane za wulgarne. Zdenerwowałem się.

TO przeczytaj.

Noż kurwa... Zszedłem, wstałem, upadłem i biję głową w podłogę... Eksperci (japierdole) uznali, że znaczki Narodowego Odrodzenia Polski ("krzyż celtycki", zakazany w Niemczech symbol neofaszystów; "falanga", niegdyś symbol organizacji o charakterze antysemickim; "zakaz pedałowania" odwołująca się do nienawiści wobec homików) nie mają charakteru totalitarnego, nazistowskiego, faszystowskiego, rasistowskiego i nie odwołują się do nienawiści narodowej.

CZY KTOŚ TU ZAPOMNIAŁ O II WOJNIE ŚWIATOWEJ, NAZISTACH, KU KLUX KLANIE I INNYCH SUKINSYNACH, KTÓRZY ZABIJAJĄ WSZYSTKICH CO IM SIĘ NIE PODOBAJĄ?!

CZY HISTORIA ZNOWU MA SIĘ POWTÓRZYĆ, CZY KTOŚ MUSI ZGINĄĆ, ŻEBY POLSKIE SADY ZAUWAŻYŁY, JAK NIEBEZPIECZNE SĄ TE ORGANIZACJE?! NOŻ KURWA!!!

I jeszcze to uzasadnienie "ekspertów" - "z treści znaku [zakaz pedałowania, przyp. Skunks], który wykorzystuje strukturę i schemat znaku drogowego wynika jedynie zakaz kontaktów homoseksualnych w miejscach publicznych, co jest zgodne z powszechnie przyjętą obyczajowością, a wszelkie próby doszukiwania się drugiego dna są dowodem przeczulenia." Albo jestem przeczulony, albo szanowni eksperci kompletnie nie zna polskich realiów, albo szanowni eksperci mają rodowód made by ONR/NOP/MW. Niepotrzebne skreślić.

To co? Wrzućmy sobie swastykę na sztandary, toć to starożytny symbol, niekoniecznie odnoszący się do nazizmu. I każdy ekspert to potwierdzi. I może jeszcze uzna, że nasi dziadkowie, pradziadkowie wcale nie walczyli o to, by takie gówno nigdy więcej na polskiej ziemi nie zagrzało miejsca.

Noż kurwa... Gdzie my żyjemy?

poniedziałek, 21 listopada 2011

NIEMORALNOŚĆ

 Coś ostatnio nadaktywny jestem :)

Uwaga! Ironia! Uwaga!

CÓŻ TO ZA NIEMORALNOŚĆ 
CHODZENIE W KRÓTKICH SPÓDNICZKACH!

  Dzięki Ewie Tomaszewicz, która regularnie nawiedza portal fronda.pl (ultraprawicowy, dla wyjaśnienia) przeczytałem arcyciekawy artykuł na temat, między innymi, wpływu spodni na aborcję i antykoncepcję. Swoją drogą, pani Ewo, wchodzenie na takie strony to chyba wariactwo równe tylko wchodzeniu na Pudelek.pl :)
  Artykuł nazywa się "Dlaczego kobieta powinna chodzić w spódnicy?". No nie mam pojęcia!
Wiem, że co po niektórzy ludzie mają zwyczaj twierdzenia, że to kobieta jest winna np. tego, że została zgwałcona. Biedny mężczyzna został sprowokowany zbyt krótką spódniczką i nie mógł opanować swych zwierzęcych żądz... No naprawdę temu mężczyźnie współczuje, cóż to za niemoralność chodzenie w krótkich spódniczkach.
  Wychodzi z tego, że mężczyzna to stworzenie słabe, podniecające się, za przeproszeniem, bele dupą, niepoczytalne i niebezpieczne dla społeczeństwa. I teraz wrócę do artykułu napisanego przez użytkownika MariaHelena.
  Twierdzi ona, że mężczyźni są od kobiet mądrzejsi* (więc po cholerę pisze ten artykuł, skoro mógł go napisać jakiś mądrzejszy od autorki facet. MariaHelena, do garów, a nie mi tu internet zaśmiecać!). Jestem tym stwierdzeniem zaszczycony, naprawdę, nie trzeba było...
  Jednak, obiektywnie patrząc, jeżeli kobiety są głupsze od stworzeń o słabej woli, niepoczytalnych i niebezpiecznych, to kim one są? To dopiero psychopatki! Nie powinny w ogóle mieć kontaktu z dziećmi, bo jeszcze je jakąś dewiacją zarażą! No ale, przepraszam. Według autorki artykułu, to kobieta powinna zajmować się dziećmi (a tak bez ironii - jaki jest sens oddawania dzieci pod opiekę osobie głupszej, skoro może je wychowywać mądrzejszy od kobiety mężczyzna?). No w tym momencie, to się zamotałem. A przecież jestem mądrzejszy od szanownej autorki i powinienem rozumieć lepiej to co szanowna pani pisze niż ona sama. No cóż. Nie od dziś wiadomo, że kobieta to stworzenie logiki pozbawione.
  "Zalały nas mody z pewnością -niemiłe Bogu-, pełne sugestywnych i wyzywających ubrań. I chwała mężczyznom, którzy w porę potrafią odwrócić wzrok." No cóż, autorka nie dość, że wie lepiej od Boga, co Bóg myśli (a nie dość, że jest on Stwórcą i z zasady jest mądrzejszy, to jeszcze, przynajmniej według katolików, jest facetem) to jeszcze chwali facetów za coś, co ona sama umie zrobić bez zająknięcia! Noż doprawdy, niskie jednak ma o nas mniemanie. Ja tam nie czuję za każdym razem, gdy gapię się na jakąś dziewczynę. Nie mówię, że jest to zajęcie pozbawione przyjemności, ale bez przesady. Porównałbym to raczej do oglądania obrazów w galerii sztuki.
  Na miejscu szanownej MariiHeleny radziłbym się zastanowić nad moralnością mężczyzn. Toć to oni bezwstydnie chodzą latem po ulicy bez koszulek, odsłaniają swoje seksowne owłosione łydy, ubierają niesamowicie modne skarpetki do sandałów i kręcą tyłkami (no może przesadziłem), żeby złapać jak najwięcej dziewczyn. Bezwstydnicy... A przecież, nie daj Bóg, jakaś biedna słaba kobietka (bo przecież kobietki są słabsze od facetów**) podnieci się widokiem takiego macho, zakocha się, zgrzeszy myślą... I kogo to będzie wina?! 
  A sorry... Według co poniektórych katolików kobieta się nie podnieca. To mężczyzna się podnieca i to podniecenie ma związek z faktem, że mężczyzna chce narobić jak najwięcej dzieci i dlatego powinien żonę możliwie często ruchać. A kobieta, jak ten słup soli, karnie się powinna na to zgadzać. Pokora, drogie panie, pokora – to u katolików podstawa. Pani, pani MariaHelena, jej nie ma. Poucza pani innych, więc najwyraźniej uważa się pani za mądrzejszą. Ja tam mogę to robić, w końcu jestem facetem, nie?
  "(…) piękno tkwi zupełnie gdzie indziej. Tkwi w oddaniu władzy mężczyźnie, w byciu matką oraz w noszeniu skromnego stroju." MariaHelena, to co mówisz ma się nijak do polskiej rzeczywistości. Mam wrażenie, że powtarzasz słowa muzułmańskich duchownych. Katolicy tak bardzo bronią się przez szariatem w Europie, a sami by go najchętniej wprowadzili.
  Co myślę o artykule MariiHeleny? Jak czytam takie bzdury, to mam ochotę krzyknąć "baby, do garów!". A potem przeskakuje na na przykład trzyczesciowygarnitur.blogspot.pl i mi przechodzi. Kobieta kobiecie nierówna, facet facetowi nierówny. I tego się trzymajmy. A od spodni, drodzy katole, odpierdolcie się. Nie ma nic piękniejszego od dziewczyny w dżinsach.

* "Pycha wypchnęła kobiety z domu, kazała im założyć spodnie i zrównać się z mężczyznami na arenie zawodowej. Jednak na tym polu zawsze już będą przegrane, bowiem nie są ani tak mądre, ani tak mocne, jak mężczyźni. Zatem, skoro kobieta nie może być jak mężczyzna, to zrobi wszystko, żeby chociaż tak wyglądać."
** do pierwszego starcia :)

niedziela, 20 listopada 2011

Dziś międzynarodowy Dzień Pamięci Osób Transpłciowych

Ludzie mają dziwny styl działania. Jak czegoś nie rozumieją, albo co gorsza nie chcą zrozumieć, to sięgają po agresję. Słowną, fizyczną - nieważne. Każda boli tak samo. Nie musimy akceptować jakiegoś zjawiska (ja na przykład nie akceptuje poglądów ultraprawicowych), ale powinniśmy je tolerować. Nawet jak nie rozumiemy.

No bo, do kurwy nędzy, wszyscy jesteśmy ludźmi. I dla wszystkich starczy miejsca.

Na kiepskich zdjęciach okruchy dawnych dni
Czyjaś twarz, zapomniana twarz.
W pamięci zakamarkach wciąż rozbrzmiewa śmiech
Czyjaś twarz zapamiętana.

Mijają dni, ludzie, natury w nich
Wciąż nowych masz przyjaciół,
starych przykrył kurz,
Dziewczyny ciągle piękne, lecz w pamięci tkwi
Ten pierwszy dzień, najgorętszy z dni

Zapal świeczkę, za tych których zabrał los,
Zapal światło w oknie
Zapal świeczkę, za tych których zabrał los,
Zapal światło w oknie.

Ludzi dobrych i złych wciąż przynosi wiatr,
Ludzi dobrych i złych wciąż zabiera mgła.
I tylko Ty masz tą niezwykłą moc,
By zatrzymać ich, by dać wieczność im.

Pomyśl choć przez chwilę, podaruj uśmiech swój
Tym, których napotkałeś na jawie i wśród snów.
A może ktoś skazany na samotność
Ogrzeje się Twym ciepłem, zapomni o kłopotach.

Zapal świeczkę, za tych, których zabrał los,
Zapal światło w oknie,
Zapal świeczkę, za tych, których zabrał los,
Zapal światło w oknie.

 Dżem, "Zapal świeczkę"
 

sobota, 19 listopada 2011

Dzisiaj dwa obrazki z fabrykamemow.pl. Bardzo trafne, muszę powiedzieć : ) Pod tym drugim może się podpisać spora część mojej grupy (głupie dziecko zamiast wybrać naukę sarkozińskiego wybrało szkopski).


 

piątek, 18 listopada 2011

CZERWONOKROPNIASTY

Jak się urodziłem namalowali mi czerwoną kropkę na łbie i powiedzieli „ty będziesz zły”. Ty będziesz babiarzem. Ty będziesz prawnikiem. Ty będziesz mężczyzną... Żyłem z tą kropką przez wiele lat. Ta kropka mówiła wszystkim wokół kim jestem i jaki jestem. A ja się buntowałem. Przecież jestem inny! Powinienem mieć niebieską kropkę! Ale nie... Oni powtarzali wciąż jedno i ciągle to samo. „Ty masz czerwoną kropkę, my widzimy jaki ty jesteś”. Jesteś taki jak my to widzimy, bo tylko my możemy ci powiedzieć prawdę o tobie. Przecież jasne jest, że jak masz czerwoną kropkę, to jesteś czerwonokropniasty... Ach, ludzie małej wyobraźni...
Żyłem jako czerwonokropniasty z przytwierdzonym do łba komunikatem „TEN TAKI A TAKI”. Zaszufladkowano mnie, wpisano do jednego zbioru, nie pozwolono na zmianę. Bo my widzimy jaki ty jesteś...
Czerwona kropka była tylko małym znaczkiem z farby, a stała się jedynym pryzmatem przez jaki mnie postrzegano.
Czerwona kropka była moim przekleństwem, bo nikt nie chciał mnie poznać. Wszyscy widzieli kropkę i nie zastanawiali się jaki jestem. A ja cierpiałem, bo wiedziałem, że to nie ta kropka, nie ten przydział.
W końcu wkurwiłem się i zmyłem tą kropkę. Od tego czasu nazywają mnie tym dziwnym, niebezpiecznym... Oni wariują, gdy ich sztywne regułki pojmowania niepojętego świata nie wystarczają. Wszystko, co niepojęte jest dla nich groźne. Tkwią w swych zamkniętych ramkach, w swej uporządkowanej, nieznoszącej sprzeciwu rzeczywistości. Ich horyzont kończy się tam, gdzie koczy się zasięg ich ramion. Ograniczeni głupcy. Nie szukają czegoś poza tym, co widać.
A jak jest z tobą? Widzisz coś poza tym, co widać?*

* "widzieć coś poza tym co widać" - nie jestem pewien, czy zacytowałem dosłownie, bo dawno bajki nie oglądałem, ale coś takiego powiedział pawian Rafiki w "Król Lew III Hakuna Matata". Polecam obejrzenie nawet tym dużym dzieciom (chyba nawet jest na youtubie), bo jest naprawdę genialna.

czwartek, 17 listopada 2011

niedziela, 13 listopada 2011

NIENAWIŚĆ

Ostatnio mamy tak dziwnie gorący okres polityczny (piękna polska jesień zamiast zwoływać ludzi do zaśmieconych, obszczanych sypialni dla bezdomnych i pubów dla dresów, tfu, parków wygania ich na ulicę co by dawali w kość wszystkiemu, co się rusza) więc postanowiłem się uaktywnić.

1. Co te durne Niemcory robiły 11 listopada na Kolorowej Niepodległej? Bo naszej niepodległości raczej nie świętowali. Radziłbym się zastanowić szanownych organizatorom Kolorowej, żeby się następnym razem zastanowili, czy przyjazd zadymiarzy to dobry pomysł. A co do samej idei zatrzymania Marszu Niepodległości (w domyśle: Marszu Faszystów) - idea całkowicie słuszna. Ksenofobia, homofobia, antysemityzm i nacjonalizm w iście hitlerowskim stylu nie mają prawa wyjść na ulicę. Zwłaszcza, gdy ich celem nie jest przedstawienie swoich poglądów, a działanie przeciwko czyimś poglądom. Czekam na dzień, w którym jakiś mądry człowiek zdelegalizuje Młodzież Wszechpolską i ONR. Tak, wiem, marzenia...
Tu relacja trzyczęściowego garnituru made by Ewa (straszna jatka w komentarzach, tak swoją drogą).
Z tego co widzę, nawet osoby będące na Kolorowej nie wiedzą do końca, co się działo. Dlatego też powstrzymam się od dalszych komentarzy.

2. Włosi cieszą się z odejścia Silvio Berlusconiego. Nareszcie :) Strasznie wkurwiający człowiek.

3. W USA miał miejsce niepokojący incydent. Jakieś pozbawione mózgu osobniki podpaliły trzy samochody w zamieszkałym przez Żydów rejonie Nowego Jorku, wymalowali też na ławkach i pojazdach swastyki oraz litery KKK (Ku Klux Klan). Fajnie, nie? Ano, nie fajnie.
Oglądałem wczoraj film "Hitler. Narodziny zła" (jest na youtubie, tu pierwsza część). Jest tam taki moment, w którym młody Adolf wypowiada słowa "to wszystko wina Żydów". Powtarza to zresztą kilkakrotnie. Oglądając ten akurat fragment przypomniałem sobie, jak tydzień temu, tuż po wizycie w obozie w Oświęcimiu, dziadek zaczął najeżdżać na Żydów. Byłem tam razem z nim, żeby zapalić znicz za pradziadka (dziadek mnie za to jeszcze bardziej kocha, bo jestem jedynym wnukiem, który tam z nim jeździ) i ledwo wyszliśmy za teraz obozu dziadek zaczął nadawać. Że Żydzi sami Holocaust wymyślili i że to oni go rozpoczęli, że zaniżyli liczbę polskich ofiar obozu Auschwitz, żeby to oni byli bardziej pokrzywdzeni, że to wszytko wina Żydów, że kolaborowali z Hitlerem... A potem powiedział coś, co naprawdę mną wstrząsnęło. Za mało ich tu zginęło. Tak powiedział. Za mało...
Nie jestem w stanie zrozumieć, skąd się to bierze. Taka chora nienawiść, bezpodstawna... I nie wiem, co by można zrobić, żeby z nią walczyć. To smutne. Nienawiść do jakiejś grupy osób ze względu na ich religię/pochodzenie/orientację seksualną/kolor włosów (to już poziom ekstremalny) to choroba psychiczna. Jak to powiedziała pani Dragina w książce "Schodami w górę, schodami w dół" Michała Choromańskiego - antysemityzm to niepoczytalność.

sobota, 5 listopada 2011

CO Z TYM PiSem?

Dziękuję komentującym za wyrazy wsparcia :)

Ponieważ mamy gorący czas polityczny, dzisiaj będzie bardzo politycznie. Osoby wrażliwe na słowa „Kaczyński” lub „PiS” lub „polityk” proszę o przejście do tego linka i uradowanie się widokiem pięknych kobiecych ciał. Jest taki fajny komentarz związany z tym klipem – fajną muzykę ma to porno.
Dla heteroseksualnych kobiet i gejów nie znalazłem odpowiedniego filmiku, sorry, musicie czytać :)

Z PiSu wyrzucono wczoraj tak zwaną „frakcję ziobrystów” - Zbigniewa Ziobrę, Jacka Kurskiego, Tadeusza Cymańskiego. Za co? No cóż... Wydawało im się, że w PiSie można zaprowadzić demokracje (haha). Chłopaki co prawda odwołują się od tej decyzji, ale PiS nie zmienia zdania.
Partia spod znaku krzyża i kaczki ma kłopoty. Zaczęły się od katastrofy Tu-154. Zginęło w niej sporo czołowych działaczy (np. Gosiewski, Wasserman, Natalii-Świat). Na dodatek byli to działacze lubieni w konserwatywnym środowisku.
Kaczyński na czas wyborów przemienił się w milutkiego owieczka (ponoć baran/baranek może być obelgą, więc użyje męskiej wersji słowa owca) i tylko z tego powodu doszło w ogóle do ostatecznego starcie Komorowski-Kaczyński w drugiej turze wyborów. Agresywny, arogancki i nie potrafiący powstrzymać się od … nie powiem jakich … uwag Prezes dostałby głosy tylko tego najtwardszego elektoratu, czyli od moherów z antenkami.
Jednak wybory przegrał. A jak się coś przegrywa, to trzeba znaleźć winnego całemu złu tego świata kozła ofiarnego. Padło na ładną buzie Joanny Kluzik-Rostkowskiej (wszystkie inne ładne buzie robiące cokolwiek poza mówieniem wszystkim, co myśli Prezes zginęły pod Smoleńskiem). Ale! Kaczyński nie docenił Kluzicy. No bo to zła kobieta jest - zamiast usunąć się grzecznie w cień pokazała Prezesowi środkowy palec i założyła nową partię. Inna sprawa, że wcale na tym dobrze nie wyszła.
Pozbywając się stronników Kluzicy i ziobrystów PiS stał się partią jednej twarzy (Kaczyńskiego) i jej dwóch szczekaczek (Hofmana i Błaszczaka, którzy mówią co myśli Prezes; jest jeszcze posłanka Sobecka*, która mówi, co myśli Rydzyk). Czy taka partia ma szansę wygrać cokolwiek? Nie. Żeby wygrać wybory trzeba przyciągnąć do siebie niezdecydowanych, niezainteresowanych polityką, ludzi raczej z centrum, a nie radykałów - tacy właśnie napędzają PO. W elektoracie PiS został sam najtwardszy, najbardziej moherowy beton. Nawet jeśli ludzie młodzi, również tacy w moim wieku, są za PiSem, to raczej nie ze względu na Prezesa.
Kaczyński pozbył się ze swojej partii trzech lubianych w środowisku europosłów. Czy to podniesie notowania PiSu? Myślę, że wręcz przeciwnie.

Na koniec kawał z dedykacją dla ziobrystów:
Owczarek przechodzi z Berlina Wschodniego do Zachodniego.
- Tam jest cudownie - mówi do buldoga. - Nie ma biednych, nie ma bogatych, wszyscy są równi.
- To dlaczego stamtąd zwiałeś?
- Bo tutaj mogę sobie poszczekać.

* Tak pięknie odpowiedziała na pytanie "To dlaczego tak wielu ludzi nie znosi Pani? Pani i ojca Rydzyka?":
"Niektórzy wręcz go nienawidzą - Anna Sobecka ścisza głos, jakby wyjawiała tajemnicę. - Ja myślę, że to zazdrość. Zazdroszczą nam wiary, wartości, tych moralnych drogowskazów, które pozwalają uczciwie iść przez życie. Zazdrość... W niektórych ludziach jest taki zwierz! A ja znam dobrze ojca Tadeusza: to bardzo ciepły, otwarty na ludzi człowiek, człowiek głębokiej wiary. Ma niesamowity charyzmat przygarniający, jest bardzo czuły na ludzkie potrzeby, na biedę. Ma w sobie takie coś, że potrafi zarazić do idei, przyciągnąć tłumy. Przy tym ma wielki talent organizacyjny, czego wszyscy mu zazdroszczą. A ludzi poznaje po oczach. Raz spojrzy i już wie, czy można takiej osobie zaufać." A tak o Prezesie: "Uważam, że wszystkie partie polityczne zazdroszczą nam takiego prezesa jak Jarosław Kaczyński. Prezes PiS to człowiek inteligentny, o ogromnej wiedzy, który całe swoje życie oddał sprawom publicznym opartym na prawie. Jarosław Kaczyński jest wielkim mężem stanu, który jako jedyny lider spośród wszystkich ugrupowań ma programową wizję Polski. " Pozostawię to bez komentarza. Tu źródło i tu źródło.

wtorek, 1 listopada 2011

TRANS W RODZINIE

Oj, Anonimowe Stwory, przyznać się, ile osób z mojej klasy bywa na tym blogu? :)

Byłem ja dziś w pięknym mieście o rzut moherem stąd. Dziadek mieszkał młodym będąc w Chrzanowie, tam jest pochowany jego brat, mama i ojczym. Byliśmy więc dzisiaj zapalić znicz (nie będę się odwoływał do samego Święta Wszystkich Świętych, bo moja wiara wyklucza istnienie kogoś takiego jak "święty". Święty to może być Duch). Po "zaliczeniu" cmentarza (i zwyzywaniu przez ojczyma wszystkich źle parkujących kierowców) pojechaliśmy na tradycyjne pocmentarne spotkanie u mojej cioci. Rozmowa się ciekawie rozwijała (rozpiętość od motoryzacji do szerokiej polityki), aż w końcu naszedł rodzinkę temat ostatnich wyborów. Najpierw całe konserwowane zgromadzenie objechało Kaczyńskiego, bo gość nie umie wygrać wyborów i powinien oddać władzę w PiSie komuś innemu (o dziwo, dziadki poparły Ziobrę). No okey. A potem przyszedł temat Palikota. Dowiedziałem się arcyciekawej rzeczy. Otóż w partii Palikota są dewianci i zboczeńcy! I to dewianci i zboczeńcy na tą partię głosują! Teraz się z tego śmieje, ale nie było mi do śmiechu jak tego słuchałem. I pewnie nie będzie mi do śmiechu, gdy nadejdzie dzień wielkiego Comming Outu przed rodziną. A ja bardzo kocham moją rodzinę, lubię te ciocie, wujki, kuzynostwo. Myślę, że ciężko będzie mi z ich nie akceptacją. Ale strach przed nią nie sprawi, że cofnę się. Nie. Chce przejść korektę płci niezależnie od tego, jak wielu członków mojej rodziny przestanie się do mnie odzywać. Dewianci i zboczeńcy... Hmm... Piątka dorosłych (czterech mocno dorosłych i ojczym) kontra ja. Uprzedzam pytanie - nie kłóciłem się :)

No cóż. Nie wiem, co będzie dla nich gorsze do przyjęcia – to, że nie jestem katolikiem, czy to, że jestem transem. Strach się bać... Ale! Jest jedna Ciocia, neurolog i nasz „lekarz rodzinny”, która ma spory posłuch w rodzinie. Jeśli ona z racji swego zawodu mnie poprze, to rodzinka nie będzie miała wiele do powiedzenia. O ile mnie poprze. A jak nie poprze? No trudno, ciocine ciasta będę sobie musiał wybić z głowy...

wtorek, 25 października 2011

NADZIEJA

- Chciałbym zamknąć swoje serce.
- Dlaczego?
- Bo miłość strasznie boli.
- A nie uważasz, ze będzie ci jej brakowało?
- Nie będzie brakowało. Przyjaźń jest ważniejsza. Ale jej też nie chcę. Chciałbym nie czuć nic.
- Nie uważasz, że brak uczuć jest złem?
- Nienawiść to też uczucie, a jest zał. Chciałbym się jej wyzbyć.
- A często ją czujesz?
- Cały czas. Pali mnie tak samo jak miłość. Umieram z nienawiści, umieram z miłości... Miłość i nienawiść to to samo.
- Co byś zrobił, żeby pozbawić się uczuć?
- Nie wiem. Mam ich już dość.
- Co więc zrobisz?
- Będę obojętny. Na wszytko.
- Na śpiew ptaka, kolor nieba i szum wiatru też?
- Nie. Tylko na ludzi. Ludzie są źli.
- Ja też?
- Ty jesteś człowiekiem. Człowiek jest dobry, ale ludzie są źli. Stado jest złe.
- Stado odbiera ci chęć życia?
- Tak. Rodzina, klasa, szkoła. Stado.
- Chcesz się uwolnić od rodziny?
- Tak.
- I co teraz?
- Teraz chcę się zamknąć w domu ze szczurem i dobra książką.
- A możesz to zrobić?
- Nie.
- Więc?
- Więc się zabije.
- Jesteś pewny?
- Tak.
- Nie boisz się?
- Boję się. Ale bardziej boję się życia.
- Więc żegnaj.
- Żegnaj.

Czasem boje się moich własnych myśli i tego, co z nich wynika. Ale spokojnie, nie mam zamiaru się zabić. Mam szczurka, który beze mnie nie przeżyje, więc mam dla kogo żyć. Jest takie piękne słowo "nadzieja". Ba, to jest nawet imię... Ale to nie działa. Strach zawsze jest silniejszy od nadziei. 

W gimnazjum potrafiłem przez parę tygodni z rzędu pojawiać się w szkole co drugi dzień. Wagary? Nie. Stres. Moja Pani Doktór Rodzinna zdiagnozowała u mnie zespół jelita drażliwego. Stres powoduje naprawdę uciążliwe bóle brzucha. W gimnazjum najbardziej chyba przerażał mnie angielski - siedziałem na nim jak na tureckim kazaniu, bo nie wiedziałem co się dzieje. Opuszczałem lekcje, brzuch mnie bolał, słabłem... Niczego się tak nie bałem jak tego angielskiego. Może to brzmi nieco paranoicznie, ale tak właśnie było. A teraz? A teraz na niemieckim siedzę jak na tureckim kazaniu. Na matmie to samo. Coraz częściej myślę, że trzeba było pierdolić liceum i iść do technikum czy zawodówki. Przeraża mnie sama myśl, że mam iść na studia. Znowu nowi ludzie, spore uczelnie, czuje, że się w tym pogubię. 

Po co to piszę? Bo od wczoraj brzuch mnie tak boli, że nie mogę wysiedzieć. Śpię tak, że budzi mnie najsłabszy dźwięk, podrywam się rano już po pierwszym tonie alarmu ustawionego jako budzik. Jeszcze póki jestem w szkole, rozmawiam z Panną O. i innymi jakoś to płynie, ale jak przychodzę do domu to nie potrafię się śmiać, nie mogę opanować złości, żalu, czasem płaczu i tego okropnego strachu...

Chyba już wystarczy tych żalów. Zaraz się kopnę w dupę, włączę jakąś rąbankę gitarową (ostatnio nawet pokusiłem się o włączenie Behemotha - to nawet ma jakąś melodię, choć ten growl jest dość... oryginalny), wrócę do czytania "W 80 dni dookoła świata", szczur mi się obudzi i będzie mi lepiej.

poniedziałek, 17 października 2011

- Tak się zastanawiam... Istnieję czy nie istnieję?
- Czy jesteś człowiekiem śniącym o byciu motylem, czy motylem śniącym o byciu człowiekiem?
- No... Czy  jestem sobą, czy wytworem czyjejś wyobraźni? A może tylko mi się wydaje, że istnieję... Może jestem swoim własnym urojeniem?
- A wiesz jak to sprawdzić?
- Nie... I dlatego to mnie tak bardzo męczy. Może jestem mrówka w świecie olbrzymów?
- Nie myśl o tym. Myślenie o własnym istnieniu do niczego nie prowadzi.
- Ale ja chciałbym znać prawdę!
- Prawda nie istnieje, malutki... Będziesz się męczył, żeby ja znaleźć, a tak naprawdę jej nie ma.
- Więc co mam robić?
- Przestań myśleć.
- Da się tak?
- Nie, malutki.
- Więc?
- Więc umrzesz młodo, jak wszyscy ci, co szukają wiatru w polu...

niedziela, 16 października 2011

TRAWKA

DZISIAJ MÓJ 100 POST! 
Mało brakło, a bym to przegapił jednak dobry wujek Blogger mi o tym przypomniał. Będzie bez tortów i świeczków, za to temat dla młodzieży szczególnie ważny :)

TRAWKA

Po ogłoszeniu wyników wyborów (szkolne wygrały Palikoty) zaczęliśmy się w szkole zastanawiać nad jedną kwestią. Zalegalizują marihuanę, czy nie?

Nie jestem człowiekiem, który ma ochotę cokolwiek popalać. Ba, ja nawet nie mam ochoty na picie czegoś mocniejszego od energy drinka. Czy legalizacja trawki ma sens?
1. Jak to powiedziała Panna P. - jak będą chcieli palić to będą palić bez względu na zakazy. Mógłbym się nawet pokusić o stwierdzenie, że część pali dlatego, że to jest zakazane.
2. Czy naprawdę panowie pałacjanci (tfu, policjanci) nie mają już nic do roboty? Równie dobrze mogliby z całą brygadą antyterrorystyczną napadać na gówniarzy palących pod szkołą papierosy. Tylko po co? Ściganie handlarzy, wytwórców i posiadaczy kosztuje sporo kasy. A to wszystko i tak przypomina pracę Syzyfa.
3. Do kiedy trawka będzie nielegalna? Do momentu, w którym powstanie silne lobby, które wyjaśni politykom, że na "miękkich" narkotykach można zarobić taką samą kasę jak na papierosach. Już nie mówiąc o tym, że po opodatkowaniu trawki część kasy będzie płynęła do budżetu.

Mówi się o tym, że trawka jest niezdrowa, że przybędzie nam narkomanów do leczenia za publiczne pieniądze, że dzieci się zniszczą...
Mam propozycję. Zdelegalizujmy papierosy. Przecież są niezdrowe, uzależniają, a tych z rakiem płuc też leczymy za publiczne pieniądze. A dzieci będą odcięte od tych brzydkich dymków...

To ostatnie to jest największa z możliwych bzdur. Podobno fajki sprzedają dopiero wtedy, gdy ktoś skończy osiemnaście lat. To ja jestem ciekaw, skąd ma je jakaś połowa (mniej/więcej) klasy. Część z nich to już kilkuletni palacze. Czy jakiekolwiek zakazy powstrzymają ich od chodzenia "na fajkę"?
Nawet gdyby wprowadzono prawo pozwalające legalnie sprzedawać trawkę osobom powyżej osiemnastego roku życia, to i tak paliliby ją znacznie młodsi. I palą, teraz też. I gówno z tym można zrobić, patrz punkt 1.
Czy uważam, że powinno się zalegalizować miękkie narkotyki? Dlaczego nie? Młodych i tak prędzej wykończy alkohol niż popalanie tego czy owego.


Ludzie, co wy wyszukiwarkę wpisujecie... W tym tygodniu:
1. trans palikot
2. trans w sejmie
3. galeria tranwescyta w sejmie (szczerze? nie wiedziałem, że mamy transwestytę w sejmie, dzięki za wiadomość)
4. trans u palikota
5. anna grodzka wybrana przez przypadek
Anna Grodzka ma wzięcie, nie? Podniecają się nią jak parówkami za PRLu. I dobrze. Może uda jej się przekonać kawałek świata, że jesteśmy normalni :)
Za to dziś znalazł mnie ktoś żądny wiedzy. Ot co wpisał: "reformy,które próbował wprowadzic august iii sas".  No pięknie, pięknie, trza się uczyć, miłe dzieci :)

poniedziałek, 10 października 2011

Wedle wszelkich znaków na zadymionym niebie i rozmokłej ziemi Anna Grodzka została wybrana na posła.

Obudziłem się dzisiaj rano w innej rzeczywistości. Do sejmu dostał się "pierwszy gej RP" Robert Biedroń i kobieta, która otwarcie mówi, że przeszła korektę płci. Czy to przełom? Tak. Ale przede wszystkim to danie ludziom takim jak ja nadziei, że w końcu społeczeństwo zacznie nas zauważać. Po pewnym czasie może również zacznie nas rozumieć. To nie będzie tak na "hop siup". Ale jeszcze parę miesięcy temu nie uwierzyłbym, że trans mówiący wprost i głośno o tym, kim jest może dostać się do parlamentu.

Heh, moja bardzo zorientowana we wszystkim wychowawczyni nazwała dziś Grodzką transwestytą. Ja rozumiem, że nie każdy musi znać definicje wszelkich tęczowych literków, ale jak już o czymś mówimy, to błagam, sprawdzajmy, co mówimy. Taki słodki apel ku nauczycielom. Zwłaszcza z tak wysokimi i godnymi pozazdroszczenia kwalifikacjami jakie ma moja wychowawczyni.

W szkole zapanowała dziś radość wielka, większość osób było za Palikotem. Jedna koleżanka pokusiła się nawet o stwierdzenie, że gdyby Ruch Palikota założono wcześniej, to wyprzedziliby PiS. Nie wiem, nie jestem politologiem. Palikota specjalnie nie lubię, ale partia cała ogółem źle nie wygląda.

Z głośników mi elegancko postukuje „Heartbreak Ridge IntroMusic”. Coś pięknego. Z pazurkiem. Piękna Panno P., słyszałaś już to?

Mój ulubiony kuzyn student robił czystki w szafie, więc dostało mi się sporo książek. Między innymi wszystkie „Mikołajki” (albo prawie wszystkie, nie sprawdzałem), „Sposób na Alcybiadesa” i daw tomu „Baśni braci Grimm”. Nie mój przedział wiekowy? Eee tam. Dopóki świetnie się czyta to się czyta. Wracam więc teraz do Alcybiadesa. 


GRATULACJE PANI ANIU!!!

poniedziałek, 3 października 2011

Robią mi remont bloku. Za oknem przewalają się faceci (to dopiero trzeci dzień remontu, więc jeszcze raczej ubrani), prywatność umiera w mękach :)

Ciekawa rzecz na krytykapolityczna.pl - "19 przesądów na temat aborcji i legalizacji aborcji". Spodobał mi się punkt trzeci - Wszyscy przeciwnicy aborcji są przeciwnikami legalizacji aborcji. Uważam, że aborcja jest złem (czasami koniecznym), ale to jest moje zdanie. Nic nie daje mi prawa do narzucania swojego zdania innym za pomocą przepisów i bajdurzenia o "katolickiej moralności". 

Zbliżają się wybory. Zauważyłem pewną rzecz. Oglądałem jedno po drugim wystąpienia Tuska i Kaczyńskiego. I szerze powiedziawszy, Jaruś prezentuje się lepiej (biorę tu pod uwagę wygląd i sposób mówienia, a nie treść). Jeszcze jakby mówił nieco wyraźniej to w ogóle mógłby być mężem (haha, kawalerem) stanu z prawdziwego zdarzenia. Przynajmniej tak by wyglądał. Jeśli chodzi o wystąpienia, to posępny Tusk, wyglądający na wkurwionego krętacza, z dość nieprzyjemnym wyrazem twarzy wygląda o niebo gorzej niż Jaruś. Jaruś jak stoi za pulpitem to wygląda jak mis koala, który łagodnie i bez stresu poprowadzi Polskę naprzód. Kaczek robiący spokojną politykę to dla PiS wręcz zapewnienie wygrania wyborów.  Na pewno lepiej się prezentuje niż ten wymęczony, łysiejący Tusk z dzikim błyskiem w oku. Jaruś musi mieć naprawdę dobrego speca od PR.
A na koniec komentarz graficzny, czyli jak w niektórych przypadkach widzę wybory:

środa, 28 września 2011

Wszystkim wyznawcom judaizmu życzę dziś wszystkiego najlepszego i dużo szczęścia w nowym roku!

Tak, dzisiaj Żydzi obchodzą Nowy Rok, 5772 tak dla ścisłości. Dla zainteresowanych, tutaj jest bardzo fajna galeria.

Onet zabłysnął ostatnio tekstem pt. „Ile kosztuje penis?”. Czytając ten tytuł byłem pełen wątpliwości o zgodność tego tekstu z rzeczywistością. Zostałem jednak mile zaskoczony. Dobrze napisany, w bardzo ludzki sposób pokazuje rzeczywistość transów. Zabrakło mi dwóch rzeczy: po pierwsze nie napisano, że nie przez wszystkie operacje trzeba przechodzić, po drugie fajnie by było, gdyby autorzy takich tekstów dawali namiary np. na Trans-fuzję. Ale to są rzeczy istotne z transowskiego punktu widzenia, więc w artykułach mających na celu jedynie pokazanie problemu nie są konieczne. Ponad 1000 komentarzy – nie czytajcie ich, nie ma co się denerwować. Chociaż... Na pierwszej stronie forum aż pięć pozytywnych komentarzy (nie liczę tych „w dyskusjach”). Jak na Onet to całkiem dobrze.

Edukacji nam potrzeba, EDUKACJI!!! Matko jedyna! Jak nie będzie edukacji to nie będzie społecznego poparcia (wsparcia) dla LGBT.

Czekam na ten piękny dzień w mojej „elitarnej” (tfu!) szkole, w którym jakiś nauczyciel powie wprost „transseksualizm to nie zboczenie. Transseksualizm to nie świadomy wybór. Transom trzeba pomagać”. Będę wtedy bardzo szczęśliwy.

Czy takie teksty mają jakiekolwiek znaczenie? Przekonanym, że transy to zboczeńce nie pomogą wrócić na właściwy tok rozumowania, wiedzącym, co to transseksualizm nic nie dadzą... Jednak, gdy ktoś nie wie, o co chodzi, albo gdy jakiś trans czuje się tym, kim się czuje, to zawsze jest to jakiś krok naprzód. Pamiętam ciągle artykuł, w którym pierwszy raz przeczytałem o transseksualizmie. Dało mi to wtedy dużo nadziei. Kto wie, czy Onet nie pomógł teraz jakiemuś transowi?

Tak swoją drogą... Siedem lat temu zginęła FannyAnnEddy, działaczka na rzecz LGBT, mieszkanka Sierra Leone (Afryka). Może zacytuję Valerie („V for vendetta”): „jednego czego nie rozumiem, to to dlaczego, on nas tak nienawidzą...”

Ktoś mnie znalazł wpisując do Wujka Gugla „trans ciota”. Uprzejmie informuję iż trans to ja jestem, ale ciota to już nie. Za brzydki na ciotę jestem :)

wtorek, 20 września 2011

HOŁOWNIA, BŁAGAM...

Przeczytałem tekst Hołowni zamieszczony na Newsweek.pl. Hmm...

Hołownia na łamach Newsweeka polemizuje (a raczej mówi, dlaczego nie będzie polemizował) z Nergalem. Zacytuje: "Moja niechęć do kontaktu z nim nie wynika więc z tego, że głosi absurdalne poglądy, ale z tego, że robi to po chamsku, z pogardą i agresją do myślących inaczej niż on. Nawet jeśli twierdzi, że on po prostu odpłaca w ten sposób ludziom religijnym, jest to prymitywna forma prowadzenia dialogu." Hołownia, błagam. "Przecież Nergal, zarzucając chrześcijanom, że wprowadzają w tym kraju mentalną dyktaturę, sam robi co do joty to samo, stawiając się ponad (...) tzw. złotą zasadą (nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe)." Jeżeli dobrze rozumiem, to mister katolicki dziennikarz uważa, że to nic nie szkodzi, że KK chce wprowadzić (a raczej już wprowadził) w kraju mentalną dyktaturę. Jest źle wtedy, gdy ktoś prezentuje całkowicie odwrotne poglądy niż te spod znaku "Krzyż i Kościół spółka ZOO".

Hołownia, dlaczego widzisz drzazgę w oku brata swego, a nie dostrzegasz belki we własnym?

"I mam w nosie to, że jest on tak zwanym artystą, czego – mam wrażenie – przestraszył się śródmiejski sąd." Podważamy opinię sądu? Słodko, niedemokratycznie, pisowsko i katolicko.

Chodzi oczywiście o słynny proces o podarcie Biblii. Powiem tak: po cholera się tak drecie o tą książkę? Nie ważny jest papier, nie ważny jest druk... Ważne jest słowo. To Słowo, Ewangelia. A to, że ktoś podarł książkę, w której je wydrukowano to jego problem - widać widzi w nim wielkie zagrożenie.

Hołownia kończy: "Z przyjemnością zmierzę się z nim na argumenty, próbując rozebrać na czynniki pierwsze bajki, jakie o religii opowiada. Nastąpi to dopiero wtedy, gdy wyłączy święcący mi w oczy baner z napisem „mam cię w d...”." Pan dziennikarz łaskawie zgadza się na dialog. Piękne, prawda? No nie wiem. Ja tam uważam, że dyskutować to można z niezdecydowanymi. A Hołownia i Nergal to dwa odmienne bieguny, które nie mają prawa żyć w zgodzie. Więc po kiego czorta mają ze sobą dyskutować? Niech Hołownia robi swoje, Nergal robi swoje, jeden niech dalej pisze książki, drugi niech rwie co mu się podoba. Panie, Panowie, Transi wszelkiej maści - wolność słowa i poglądów niech zawita w tym ziemskim grajdołku. 

A tak swoją drogą - czytałem wywiad z Nergalem i powiem szczerze, że mnie zaskoczył. Mówił tak jakby miał mózg! Biorąc pod uwagę sam wywiad (telewizji nie oglądam, Pudelka nie czytam) to nie jest taki całkiem zły. Najbardziej spodobało mi się to:
"Darski: (...)nie walczę z ludźmi, walczę jedynie z intelektualnym betonem.
Newsweek: Za pieniądze podatników, z których publiczna telewizja opłaca i promuje satanistę.
Darski: Chyba powinienem zacząć głodówkę w ramach protestu przeciwko budowie kościołów za pieniądze z moich podatków i promowanie za te same pieniądze wartości, z którymi walczę."

PS. Panie Hołownia, nie pisz pan "Nie gardzę nim, choć gada bzdury, a skądże", skoro z całego tekstu jaki pan napisał wyłania się całkiem coś innego.

poniedziałek, 19 września 2011

Xavier, mój szczurek obraził się na nazwanie go małym :) Tak tylko wygląda na zdjęciach, w rzeczywistości jest większy.

Ostatnio mam ujemne chęci do wszystkiego oprócz słuchania muzyki, więc raczej nie popiszę się dzisiaj wściekłym tekstem.

Moje miasto zaczyna pokrywać góra śmieci z twarzami laryngologa Śmigielskiego, posła Saługi, prawie senatora Hałaska i paru innych osób. Czasem mam ochotę zrobić to co ktoś inteligentny z plakatem PiSu wiszącym tuż nad chodnikiem – po prostu je porwać. Wkurza mnie ta makulatura. A co do plakatu PiS (nieco dawniejszego) to uważam, że PiRowcom cegła na łeb spadła skoro obok kiełbasy programowej walnęli zdjęcie Marii i Lecha Kaczyńskich. Nie jestem tego pewien, ale oni chyba nie startują ani do sejmu ani do senatu. Jeśli się mylę, to mnie poprawcie.

Panie, panowie, transi wszelkiej maści – stała się rzecz niesłychana! Z Krakowa, z listy Ruchu Poparcia Palikota (gówniana nazwa swoją drogą) startuje Anna Grodzka, założycielka i prezeska fundacji Trans-fuzja. Tak! Kobieta mówiąca otwarcie o tym, że przeszła korektę płci startuje do polskiego sejmu, w którym transi są w najlepszym wypadku olewani. Jestem na tak!*

Tak sobie słucham Wojciecha Kilara (tak na przykład tego i tego) i samo mi się ciało rusza. Facet umie oddziaływać na człowieka muzyką lepiej niż niejeden pisarz słowem. Wróciłem też do słuchania zespołu Apocalyptica – słyszeliście kiedyś Metalliki w wersji smyczkowej? Nie? To posłuchajcie tego. A to piosenka, którą odkryłem ostatnio.

* To wcale nie jest plagiat hasła wyborczego mojej wychowawczyni i zarazem radnej (swoją drogą bardzo konserwatywnej). To nawiązanie do spotu „Miłość nie wyklucza” :)

poniedziałek, 5 września 2011

RAMZES

Z racji tego, że życie jest piękne i raczy nas kartkówkami, sprawdzianami i "Faustem" na czwartek nie zmuszę się do jakiegoś konkretnego tekstu. 

Takiego pięknego mam zwierza:

 
 

Musicie przyznać, że jest bardzo fotogeniczny :) Nie to co chomik, który kręci się jak głupi i wszystkie zdjęcia wyglądają jak abstrakcje.
Ramzesek właśnie śpi. Zaraz się pewnie obudzi i będzie merdał ogonem (to akurat metafora) i robił oczka sarenki, żeby dostać coś do jedzenia.
Lżej jest człowiekowi, gdy nie jest sam. Mieszkam z dwoma siostrami, mamą i weekendowym ojczymem, a jednak czuję czasem, że jestem całkiem sam. Czasem są takie dni, że pęka mi serce. O dziwo, odkąd mam zwierza, taki dzień mi się nie zdarzył. Chyba jedynym lekarstwem na samotność jest czuć przy sobie drugie serduszko. Nawet jeśli gryzie w palce, gdy niezbyt mądry właściciel podsuwa mu je pod nos :)

czwartek, 1 września 2011

PIKNY DZIEŃ

Pominę zwykłe pierwszowrześniowe nudy pt. "przemówienie pani dyrektor" i "list naszej ukochanej minister Hall" (tak ładnie ostatnio pokazywała nogi w szmatławcu, że z niecierpliwością czekam na sesję w Playboyu). Naszła mnie za to taka myśl - w jakich czasach my żyjemy, że wyścig szczurów zaczyna się w przedszkolu a do wzięcia w nim udziału namawiają nas wszyscy nauczyciele?

Dlaczego uważam, że wyścig szczurów zaczyna się już w przedszkolu? Angielski (ostatnio widziałem ofertę prywatnego przedszkola językowego), mnóstwo dodatkowych zajęć (dla chętnych rodziców, o sorry, przedszkolaków). Walka o miejsca w przedszkolu. Potem jest tylko gorzej (i jeszcze wprowadzili tą idiotyczną ustawę o sześciolatkach w szkole, gratuluje, pani minister).

Wszyscy mówią nam "macie być najlepsi". Macie do czegoś dojść. Macie iść na studia... Sam w to kiedyś wierzyłem i teraz, na początku 2 klasy LO żałuję, że tak myślałem i nie wybrałem innej drogi.

Nie muszę być wielkim człowiekiem, nie muszę być bogatym człowiekiem, nie muszę mieć świetnej pracy pod tytułem inżynier i nie muszę mieć klaty jak Leonidas z "300". Ale świat tego ode mnie wymaga. W tym całym poszukiwaniu piękna, które piękne nie jest i spełnienia, które nigdy się nie dopełnia zatraciliśmy swoje człowieczeństwo, możliwość porażki, upadku... Zostały nam wyśrubowane ambicje. Macie być najlepsi... Macie wiedzieć wszystko... Nie wolno wam upaść, bo nikt wam ręki nie poda... Alleluja i do przodu! Wypij Red Bulla i na przód! Zapomnij o spokojnym świecie Ani Shirley! Zapomnij o polach malowanych zbożem rozmaitym! Przecież ty MUSISZ być szczęśliwy!

Może jojczę jak stary dziad, może nie odkryłem nic nowego, ale lubię sobie tutaj na blogu czasem ponudzić :)

Jakiś czas temu pisałem, że Europa ignoruje zagrożenie ze strony radykalnych prawicowców. Niedawno na Racjonalista.pl znalazł się tekst autorstwa Przemysława Prekiela, będący recenzją książki "Brunatna Księga 2009-2010" - jest potwierdzeniem, że wielu ludzi z niepokojem patrzy w stronę radykalnej prawicy. Polecam przeczytanie recenzji, ja teraz chyba będę polował na samą książkę.

Było ostatnio parę tekstów na homicze tematy, znalazłem na przykład TO - artykuł o lesbijkach "leczonych" gwałtem. Trudno nawet to bestialstwo skomentować. I TO - pewien "naukowiec" będzie w Poznaniu "nauczał", że homoseksualizm można leczyć. Podsumuję to nawiązując do słów Neta - czasami po urodzeniu jakaś niedorobiona pielęgniarka upuści dziecko i potem musimy się z nim męczyć... A i gratulacje dla Uniwersytetu Medycznego - bałbym się tam uczyć, skoro zapraszają tam ludzi podważających oczywiste fakty. Nie oni zaprosili? Co z tego! Naziście salki by nie dali, to i temu kretynowi nie powinni.

Nie pisałem jeszcze, że kopiłem sobie szczurka. Piękny mężczyzna, dobrze zbudowany (brzuszek ma jak ja), czerwone oczy - no po prostu super zwierz. Ma na imię Ramzes. Mam mały problem z wklejeniem zdjęć, ale jak tylko będę mógł to dodam.

sobota, 27 sierpnia 2011

O DEMOKRACJI POLSKIEJ

Osoby wrażliwe, przywiązane do swojego stołka, tych, co "nie o taką Polskę walczyli" i polityków proszę o odejście od ekranu. Będzie niedemokratycznie i długo. Zapraszam do dyskusji (błagam, natalio_oreiro, nie krzycz już :) ). 

O DEMOKRACJI POLSKIEJ

Obecnie na świecie uważa się demokracje za najlepszy system polityczny, dający najwięcej wolności, samorządności, dający gwarancję przestrzegania praw człowieka. To ostatnie zrodziło się zapewne z faktu, że większość współczesnych krajów (jak Chiny czy Korea Północna) rządzonych przez de facto jednego człowieka nie mają nic wspólnego z prawami człowieka, wręcz je łamią. Jednak z historycznego punktu widzenia (popatrzmy na polska historię) to demokracja wydaje się być powodem upadku, a władza skupiona w rękach odpowiedniego człowieka wybawieniem i symbolem spokoju w państwie.
Zastanówmy się więc. Gdyby władze skupiała jedna osoba (lub skromna garstka ludzi) o zdolnościach dyplomatycznych, mająca doskonałych doradców z wszystkich dziedzin i potrafiąca utrzymać kraj silną ręką to czyż nie byłoby to lepsze niż czterystu sześćdziesięciu nie mogących się pogodzić ludzi, którzy zachowują się jak idioci?
Polscy parlamentarzyści to nieodrodni synowie polskiej szlachty. Ona też sejmikowała, ona też do zgody była bardzo niechętna. Ona wolała pić i bawić się całymi dniami, a obecni parlamentarzyści nie robią nic prócz zapewniania, że gdy opozycja rządziła było gorzej. Aż się dziwie, że nie dławią się tą kasą, którą dostają z naszych podatków. A bodaj by was usiekli!
Posłużę się teraz portretem polskiej szlachty przedstawionym przez Macieja Dobrzyńskiego (cytat z "pana Tadeusza", oczywiście): 
A głupi! a głupi!
A głupi wy! Na kim się mleło, na was skrupi.
To póki o wskrzeszeniu Polski była rada,
O dobru pospolitem, głupi, u was zwada?
Nie można było, głupi, ani się rozmówić,
Głupi, ani porządku, ani postanowić
Wodza nad wami, głupi! A niech no kto podda
Osobiste urazy, głupi, u was zgoda!
Coś wam to przypomina? Ta ciągła niezgoda, ta spirala nienawiści i sprzecznych z dobrem państwa działań doprowadziła do załamania się państwa polskiego i w konsekwencji do zaborów. Jak to możliwe, że potężny kraj Bolesława Chrobrego, Odnowiciela, wreszcie Łokietka i Kazimierza Wielkiego został doprowadzony do upadku?! Odpowiedź jest prosta - wprowadzono demokracje szlachecką.
Zaczęło się to niepozornie. Ludwik Węgierski by zapewnić władze swej córce, miłościwie nam panującej Jadwidze (jest zdecydowanie moim ulubionym królem Polski) musiał nadać szlachcie przywileje. Potem nasz wspaniały król (i ni ironizuje tu) Władysław Jagiełło musiał wkupić się w łaski rosnącej w siłę szlachcie, aby Jagiellonowie mogli zostać w Polsce. Tak więc nadał szlachcie nowe prawa (przywileje generalne: brzeski, jedlnieński, krakowski). Były one podwaliną pod budowę "złotej demokracji szlacheckiej". Jestem wprost zniesmaczony, gdy czytam o bucie naszych przodków. Mieli wspaniałego króla Jagiełłę, który za przeproszeniem, rozpierdzielił Krzyżaków pod Grunwaldem, który umocnił Polskę i dał nam potężną siostrę i partnerkę - Litwę, a żądali od niego przywilejów, żeby w zamian łaskawie zgodzić się na panowanie jego syna. Najwyraźniej nie obchodził ich dobrobyt Polski, ciągłość władzy (bezkrólewie to śmierć), a jedynie ich własne kieszenie, zyski i władza. Osobiście uważam, że była to zdrada.
Kolejne kroki w stronę upadku Królestwa Polskiego nastąpiły w momencie bezpotomnej śmierci Zygmunta Augusta. Nastąpiła wtedy era władców elekcyjnych. Już pierwsze elekcje przyczyniły się do tego, że naprawdę mało brakło, aby wybuchła wojna domowa. Pominę tu krótki czas "panowania" Henryka "Zwiewającego" Walezego.
Podczas elekcji we wsi Wola pod Warszawą senatorowie wybrali na króla Maksymiliana II Habsburga. Szlachta była ujemnie zachwycona i wybrała na króla Anne Jagiellonkę i ogłosiła, że jej mężem zostanie książę Siedmiogrodu Stefan Batory. Na szczęście Maksymilian zmarł zanim zdążył zagrozić jego władzy, jednak Batory długo musiał walczyć z przeciwnikami.
Batory słyszą wygórowane żądania szlachty (chcieli przywilejów) zezłościł się i wygłosił mowę zawierająca miedzy innymi słynne słowa "jestem królem waszym, nie wymyślonym ani malowanym". Potem dodał "chcę panować i rządzić i nie ścierpię, aby ktoś z was mi w tym przeszkadzał. Bądźcie strażnikami waszej wolności, ale nie pozwolę, abyście byli moimi nauczycielami".
Po niespodziewanej śmierci Batorego konflikt o to, kto ma być królem wybuchł z ogromną siłą. Zamoyski i Zborowscy przyprowadzili na pole elekcyjne wojsko, znów wybrano dwóch królów - Zygmunta Wazę i Maksymiliana, brata cesarza Rudolfa II. Znów cudem udało się koronować Wazę nim Habsburg dojechał do Krakowa (Zamoyski go przepędził).
Zygmunt nie przyzwyczajony do dzielenia się władzą ze szlachtą, chciał zebrać całą władze, jednak rokosz Zebrzydowskiego mu w tym przeszkodził. Mimo jawnego nieposłuszeństwa król nie mógł krwawo stłumić rokoszu, bo zostałby co najmniej wypędzony z Polski.
Dopiero elekcja jego syna, Władysława IV Wazy, była spokojna. Ba! Najspokojniejsza. Kolejna, podczas której wybrano Jana Kazimierza, również nie należała do najgwałtowniejszych - być może dlatego, że na Ukrainie szerzył się bunt Chmielnickiego i okazało się, że król jest jednak do czegoś potrzebny. Za to za czasów J.K. po raz pierwszy wykorzystano hasło "liberum veto". Użył go Władysław Siciński (a bodaj by cie usiekli!), bo nie spodobało mu się, że obrady sejmu ciągną się tak długo (notabene z powodu niezgody szlachty). W wyniku rokoszu Lubomirskiego i problemów osobistych Jan Kazimierz abdykował.
Wówczas w Polsce zawrzało, szlachta pogrążyła kraj w zamęcie politycznym. W końcu szlachta wybrała na króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego, polityczne beztalencie i marionetkę. Warto też wspomnieć, że w trakcie tej elekcji szlachta otworzyła ogień do senatorów, którzy musieli ratować się ucieczką.
Jan II Sobieski, kolejny król Polski, w przeciwieństwie do wielu swoich poprzedników, był do swojej roli przygotowany. Mimo, że jego elekcja wypadła w trudnych warunkach (król Michał zmarł w przededniu bitwy chocimskiej) był to dobry wybór. Jan Sobieski był hetmanem, doświadczonym żołnierzem i strategiem, wiernym poddanym króla Jana Kazimierza (ostro sprzeciwił się rokoszowi Lubomirskiego). Potem protestował przeciwko wyborowi Wiśniowieckiego na króla, jednak nadal służyła ojczyźnie. Myślę, że nie przesadzę mówiąc, że był najwybitniejszym polskim królem ery wolnych elekcji.
Po śmierci Sobieskiego konflikt o koronę znów przybrał postać skrzyżowanych mieczy. W końcu królem obwołano Augusta II Mocnego z dynastii Saskiej. Po dziewięciu latach rządów szlachta zdetronizowała Sasa i wybrała na króla Stanisława Leszczyńskiego. Niedługo potem znów powrócił do władzy w Polsce (mimo oporu szlachty). Okazał się dobrym władca i mimo wcześniejszej wojennej zawieruchy po powrocie na tron przedstawił wiele projektów naprawy sytuacji Polski. Nie zmieniło to jednak faktu, że Rzeczpospolita chyliła się ku upadkowi. Kolejny król, August III Sas, uzyskał elekcje w wyniku zbrojnego najazdu na pole elekcyjne i przytrzymaniu szlachty pod mieczem. W Polsce wybuchła wojna domowa, którą wygrał Sas. Potem chciał wprowadzić reformy, jednak ze względu na zrywanie sejmów nie udało się żadnej uchwalić.
Podczas kolejnej elekcji najważniejsze okazało się zdanie carycy Katarzyny II - już wcześniej planowała ona osadzenie na polskim tronie Poniatowskiego. Po przyjeździe do Polski rosyjskiego ambasadora i czterech tysięcy zbrojnych sejm bez problemów wybrał na króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Inna sprawa, że przed elekcją prawie cała opozycja opuściła Warszawę.
Mimo dość oryginalnego sposobu elekcji Poniatowski okazał się naprawdę dobrym władcą. Nie był idiotą, znał się na dyplomacji, sztuce, wiedział, co zrobić, by uzdrowić Polskę. Cierpiał jednak na tragiczną przypadłość - uległość wobec Katarzyny II. Szlachta w 1768 roku zawiązała konfederację barską, dwa lata później ogłosili detronizację Poniatowskiego. Był to jeden z powodów I rozbioru Polski. Za rządów Poniatowskiego uchwalono Konstytucję 3-go maja, najlepsza rzecz jaka nas spotkała podczas tego trudnego czasu rozbiorów.
Poniatowski nie był złym królem, jednak jego uległość wobec Rosji i brak politycznego kręgosłupa sprawiło, że wydawał się marionetką. Wraz z Konstytucją skończyło się szlachtowanie i picie wina na sejmikach. Dzieło zniszczenia dobiegło końca, szlachta doprowadziła do upadku Polski.
Kolejnym przykładem na to, że demokracja nie jest wartością samą w sobie jest czas sanacji. Zanim Piłsudski objął władzę (rok 1926 - przewrót majowy) mieliśmy w Polsce "pierdel, serdel, burdel" (cytując samego marszałka). Potem nastąpił czas rozwoju, również gospodarczego (w czym duże zasługi miał prezydent Mościcki*).
Dlaczego więc rządy innych dyktatorów (jak to ich nazywają demokraci) przyniosły więcej szkody niż pożytku? Hitlerowi, Stalinowi i wszystkim tym tyranom nie zależało na dobrobycie kraju, dobrych warunkach życia dla swoich obywateli (wiecie jakie było największe ludobójstwo Stalina? To popełnione na Rosjanach). Sztuką jest połączenie reformowania kraju z dyplomacją i rozwojem gospodarczym. Idealny władca absolutny jest więc dyplomatą i finansistą, mądrym, wykształconym człowiekiem. Myślę, że paru by się w Polsce znalazło. Problemem jest jedynie wybór takiego człowieka. Wobec faktu, że wolne elekcje doprowadziły do upadku Polski, należałoby przywrócić monarchię absolutną. A już monarchów głowa w tym, by ich potomkowie byli tak wykształceni, żeby przysłużyć się Polsce.
Jest jednak zawsze taka opcja, że syn wielkiego człowieka (jak na przykład Kazimierz Wielki) okaże się idiotą (jak Aleksander Jagiellończyk, chociaż ona bardzo nie nabroił, najgorsi są ci co inteligentnie i z premedytacją szkodzili interesowi Polski). Dlatego też należny stwierdzić, że demokracja mimo, że nie jest najlepszym systemem politycznym, to jednak jest systemem najbezpieczniejszym. Nie zwalnia nas to jednak od obowiązku mądrego wyboru tych 460 posłów, 100 senatorów i prezydenta. A Polacy się do tego przykładają tak, jak szlachta do wyboru króla. A potem mówimy, że rządzą nami idioci. A kto tych idiotów wybrał? Dokonując tak idiotycznych wyborów sprawiamy, że Polska stoi w miejscu, że nie ma tych cholernych dróg, że lepszym wydaje się skombinowanie jakiegoś króla, co by nami rządził... Być może po prostu nie jesteśmy stworzeni do demokracji. Bo człowiek głupi jest.

* "Związek" Piłsudskiego z Mościckim porównywałbym do związku Jadwigi z Jagiełłą - Jagiełło rządził ostrą ręką, ona łagodziła spory, Jagiełło prał wrogów, ona wspomagała Polaków. I tak Piłsudski zajmował się polityka, a Mościcki gospodarką, bo się na tym znał. Jest to według mnie idealny sposób na pogodzenie funkcji premiera i prezydenta - premier od polityki, prezydent od gospodarki. Problem w tym, że na gospodarce i finansach trza się znać, a my wybieramy prezydentów tak jak szlachta wybierała królów - na zasadzie "kto da mi więcej". Problem w tym, że gdy nasz kraj nie będzie w dobrobycie, to i poszczególni Polacy mogą o dobrobycie zapomnieć.