poniedziałek, 17 listopada 2014

POWYBORCZO

Katastrofa, porażka, PKW do wymiany. Mówiąc wprost - jak nie umieją wprowadzić systemu komputerowego liczenia głosów, to trzeba było pozostać przy liczydłach. To jest chore - gdyby nie sondaże robione w trakcie wyborów, do tej pory de facto nie wiedzielibyśmy, kto je wygrał. No proszę was, toż to elekcje w I RP przebiegały sprawniej (a mamy XXI wiek, przypomnę, tak dla jasności). Panowie z PKW są najwyraźniej takimi ekspertami od systemów informatycznych jak ja od misji NASA!

Same wyniki wyborów (na ile je znamy) nie obrazują w pełni rzeczywistości, bo:
1) część ludzi (pewnie nawet większa) nie głosuje w wyborach samorządowych na partie - głosuje na sąsiada, bo przynajmniej ma w ten sposób większe szanse na to, że jakimś cudem uda się dociągnąć drogę do zadupia, na jakim mieszkają.
2) w moim kochanym mieście PiS rządzi na spółę z ugrupowaniem prezydenta miasta, który niegdyś był w PO - nie można przenieść realiów parlamentarnych na samorządy.
3) fajnie, PiS wygrywa w sejmikach, ale z kim zrobi koalicję?
4) żadne, powtarzam, żadne ze znajomych mi serwisów nie podało informacji, jaki udział był w tym wszystkim komitetów lokalnych. W moim mieście są bodaj dwa czy nawet trzy takie komitety, które regularnie mają swoich radnych. Jaka to jest liczba w skali kraju i czy czasem nie odwraca do góry nogami statystyk? Przecież to jest jasne, że komitet działający w Pipidówie Małej nie będzie uwzględniony w sondażu ogólnokrajowym, ale władze w Pipidówie może zyskać, ja? Prezydent mojego kochanego miasta (być może już prezydent na wylocie, bo chyba czeka go II tura) jest technicznie rzecz biorąc bezpartyjny - naprawdę trudno mi uwierzyć, że jest wyjątkiem.

Na miejscu Kopacz nie wpadałbym w panikę, ale powinna poczuć oddech Prezesa na plecach (czy gdzie on tam jej sięga) i się ogarnąć.

A w PKWu trzeba zrobić huragan, bo choć wybory prezydenckie są logistycznie prostsze, to nie zapominajmy, że w przyszłym roku czekają nas też wybory parlamentarne. Byłoby szkoda, gdyby znów był taki cyrk.

piątek, 7 listopada 2014

WYPŁYNĄŁEM Z ODMĘTÓW HISTORII...

...ale tylko na chwilę i zaraz wracam...

W żaden sposób nie mogę znaleźć czasu na regularne pisanie. Ba! Nie mam nawet specjalnego czasu na irytowanie się wyczynami naszych polityków, celebrytów i innych dziennikarzy - oto dobrodziejstwa studiowania. Minusem jest to, że ostatnio przez cały czas wyglądam tak:


Mogę się za to pochwalić, że mam pewien pomysł na pracę licencjacką i podczas wstępnego zastanawiania się nad możliwościami i źródłami, trafiłem na piękny list z 1441 roku. Panie i panowie, tak oto błagało się niegdyś szwagra o pieniądze:

Mężnemu panu Mikołajowi Serafinowie miecznikowi krakowskiemu, żupnikowi obojga salin, panu i bratu najdroższemu.
Mężny panie i bracie najdroższy. Zechce wiedzieć Wasza Dostojność, że według poleceń tak z panem Cikowskim rozporządziliśmy, że Dybacz ma już osiadłość we wsi Rakowiece (...). Przykazał mi także Wasza Dostojność, że mam spłacić długi, mianowicie panu Rokoszowi (...) i Paszkowi. Nie mam jak im zapłacić, a oni wielce mnie prześladują i ponaglają. Bóg mi świadkiem, że w żaden sposób nie mogę zdobyć pieniędzy u kupców. (...) W najbliższy poniedziałek upływa termin zwrotu, a ja dlatego nie mam jak spłacić tych długów, że należność za sól, którą nabywają kupcy z Krakowa, potrącają sobie oni w imię dawnych długów. (...) 
Jakub podżupek bocheński, wasz przyjaciel

Myślę, że mógłby spokojnie jeszcze kilka razy powtórzyć frazy o "najdroższym bracie" i "Waszej Dostojności" :)
Pewne problemy są widać ponadczasowe - również problemy z serii "politycy i rządzący" i jeżeli mogę wybrać, to wolę zajmować się politykami późnego średniowiecza. Zawsze zdrowiej :)

BTW, przejrzałem parę tych listów i wśród dość "zwyczajnych" zwrotów grzecznościowych (Łaskawy Panie, Wielmożny Panie), znalazłem właśnie to dość intrygujące "Mężny Panie". Jakoś trudno mi sobie wyobrazić pisanie mejla brzmiącego mniej więcej tak: "Mężny Panie J. Słonina, profesorze Uniwersytetu Śląskiego..."

A resztę korespondencji Wielmożnego Pana Mikołaja Serafina znajdziecie w książce "Korespondencja żupnika krakowskiego Mikołaja Serafina z lat 1437 - 1459" wydanej przez W. Bukowskiego, T. Płóciennika i A. Skolimowską. Naprawdę warto do niej zajrzeć, tak z czystej ciekawości. Jest wydana w sposób tak przystępny i opatrzona tyloma przypisami, że na wstępie nie trzeba mieć wcale wielkiej wiedzy o temacie.