środa, 30 maja 2012

SZABAS 1937

Mamy taki konkurs w mojej wsi (mieście, znaczy). Pełna nazwa brzmi "Międzyszkolny konkurs  literacki o  Złote Pióro Prezydenta Jaworzna". Ja go nazywam "Konkursem o Odbitą Palmę Prezydenta Jaworzna", ale to z wrodzonej przekory : ). No w każdym razie, w tegorocznej edycji coś zdobyłem. Pani zadzwoniła do mojej mamy i powiedziała, że coś wygrałem, ale mama była tak podekscytowana, że nie wie, czy drugie, czy trzecie miejsce : ). A napisałem takie oto coś:

(werble, proszę)


SZABAS 1937

„Pamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcić. 
Sześć dni będziesz się trudził i wykonywał wszystkie swoje zajęcia. 
Dzień zaś siódmy jest szabatem Pana, Boga twego.”
Wj 20, 8-10

Kraków, Kazimierz, dom Goldbergów.
Ciepły blask świec zapalonych delikatna ręką matki rozjaśnił pokój. Promienie padły na dwie złociste chałki, biały, świąteczny obrus, odbijały się od świeczników i wypełniały blaskiem oczy zebranych. Ciszę zakłócała tylko cicha modlitwa kobiety.
   - Bądź błogosławiony, Panie Boże nasz, Królu wszechświata, który nas uświęciłeś swoimi przykazaniami i przykazałeś nam zapalać świece Szabatu.
Blask igrał na jej rudych, kręconych włosach, rozjaśniał jej drobną twarz. Ewa była cichą, spokojna kobietą. Pochodziła ze znanej rodziny krawieckiej, była córką Szymona. Jej mąż, Chaim, nazywał ją podporą ogniska domowego. Mimo że jej słowo wiele w tej konserwatywnej społeczności nie znaczyło, była bardzo szanowana.
Jej ojciec wydał ją za mąż za syna swego przyjaciela Arona. Był od niej starszy o pięć lat, był wysoki i dobrze zbudowany. Poważną twarz okalała dorodna, czarna broda, poprzetykana siwizną. Długie pejsy i haczykowaty nos sprawiały, że wyglądał jak idealny stereotyp Żyda. W chwili ożenku z Ewą był już uważany za starego kawalera – miał w końcu dwadzieścia trzy lata.
Ich pierworodny syn, siedemnastoletni Aron, był równie wysoki i równie poważny jak ojciec. Ciemne pejsy rzucały rozdygotane cienie na jego szczupłą twarz. Jego jarmułka ledwie trzymała się na gęstych, kręconych włosach. Wkrótce miał się żenić.
Kolejny syn państwa Goldbergów, Samuel, wydawał się być jego przeciwieństwem. Nigdy nie umiał wystać spokojnie kilku minut, wszędzie go było pełno. Nawet teraz Ewa zauważyła, że chłopak kręci się lekko i robi miny do młodszego rodzeństwa. Na pewno nie był tak religijny jak jego starszy brat, był za to bardziej lekkomyślny i towarzyski. Odbijało się to też w jego wyglądzie – matka nigdy nie mogła zmusić go choćby przygładzenia sterczących na wszystkie strony rudych kosmyków.
Stojący naprzeciw niego Szlomo dzielnie starał się nie zwracać uwagi na wybryki brata. Inteligentny dwunastolatek i tak zbyt często podpadał ojcu. Był równie towarzyski jak Samuel, większość czasu spędzał z kolegami z sąsiednich kamienic.
Dwa lata po nim urodziła się pierwsza córka państwa Goldbergów, Salomea. Równie inteligentna jak Szlomo była jednocześnie kopią swej matki – spokojne, uśmiechniętej i opiekuńczej kobiety. Nie było jednak żadną tajemnicą, że chciałaby zerwać z rodzinnymi tradycjami i uczyć się. Skrycie marzyła o tym, by być nauczycielką. Ewa wspominała o tym Chaimowi, jednak on był nieugięty – stwierdził, że gdy Salomea wyjdzie za mąż i urodzi dzieci, ambicje szybko wygasną.
Obok matki stała teraz dwójka najmłodszych dzieci Goldbergów – pięcioletnia Sara i zaledwie dwuletni Mojżesz postawiony przez ojca na krześle. Dziewczynka z trudem powstrzymywała się od zadawania tysiąca i jeszcze dwóch pytań na każdy temat. Natomiast chłopiec stał wpatrzony w migotliwy płomień świecy i machinalnie ssał palca. Po chwili jego czarne, błyszczące oczy zwróciły się na oświetlony przez nią złoty kielich z winem. Pogrążona w uroczystym milczeniu rodzina słuchała Chaima odprawiającego błogosławieństwo kidusz.
   - I był wieczór i był poranek; dzień szósty. Były ukończone niebiosa, ziemia i wszystkie ich zastępy. Bóg ukończył siódmego dnia pracę, którą wykonywał i odpoczął siódmego dnia od wszelkiej pracy, którą wykonywał. Bóg pobłogosławił siódmy dzień i poświęcił go, gdyż w nim odpoczął od wszelkiej pracy, którą stworzył Bóg, by ją wykonywać. Błogosławiony jesteś Ty, Haszem, Król Świata, Stwórca owocu winorośli. Błogosławiony jesteś Ty, Haszem, nasz Bóg, Król Świata, który uświęciłeś nas swoimi przykazaniami i upodobałeś nas sobie, swój święty Szabat łaskawie z miłością przekazałeś nam jako dziedzictwo, pamiątkę dzieła stworzenia. Gdyż on jest początkiem świętych uroczystości, pamiątką wyjścia z Egiptu. Gdyż nas wybrałeś i nas wyróżniłeś ze wszystkich ludów. A Twój święty Szabat łaskawie z miłością przekazałeś nam jako dziedzictwo. Błogosławiony jesteś Ty, Haszem, który uświęcasz Szabat. Amen.
Potem nastąpiło rytualne obmycie rak. Chaim szepcząc cicho modlitwę oderwał kawałek chałki i zanurzył ją w miseczce z solą. Następnie zjadł kawałek, a pozostałymi obdzielił całą rodzinę. Teraz następowała uroczysta kolacja przygotowana już wcześniej przez panią domu. Pokój rozświetliły przygaszone wcześniej lampy, a skupienie ustąpiło gwarowi świątecznej uczty. Samuel i Szlomo natychmiast zajęli się rozmową o ostatnich rozgrywkach na niedalekim boisku, Salomea z matką debatowały na temat sukienki na ślub kuzyna. Dociekliwa Sara co chwilę przerywała Ewie lub Chaimowi rozmowę pytaniami, a mały Mojżesz ciągle siedział cichutko patrząc po kolei na wszystkich zebranych.
Chaim i Aron rozprawiali cicho na temat sąsiedniej III Rzeszy. Chłopak przekonywał ojca, że istnieją realne szanse na zerwanie pokoju i wojnę.
   - Nonsens – stwierdził ojciec. - Cztery lata temu podpisaliśmy z Hitlerem pakt o nieagresji. Poza tym, my mamy za sobą Francję i Anglię. A Hitler tylko Włochy. A co to są Włochy? - zapytał ironicznie. - Synu, Hitler to taki komediant, który robi dużo hałasu i nic więcej. Pół Europy się z niego śmieje.
   - A drugie pół poszłoby za nim w ogień – zauważył Aron.
   - Chaim, synku, wystarczy – włączyła się do dyskusji Ewa. - Jest szabas, dzień szczęśliwy, a wy ciągle o polityce... To aż niezdrowo.
Zgodnie z sugestią matki rozmowa zakończyła się. Ojciec szybko przyłączył się do Samuela i Szlomo, którzy ciągle rozprawiali o piłce nożnej. Zamyślony Aron wpatrywał się w krople wosku, w które ubierały się powoli świece. Ewa widząc jego smutek rozpoczęła czas świątecznych pieśni. Wkrótce i najstarszy syn dał się ponieść magii święta.
Następnego dnia szabat wciąż trwał. Chaim odpoczywał od obowiązków s swoim ulubionym fotelu jednym uchem słuchając kłótni Samuela i Szlomo, drugim Ewy i Salomei rozmawiających o jej znajomych. Westchnął ciężko, gdy zauważył, że coraz częściej w ich rozmowie pojawia się imię Izaaka z sąsiedniej kamienicy. Uważał, że społeczeństwo stawało się coraz bardziej niemoralne.
W szabas nie wolo było rozpalać ognia, więc główny posiłek, czulent, był przygotowywany już w piątek. Jedzono go w południe w atmosferze świątecznej radości. Potem znów przyszedł czas na śpiew i odpoczynek. Sara i Mojżesz bawili się na dywanie drewnianymi klockami. Dziewczynka starała się ułożyć jak najwyższą wieże, a chłopak z uporem ją burzył. W końcu Ewa musiała zabrać go do drugiego pokoju.
Wkrótce wyszli do synagogi na nabożeństwo. Po nim przyszedł czas na hawdale, uroczystość pożegnania Szabatu. Znów odmówiono uroczystą modlitwę przy winie i zapalonych świecach. Ich płomień igrał na postawionej nieopodal puszce na wonności, z której wydobywał się piękny zapach goździków i cynamonu. Miała kształt smukłej wieżyczki ozdobionej dzwonkami i chorągiewką. Świece rozjaśniały twarze spokojnej, radosnej rodziny...

Dwa lata później wariat z wąsikiem dotarł do Krakowa. Aron poległ w czasie kampanii wrześniowej, osierocił maleńkiego synka Szymona. Maluch i jego matka zginęli później w Oświęcimiu. Również Samuel walczył w obronie Polski. Ranny w czasie tego straszliwego września, zginął, gdy stanął w obronie starszego człowieka bitego na ulicy przez niemieckich żołnierzy. Szlomo zostaje zastrzelony w czasie łapanki. Ewa, Chaim, Salomea i Sara ginął w oświęcimskich komorach gazowych.
Mojżesz został umieszczony przez zrozpaczoną rodzinę u znajomych Polaków. Dzięki nim przeżył wojnę. Żyje do dziś pod przybranym nazwiskiem, ma żoną, trójkę dzieci i kilkoro wnuków.

Tylko szabasu już nie ma.

niedziela, 27 maja 2012

AFGANISTAN

Afganistan. A konkretnie to artykuł z GAZETA.PL. O czym mówi? O tym, że de facto gówno w Afganistanie zrobiliśmy. Po dziesięciu latach, DZIESIĘCIU LATACH, wojska NATO podwyższyły jedynie nienawiść w stosunku do Zachodu.

Wyobraź sobie, że jakieś gostki wchodzą ci w buciorach do twojego kraju, może nawet nie wiesz dlaczego, zabijają ci dzieci, palą twoją świętą księgę, zabijają matkę, ojca, zostajesz sierotą, którą wszyscy mają w dupie. I gdzie pójdziesz? Żebrać pod amerykańską bazę czy w góry, do talibów? 

Przed inwazją NATO w Afganistanie lepiej nie było. Gorzej, bo talibowie to (klątwy i opis tego, co należało by im zrobić). Ale, do prostytutki nędzy, można by się spodziewać, że w 10 lat da się zbudować administracje państwową, ochronić dzieci i kobiety, dać im perspektywy a nie leje po bombach!

Zamiast trzymać ludność cywilną pod karabinem należy ją nakarmić i dać schronienie. Inaczej prędzej czy później wystąpią przeciwko nam. Wiesz, czym się wygrywa wojny? Pieniędzmi i przychylnością cywili. Pokazała to druga wojna światowa (na przykład partyzanci rosyjscy spuścili taki wpierdol Niemcom, że ci ze strachu nie mogli trafić papierosem do pyska) i wojna w Wietnamie, pokazuje to Afganistan. Talibowie są silni poprzez poparcie ludności cywilnej. I będzie tak, jak napisał pod tym artykułem użytkownik tenare:
Polacy będą płacili 20 melonów zielonych rocznie, żeby Afgańczycy nie powiesili Karzaja zaraz po klęsce i ucieczce NATO, tylko po jakimś czasie.

Przegraliśmy tą wojnę w momencie, w którym zginął z ręki NATO pierwszy cywil. Za dwa, trzy, może cztery lata talibowie lub inni fundamentaliści powrócą do władzy. Drugi raz NATO tam nie wejdzie, raz się sparzyło, drugi raz będzie udawało, że nie widzi pożaru. Spierdoliliśmy wszystko, co można było spierdolić.

Ps. Jak jeszcze raz ktoś w mojej obecności nazwie tą wojnę "misją pokojową" lub "misją stabilizacyjną" to mu krzywdę zrobię. Słownie, oczywiście. Nawrzeszczę.
Ps.2 Nie życzę sobie żadnych wyzwisk skierowanych w stronę polskiego żołnierza i polskiego munduru. Wojnę wywołali politycy, żołnierze są tylko pionkami na mapie. Zapraszam na blog dziennikarza interia.pl, bo warto poczytać o codzienności żołnierzy i ludności cywilnej, zanim zacznie się wydawać osądy.

sobota, 26 maja 2012

PROPAGANDA

Czy Dzieci wiedzą, co to jest propaganda? Ja Dzieciom powiem. To sposób przekazywania informacji (nie muszą być prawdziwe) i z równoczesnym graniem człowiekowi na emocjach, w celu uzyskania korzyści, a najlepiej w celu uzyskania duszyczek, które za odpowiednia osobą (wskazaną przez propagandzistę wprost, ale niekoniecznie) pójdą nawet w ogień.

A tak to wygląda w praktyce:


Panie Prezesie, proszę przestać dodawać demotywatory.

Widzicie, Dzieci (pozwólcie mi się przez chwilę poczuć jak Pan Od Chemii. TEN pan), jestem żyrafą. W kwestii długości związków jestem konserwatystą (nie lubię jak ktoś zmienia chłopaka/dziewczynę z prędkościami godnymi światła, albo gdy ktoś bzyka wszytko, nawet muchy w locie). W kwestii długości spodni i wielkości dekoltów też. W kwestii rozbierania się w Playboyu też. W kwestii miłości do Ojczyzny też, ale postrzegam ją jako pielęgnowanie tradycji z jednoczesnym poszanowaniem dla innych tradycji (kebab jest fajny i niech go Turek w sklepiku na targu sprzedaje, ale jakoś wolę mamusine pierogi). W kwestii architektury też, bo nie mogę znieść tych bunkrów które się teraz buduje nazywając je szumnie "domami". Kocham i szanuję symbole narodowe. Wierze w Boga, nawet chciałem być księdzem. Jestem moherem?

To, co napisałem w poprzednim akapicie jest pokazanie mnie "w czerni". Do tego mogę dopisać moje "białe" cechy: jestem zwolennikiem równości wszystkich ludzi wobec prawa, jestem zwolennikiem pluralizmu światopoglądowego, jestem zwolennikiem wielokulturowości i współistnienia wielu religii i nurtów politycznych. Co wyjdzie z połączenia bieli i czerni? Szarość, Drogie Dzieci. Szarość czyli człowiek.

Powiem wam tak: nic nie jest czarne albo białe. Świat jest szary jak peerelowski papier toaletowy. Propaganda nie znosi szarości i wszystko maluje na zasadzie kontrastu, czerń i biel. Nie muszę chyba mówić, jak bardzo to wpływa na przekaz. Również przekaz telewizyjny.


Obrazek znajdziecie TUTAJ.

A tak w ogóle, to czytam "Grę o tron" (George R. R. Martin). Jestem na 358 stronie z 837 i coraz bardziej lubię Tyriona Lannistera. I Jona Snow, w końcu bękarta ciągnie do bękarta :)

piątek, 25 maja 2012

PALMY OPONY

Drogie Czytate, Pisate, Internetowane - proszę TO przeczytać. I powiedzcie mi, z czego będziemy się cieszyć na tegorocznej Paradzie Równości? 

Ej, Homiki, chodźcie weźmiemy świece dymne, stare opony, syreny i inne pożyczone od związkowców rekwizyty i idziemy pod kancelarię premiera. Bo to jest chyba jedyny sposób na to, by ktoś zauważył nas, nasze postulaty a nie tylko porozbieranych gostków* i tłum, któremu nie wiadomo o co chodzi. Najwyższy czas powrzeszczeć i, jak związkowcy, spalić kukłę premier. I Prezesa. I szefa ONR. I tak dalej.

A tak w ogóle, to zawsze miałem wrażenie, że słowo "sprawiedliwość" oznacza równość i szacunek dla każdego. Miałem takie wrażenie. Miałem. "Prawo i Sprawiedliwość"... Bardzo adekwatne, nie?

* z Parady to pewnie wygląda inaczej, ale w TV pojawiają się tylko porozbierane gostki i platforma z politykami. Smutne, ale prawdziwe.

czwartek, 24 maja 2012

Mój dzisiejszy humor można podsumować tą piosenką 
(tekst Juliana Tuwima):  

Ps. Jak znów będę zmieniać okulary to chce mieć takie jak ma ten pan co śpiewa jako 4 :)

wtorek, 22 maja 2012

NEONAZIOLE

Podkład muzyczny na dziś: ...and Justice for All. 
 Metallica, oczywiście.

Może was zaskoczę (jeżeli tak się stanie, to znaczy, że jesteście szczęśliwymi ludźmi bez dostępu do wiadomości), ale w Polsce istnieje tak zwana ultraprawica. Neonaziole pod inną nazwą, np. ONR (Obóz Narodowo Radykalny), NOP (Narodowe Odrodzenie Polski).

Żeby nie było, że bezzasadnie nazywam biedne, ale politycznie zorientowane dzieci neonaziolami zaprezentuje wam grafikę. Po lewej fragment plakatu ONR, po prawej członkowie Hitlerjugend. No sorry bardzo, ale skojarzenie samo się nasuwa. 


Plakat znajdziecie na stronie ONR, zdjęcie uroczego blondynka przyuczonego do zabijania jest u Cioci Wikipedii.

Jacek Żakowski wypowiedział się w Wyborczej tak (O, TAK): W Polsce zawsze takie grupy były. Ale teraz przestały być marginesem i przy cichym przyzwoleniu władz stały się realnym zagrożeniem dla innych. To już nie są incydenty na pojedynczych osiedlach. To jest polska codzienność.

Ewa Tomaszewicz, dorzuciła na fejsie: Dlaczego władza milczy - pyta Żakowski. A dlaczego gazety, niestety również Wyborcza, w której ukazał się jego tekst, tak uparcie przedstawiają wszelkie marsze jako konfrontacje z narodowcami?

Milczenie to najgorsza rzecz jaką można robić. A raczej "nie robić". Prezes Kaczyński tak pięknie mówi o historii i prawie oraz ich poszanowaniu a jednocześnie popiera ugrupowania ultraprawicowe, które de facto nawiązują do nazizmu* i napadają na ulicy na bezbronnych ludzi. Zaiste, Prawo i Sprawiedliwość!

Gdzie jest Tusk? Kiboli rozstawiał po kątach, ale neonaziole to najwyraźniej nie jego boisko! Jeszcze by mu znów zaczęli przypominać od dziadku w Wehrmachcie i by mu słupek opadł. Sondażowy, oczywiście.

Dlaczego w tym kraju panuje tak wielka tolerancja dla osób chcących zniszczyć tolerancję? Ludzie, bycie konserwą nie jest złe, ale bycie konserwą, która ogniem i mieczem walczy, by wszyscy byli konserwami to już jest skurwysyństwo. Te ultraprawicowe bojówki, przypominające mnie osobiście dawne SA, to ogromne zagrożenie dla społeczeństwa. Dlaczego praktycznie nikt tego nie zauważa?!

O, TERA ZAUWAŻYŁEM: Ewa Tomaszewicz krzyczy na swoim blogu a propos  Żakowskiego.

* nie by chociaż te, kurwa, mundurki zmienili, bo naprawdę jednoznacznie się kojarzą.

piątek, 18 maja 2012

Dzisiaj znów zabawię się w restaurację lotniczą i będę polecać.

1. Artykuł na Racjonalista.pl pt. "Ojciec nieświęty" - recenzja książki o Janie Pawle II, o tym samym tytule zresztą. Nie uważam, żeby Wojtyła był zły. Jednak nie zgadzam się na stawianie do na piedestale bez wcześniejszego przeanalizowania jego życia, pontyfikatu, jego encyklik. Dlatego właśnie również głosy krytyczne powinny być brane pod uwagę. Polacy o Wojtyle wiedzą dwie rzeczy: "to wielki Polak był" i "po maturze chodził na kremówki". Mało, jak na autorytet dla prawie całego społeczeństwa.

2. Film "Widowisko" - pocztówka z Korei Północnej. Co mi się podoba? Brak komentarza "zachodniego" - Koreańczycy sami opowiadają o swoim kraju. Propaganda propagandą, polityka politykom - w tym filmie widzimy ludzi. Ciekawy film.

I prezent dla feministek:


Chyba muszę się nauczyć gotować : )

środa, 16 maja 2012

CELIBAT

Anonimowy (znów) czytelnik napisał:
Od czasu do czasu przeglądam Twój blog. Dużo piszesz o religii i tematach religijnych. Jestem ciekaw, jaki jest Twój pogląd na dość głośny nieraz temat, a mianowicie miłość wśród kapłanów. Wierzysz w to, że miłość księdza i nastolatki może się udać?

Pytanie nazwałbym dwuczłonowym:
1. Co myślisz o miłości wśród kapłanów?
2. Czy miłość księdza i nastolatki może się udać?

Odpowiedź 1: 
Uważam, że celibat jest przesadą. Kapłan ma prawo do miłości, uważam, że wręcz wzbogaciłaby ona jego posługę. Skończyły by się też zarzuty pt. "Kościół nie wie o czym mówi". Hmm... Nie wiem, czy najlepszym rozwiązaniem nie byłby system stosowany u prawosławnych - duchowny stojący nisko w hierarchii może mieć żonę, ale już ci będący wyżej (jak nasz biskup) nie*. Wtedy ci, którzy potrzebują żony, mogliby ją mieć, bez szkody dla swego urzędu, jednak gdyby chciał piąć się po szczeblach kariery musiałby żyć w celibacie. Jasno, klarownie, po ludzku.

Odpowiedź 2:
Niezależnie od wszystkiego, według mnie kapłani dla własnego dobra, a także dla dobra swoich kochanek i ewentualnych dzieci powinni zrezygnować ze związków do czasu, aż Kościół zrezygnuje z celibatu. Może to trochę potrwać, ale skoro ksiądz zgodził się na życie w celibacie, to powinien w nim żyć - tak jest uczciwie.

* jak coś pokręciłem to mnie poprawcie, jeśli chodzi o prawosławie to bazuje na opowieściach dziadka.

sobota, 12 maja 2012

BYĆ TRANSEM

Drodzy Czytelnicy Wszelkich Rodzajów. Wysypu komentarzy pod ostatnim postem się nie spodziewałem, przyleciały dwa, ale za to o tematyce obszernej.

a-be: "Ja tak trochę nieśmiało, bo nie chcę w życie komuś nosa wtrącać... Jak to jest mieć te naście lat i być transem? Pytam ogólnie i o wszystko - jak rodzice, szkoła, Ty sam jak się czujesz w tym wszystkim, jak inni się zachowują wobec Ciebie? Pytam tak bardziej w kontekście bycia nie-dorosłym, bo szerzej mniej więcej się orientuję."

Anonimowy: "Jak to wygląda z wyglądem , ubraniami .. to musi być skomplikowane.. A wszystkie naturalne sprawy ?"


Największym problemem jest to, że jak już zorientujesz się, że jesteś transem, to albo dochodzi do ciebie całkowita cisza albo sygnały pod tytułem "to zboczenie". Widzisz, jak byłem mały zamieniałem imiona na starych podręcznikach na męskie, zawsze w przedszkolu chciałem się bawić samochodami, a nie lalkami (do tej pory nie rozumiem idei segregowania płciowego zabawek, auta - chłopskie, lalki - dziewczyńskie) i chciałem mieć mały model ścigacza a dostałem model jakiegoś włoskiego skuterka w kwiatki... : ) W szkole nie usłyszałem ani słowa o homoseksualizmie czy transseksualizmie - nie znałem tych pojęć (edukacjo polska, powieś się). Najgorszy jest ten brak informacji. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Nie miałem jeszcze internetu, zresztą, czego mogłem szukać nie znając w ogóle pojęcia "transseksualizm"? Teraz mam wrażenie, że uratował mnie serial "Na dobre i na złe" (odcinek o transie k/m) i gazeta "Przyjaciółka" (jakiś artykuł o transach). Wrażenie nie do opisania - kurcze, coś sie da z tym zrobić, kiedyś będę taki jaki chcę być. Dziecięca, nieco naiwna wiara w to, że jakoś się ułoży. W gimnazjum dorwałem się do strony transseksualizm.pl - czytałem ją po kryjomu, żeby rodzice nie wiedzieli. Niech żyje podświadomość...

Mama wie, że jestem transem, aczkolwiek nie rozumie tego i mam wrażenie, że niespecjalnie chce to zrozumieć. Zasugerowała mi, że powinienem żyć w celibacie i dać se siana dopóki nie zacznę leczenia. Tak się nie da. Z ojczymem jakoś nie mam ochoty rozmawiać. Wiesz, taki pakt o nieagresji. Podkradam mu koszule i na tym się kończy.

Co powiedzą siostry? Mają odpowiednio 10 i 6 lat. Nie wiem. Nie są zbyt tolerancyjne, ale to może taki wiek.

Szkoła. W gimnazjum było dość ciężko, byłem klasowym... No, powiedzmy odludkiem, miałem dwie koleżanki od reszty trzymałem się daleko. A teraz, w liceum, jest w porządku. Co prawda trafiłem na wychowawczynię twierdzącą, że transi to dziwadła, ale za to mam naprawdę kochaną klasę (pozdrowienia!). Część wie, że jestem transem, bo im powiedziałem, część wie, ale mi nie powie, że wie, część się domyśla tego, że należę do kręgu LGBT, aczkolwiek nie wiem, czy nie biorą mnie za lesbijkę (jeśli tak, to przepraszam lesbijki za psucie im wizerunku).

Parę comming outów mam za sobą. Tylko jedna osoba powiedziała, że nie akceptuje, ale toleruje. Reszta podeszła do sprawy na zasadzie "No co ty nie powiesz?" - zero zaskoczenia.

Jak ja się czuje? Nieco niezrozumiany i nieco wypchnięty poza margines społeczeństwa. Zostawiony z problemem - przynajmniej tak to zrobiła mama. Ale jednocześnie widzę światełko w tunelu, a reakcje choćby mojej klasy są dowodem na to, że ludzie są nietolerancyjni do momentu, w którym nie poznają obiektu swojej nietolerancji. Potem to się zmienia.

Szczerze powiedziawszy nie wiem, co kryje się pod określeniem "naturalne sprawy". Nie wiem, sikanie na stojąco? Odpada. Seks? Transi z transseksualizm.pl twierdzą, że ich życie seksualne jest normalne, ja nie mam w tej kwestii doświadczenia : ) Dzieci? Nigdy moje ciało nie będzie wytwarzać plemników, więc na "oczy po tatusiu" moja ewentualna pociecha nie ma co liczyć. Wygląd. Na ulicy mówią do mnie per "pan", mam krótkie włosy, jestem... No powiedzmy, że dość dobrze zbudowany : ) Ale niestety mam tylko 164 cm wzrostu. Ubieram się, jak to stwierdziła moja siostra, "po chłopsku". Koszula, dżinsy, kaszkiet... A jeśli chodzi o to jak radzę sobie z dodatkowym nadbagażem na klatce piersiowej - parę wskazówek TUTAJ.

Jak mój wygląd postrzegają nauczyciele? Udają, że nie widzą : )

A, jak będziecie kiedyś robić jakąkolwiek ankietę to przy pytaniu o płeć dajcie trzecią pozycję "nie ważne". Rada człowieka, który jak widzi to pytanie, to na ankiecie zaczyna się czepiać nawet kształtu liter i soczyście je komentuje. Głęboko współczuję osobom, które musiały analizować moje szkolne ankiety : )

sobota, 5 maja 2012

TU patrz, projekt ustawy o zmianie płci nowy się ukazał. Aż mową Yody mówić rozpocząłem.

Ruszy się coś? Jak się ruszy to z radości będę po suficie skakał. 

UWAGA!
Nie od dziś wiem, że Polacy o transseksualizmie mają  wiedzę raczej ujemną. Zapraszam więc do pytań, zadawajcie je pod tym postem a za tydzień napiszę odpowiedzi. Nie obchodzi mnie, kto te pytania zada, możecie anonimowo, tylko proszę bez chamstwa. Może uda mi się rozwiać kilka wątpliwości. Zadawajcie jakie chcecie pytania, najwyżej nie odpowiem :)


Mam dziwnie wrażenie, że chce zrobić coś, co należy do obowiązków nauczycieli i wychowawców :/

piątek, 4 maja 2012

HITLER I STALIN

"W Kraju Rad sprawa jest prosta:
na kogo Związek Radziecki
napada, ten jest inicjatorem
wojny - zdradzieckim agresorem."

Aleksander Nikonow
"Uderz pierwszy! 
Hitler i Stalin: kto kogo przechytrzył?"

Dobrałem się do książki! I po raz kolejny przekonałem, że wybieranie książek na chybił-trafił popłaca :)

Książka napisana przez Aleksandra Nikonowa nosi tytuł: "Uderz pierwszy! Hitler i Stalin: kto kogo przechytrzył?". Podzieliłem się z Wami cytatem z tego dzieła, a teraz podzielę się przemyśleniami. A do przemyśleń zachęca na przykład taki cytat:

"O 4.00 22 czerwca 1941 bomby niemieckie spadły na Rosję. Pod ogniem i gruzami domów ginęły kobiety, dzieci, starcy. Była to oburzająca agresja. Na procesie w Norymberdze została 
uznana za najcięższe przestępstwo. 
O 6.00 25 czerwca bomby rosyjskie spadły na Finlandię. Pod ogniem i gruzami domów ginęły kobiety, dzieci, starcy. Była to oburzająca agresja. Na procesie w Norymberdze tego epizodu 
po prostu nie zauważono."

Kolejny kamyczek do sterty głazów obciążających "proces" w Norymberdze (no właśnie, historię piszą tylko zwycięzcy). Ale nie o tym spektaklu chcę teraz mówić.

Aleksander (w czasie czytania lubię mówić do osoby wypowiadające się po imieniu, dlatego dziwnie się czuję czytając "Mein Kampf" Adolfa) w swojej książce robi dwie rzeczy:
1) obala mity, w które odziana jest historia II wojny światowej (zwłaszcza jak mówimy o "części rosyjskiej"), pokazuje życie w stalinowskim ZSRR.
2) broni Wiktora Suworowa - zachęcił tym moją osobę do przeczytania dzieł Witki.

Te dwa punkty są napisane w sposób niesamowicie miły dla oka - czytelnik wie, że Aleksander się do niego zwraca, co bardzo pomaga w czytaniu. Książka pisana ironicznie, bez patosu, bez strachu przed takimi słowami jak "skurwysyny" (no bo czasem nie da się inaczej kogoś nazwać). Znakomita publikacja.

Jest tylko jeden słaby punkt - tłumacz, który stara się udowodnić w przypisach, że jest mądrzejszy od autora i czytelnika tej książki. Ma czelność dzielić się swoim zdaniem. Nieładnie, Witoldzie.

W każdym razie, bardzo polecam tą publikację. Naprawdę świetna.

czwartek, 3 maja 2012


Zapraszam do obejrzenia nowej zakładki - ZAMEK TENCZYN.

Piękna Panno* O., nie odpuszczę ci - zabiorę cię na ten zamek i żadna twoja łikendowa grypa mnie nie powstrzyma :)

*jeszcze :)

środa, 2 maja 2012

LIPOWIEC


Majówka w pełni. Wczoraj byliśmy z dziadkiem na zamku Lipowiec

O, tutaj (jak ja lubię te gugle-mapki):


Spacerek bardzo miły, chociaż gorąco jak w piekle (nie znoszę takiej pogody, ale to szczegół), na zamku miły chłód - mógłbym na nim zamieszkać, ino na zimę jakiś piecyk by się przydał :)

A widok z wieży zamkowej - bezcenne:


A sama wieży wygląda tak (widok z prześlicznego dziedzińca): 


Gorąco polecam zwiedzanie tego zamku. "Pod" nim znajduje się skansen w Wygiełzowie (pardon, Nadwiślański Park Etnograficzny w Wygiełzowie) - znakomite miejsce na spacer (i dobrą knajpę mają). Należy też docenić zalety historyczne - miło wiedzieć, jak ludzie kiedyś mieszkali. Jak już będę bogaty (ha, ha, ha) to wybuduję sobie drewnianą chałupę Gdzieś-Na-Zadupiu. O, taką (ale z WC :) ):


Panią Szymonową i Panią Mamę Pani Szymonowej na pewno zainteresuje Zlot Wiedźm i Czarownic, który odbywa się na zamku :)

Widok z wieży zamkowej na kościół, który znajduje się wewnątrz Parku: