piątek, 30 marca 2012

PORZĄDNA WIEŚ - CZĘŚĆ PIĄTA

PERFUGIUM*

- Mirek, wyjedź z tej wiochy - powiedziała po raz kolejny Houston, blond perkusistka z Perfugium. Wypiła drinka.
- Nie chce - odpowiedział. - Mam prawo sam wybrać miejsce w którym chce żyć. I kocham to miejsce, tą przyrodę. Miasto mnie dusi.
- Miruś, może znajdź sobie inne, podobne do tego miejsce - podsunęła pomysł przytulona do Houston Gabrysia, gitarzystka. Jej ciemne oczy były skierowane wprost w oczy chłopaka.
- Wszędzie będzie tak samo - burknął brat Houston, Adam. Również gitarzysta. Siedział wraz z nimi w barze należącym do ich kumpli.
- Wiejskiej mentalności nie zmienisz - dodał Maciek, basista. Odgarnął z czoła przydługawe włosy. - Ale jeśli chcesz tam mieszkać, to powinieneś zostać. Masz racje, każdy ma prawo wyboru.
Houston pocałowała delikatnie Gabrysię w usta i podniosła głowę.
- Miruś, a jak tam serducho? - spytała z uśmiechem.
- Bije, Kaśka, bije - odrzekł chłopak.
- A dla kogo bije? - dopytywał Adaś.
- Dla was, potworki - powiedział Mirek i wypił jednym haustem drinka.

   Perfugium było zbieraniną różnych ludzi związanych z barem "Sodoma" znajdującym się w Cywilizacji. Nazwa baru była objawem dziwacznego poczucia humoru jego właścicieli - Piotrka i Daniela, pary zakochanych w sobie bez pamięci gejów. Houston, tak naprawdę Kaśka, i jej brat pochodzili ze Śląska. Do Krakowa uciekli przed długimi mackami swojej rodziny. Nie ma nic gorszego niż rozpijaczonym górnik z ciężką łapą i jego żona, która nie widzi świata poza wódeczką. Adaś był mechanikiem samochodowym, Houston pracowała jako barmanka w "Sodomie". Tu też poznała Gabrysię, studentkę medycyny. Pochodząca z bogatej, żydowskiej rodziny dziewczyna szybko straciła głowę dla wygadanej blondynki mierzącej prawie 185 centymetrów wzrostu. Maciek pracował razem z Adasiem. Od dwóch lat tworzył związek z kuzynką Gabrysi, Agnieszką. Aga i jej siostra bliźniaczka, Kasia, grały na skrzypcach. Słychać je w wielu piosenkach zespołu.

   W "Sodomie" spotkali Mirka, który niedawno nauczył się grać na gitarze. Okazało się, że dysponuje świetnym głosem. Zespół bardzo szybko zaczął próby, potem przyszły koncerty i w końcu debiutancka płyta.

   Mirek nie kłamał - naprawdę kochał tę wieś. Ładował w niej akumulatory, wyciszał się. Rodowity wieśniak nigdy nie będzie czuł się do końca dobrze w mieście.

PEDAŁ

- Kto se kupił tego, kurwa, dżipa? - zapytał zachrypniętym głosem Heniek gdy ciemnoszary samochód przejechał przed sklepem.
- Ten satanista od Tadka - odpowiedział ponuro Staszek. - Ma gówniarz piniądze, skurwysyn - dodał i wypił łyki wina marki wino.
- Gówniarz ni ma szacunku do niczego - powiedział Janek i beknął. - Kurwa, chuj jeden ateista... Kurwa, mówi cie, przecie on nie pracuje, bo co to, do gazety to ja tez pisać mogę, a on to se, kurwa, pisz i jeszcze zarabia i se, kurwa, jeździ takim wypasionym wozem, a ci co, kurwa, pracują uczciwie, to kurwa, nigdy takiego mieć nie będą, kurwa... Chuj pieprzony...
- Zamiast se babę znaleźć, co by mu dzieci rodziła, to on, kurwa, sam w domu siedzi - podzielił się z kumplami swoją myślą Heniek. - Nic nie robi, skurwysyn, ateista i jeszcze mu, kurwa, płacą...
- Widać, że on podejrzany jakiś, bo, kurwa, nie widzoł ja, żeby on kiedy pił - powiedział Staszek i pociągnął z gwinta.
Do sklepu i ławeczki podeszła żona Michała, tego, co kombajn ma.
- Dzień dobry - powiedziały pijaki i uchyliły czapek.
- No właśnie, że nie dobry - powiedziała Michałowa. Westchnęła ciężko i oparła ręce na biodrach. - Wy wiecie co się stało? Ten satanista, Tadkowy syn wczoraj jakiegoś faceta ze sobą przywiózł do wsi - powiedziała wzburzonym głosem.
- I co z tego? - zapytał milczący dotąd Zdzsiek.
- Co z tego?! - sapnęła Michałowa od tego Michała, co ma kombajn. - Co z tego?! Mój Jasiek i Krzysio od Walczaków byli tam wczorej, co by temu sataniście znowu drzewka porąbać, a on jak na złość w tej swojej pieprzonej altance siedzi - zasapała się i zrobiła przerwę. - Z tym facetem siedział! I nie widział on chłopców, to oni się gapili i czekali, aż se pójdą. A ten satanista objął tego faceta i pocałował! - krzyknęła. - Pedał jebane przyjechały gwałcić dzieci we wsi!
- No kurwa, nie może, kurwa, być - powiedział wzburzony Heniek. - No kurwa, nie może być!
- Pedały, kurwa, w naszej wsi?! - zawtórował mu Staszek. - Tego jeszcze, kurwa nie było!
Po chwili wrzaski lokalnego obrońcy moralności słychać było w całej wsi.

   Trzy godziny później Mirek wracał z Cywilizacji do której odwiózł swojego chłopaka. Z ciemności wyłaniała się łuna pożaru. Im bliżej był swojego domu, tym bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że to on się pali. Zatrzymał się na podjeździe i wyszedł z samochodu. Dom zapadł się już w sobie, Mirek doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma czego ratować. Ale dlaczego nie przyjechało OSP...? W szklistych oczach chłopaka odbijały się płomienie, a w jego półotwarte ze zdumienia usta cisnął się gryzący dym.

Na kartonie leżącym na ziemi koło niego widniał napis "WYPIERDALAJ PEDALE"

EPILOG

   Minister od przeciwdziałania dyskryminacji posmarowała kanapkę masłem. Mąż pocałował ją w policzek.
- Coś ciekawego w pracy ? - zapytał.
- Nie, tylko jakiemuś pedałowi pijacy z jego wsi podpalili dom. I dobrze Te cioty powinno się leczyć, bo same z nimi kłopoty...

* łac. schronienie

środa, 28 marca 2012

PORZĄDNA WIEŚ - CZĘŚĆ CZWARTA

MIREK

   W Porządnej wsi trzydzieści lat temu urodził się Mirek. Mieszkał z rodzicami w domu mieszczącym się w tzw. Trójkącie Bermudzkim tworzonym przez domu Zdziska, Janka i Heńka. Ojciec Mirka, Tadek, był rolnikiem. Matka Mirka, Anna, była żoną rolnika. Mirek miał starszego brata Jędrusia, który był rolnikiem i miał żonę, która była jego żoną, młodszego brata Mateusza, który wyjechał do Cywilizacji i miał w niej żonę oraz młodszą siostrę, Kasię, która miała męża i była żoną tego męża.

   Mirek nie miał żony, co bardzo martwiło jego rodziców. W ogóle był dziwny. Do Liceum pojechał do Cywilizacji, zdał maturę. Skończył dwa kierunki studiów, dziennikarstwo i historię. Ludzie pukali się w czoło i mówili - a po co mu to. A on robił swoje. Pracował jako stały felietonista poczytnego tygodnika i autor tekstów dla znanego portalu internetowego. Napisał też dwie książki o historii Kazimierza. Miejscowi dalej się pukali w głowie i stwierdzali, że w dupie się mu poprzewracało. No cóż, w swoich artykułach używał wielu trudnych słów, np. prostytutka, imaginacja czy anarchizm. Zarabiał na tyle duży, żeby się utrzymać w Cywilizacji. Wolał jednak zostać we wsi. Kochał to miejsce, tą okolice. W okolicznych pagórkach, polach i lasach było coś, co przyciągało go jak magnes. Pisał, bo lubił, zarabiał, bo musiał i pomagał ojcu, bo był potrzebny. Złote dziecko, nie?

   Póki był mały nie wyróżniał się zbytnio. Grał w piłkę i robił w polu jak wszystkie chłopaki. Lubił czytać, dzięki książkom przenosił się w inny świat. Rzucał kurwami jak każdy, jadł za trzech, a wieczorem uciekał do dalekich krajów. Od "Krzyżaków" do "Władcy Pierścieni". Szkolna biblioteka szybko przestała mu wystarczać. Biblię w wieku kilkunastu lat znał lepiej niż niejeden osiemdziesięciolatek.

   Początkowo wielu przepowiadało mu karierę księdza. On jednak nigdy nie był ministrantem. Do bierzmowania podszedł bez przekonania. Na lekcjach religii zadawał niewygodne pytania, mówił wprost - Kościół rozmija się z Biblią. Nie podobało się to we wsi. Porządną Wsią zatrzęsło jego wypracowanie na temat "Kto według ciebie miał największy wpływ na świat w XX wieku". Większość pisała o Janie Pawle Drugim lub o Wałęsie. On, miłośnik historii, napisał o Hitlerze. Rok szkolny skończył z zachowaniem nagannym i łatką nazisty. A nazizmem pogardzał jak mało kto.

   Z biegiem lat stawał się coraz bardziej mrukliwy, coraz bardziej zamknięty w sobie. Pod koniec studiów prawie nie przyjeżdżał do domu na weekendy. Wyjechał do Cywilizacji jako młody, zahukany chłopak w spranych spodniach. Po dziesięciu latach wrócił z tytułem magistra i dobrą pracą. Miejscowe plotkary potrzebowały dużo czasu, żeby się wyszumieć. Jego matka nie raz usłyszała, że wychowała satanistę, bezbożnika, co do kościoła nie chodzi. Istotnie, Mirek zerwał z kościołem. Dokonał nawet apostazji. Po tym akcie Ksiądz z ambony wykrzyczał, że dla ateistów powinno budować się obozy koncentracyjne. Wymienił Mirka z imienia i nazwiska. Po tym chłopak nie miał już życia w Porządnej Wsi. Wielu w imię Boga stwierdzało, że młodemu należy się nawracający wpierdol. Jeden miejscowy kozak wyskoczył do niego z pięściami. Wrócił do domu z podbitym okiem. Cała wieś uznała Mirka za niepoczytalnego brutala. Bo wiesz, kozak niewinny był.

   Matce Mirka powtarzano, że chłopak powinien sobie znaleźć żonę, spłodzić dzieci, to może mu rozum wróci. Mirkowi jednak żeniaczka nie była w głowie. Pracował, pisał kolejną książkę, tym razem przygodową. Często jeździł do Cywilizacji, a to załatwić coś w pracy, a to do baru, do przyjaciół. Porządną Wsią wstrząsnęła wiadomość, że Mirek ma zespół muzyczny i wydaje płytę. Zespół muzyczny nazywał się "Perfugium", co dla jej mieszkańców brzmiało strasznie tajemniczo. Jeszcze większy wstrząs nastąpił, że Mirek nie uznaje miejscowych trendów - nie był to zespół grający disco polo. O zgrozo, Perfugium grało metal. I to nie po polsku, tylko, o zgrozo, po angielsku i niemiecku. O Mirku nie mówiono inaczej jak "nazista". Ksiądz z ambony wykrzyczał, że metal to dzieło Szatana, że muzycy metalowi zjadają koty i zabijają dzieci. Mirek nic sobie z tego nie robił, dalej siadał w stodole na sianie i pisał piosenki głaszcząc jednocześnie swojego mruczącego przyjaciela.

   Dwa lata po powrocie Mirka do Porządnej Wsi zmarł mu ojciec. Miał zawał, podobnie jak jego ojciec i dziadek. Wieś jednak wiedziała swoje - z pewnością umarł z powodu swego syna. Mirek odziedziczył gospodarkę i zrobił coś, co sprawiło, że został uznany za całkowicie niepoczytalnego. Sprzedał ziemię zostawiając jedynie kawałek pola koło domu, na którym posadził drzewa owocowe. Stodołę zrównał z ziemią a na jej miejscu posiał trawę tworząc piękny trawnik. Postawił altankę, która była jego "letnim gabinetem". Jego matka zgadzała się na te zmiany, kochała go z całego serca. Podobało się jej to, że wokół domu panował porządek, kwitły kwiaty, a świeże owoce poprawiały jej zdrowie nadwątlone przez miejscowe krzykaczki. Nie dawały one spokoju Mirkowi, który stawał się coraz cichszy, coraz bardziej zamknięty w sobie. Ksiądz krzyczał z ambony o głupcach wyprzedających ojcowiznę.

   Odwróciło się od niego rodzeństwo. Jędruś, podobnie jak Porządna Wieś, uznał go za wariata. Kilka razy ciał dać mu umoralniający wpierdol, ale powstrzymywała go matka. Potem powstrzymywała go też świadomość, że Mirek zrobił się podejrzanie wysoki i silny. Widać było, że w Cywilizacji poznał uroki siłowni. Mateusz był nieco przychylniej nastawiony, ale on też uznawał brata za satanistę bez sumienia, który powinien zaleźć sobie babę i przestać robić głupoty. Kasia uważała go za nieszkodliwego indywidualistę. Jej też podobały się zmiany jakie zaszły w rodzinnym domu.

   Został on otynkowany i pomalowany na delikatny odcień żółtego. Okna wymienił na plastiki uważane w Porządnej Wsi za fanaberię. Wyremontował kuchnię, piec opalany węglem wymienił na gazowy. W salonie zbudował w miejscu pieca kaflowego duży kominek. Dach pokrył ciemnym, matowym gontem. Całą swoją działkę otoczył drewnianym płotem wysokim na półtora metra. Pomalował go na ciemno-zielono, tak, aby pasował do okolicznych drzew. W ogrodzie posadził agrest, borówkę amerykańską i maliny. Matkę często wyręczał w gotowaniu, zapewnił jej najlepszą opiekę medyczną, na jaką mógł sobie pozwolić. Kobieta odżyła, zaokrągliła się a jej oczy znów zaczęły błyszczeć. Wieczorami siadała z synem przy kominku i słuchała jego opowieści o dalekich krajach, o innych religiach i obyczajach, o wielkiej polityce. Razem z nim planowała kolejne udogodnienia, odnowę kurnika oraz naprawienie bramy. Ksiądz grzmiał z ambony o ludziach wydających pieniądze na głupoty zamiast na kościół.

   Po kolejnych dwóch latach zmarła matka Mirka. Za późno okazało się, że ma raka. Na pogrzebie Ksiądz w obecności Mirka grzmiał o synach wprowadzających rodziców do grobu. Po ceremonii Mirek uderzył go pięścią w twarz i powiedział, że jak usłyszy jeszcze jedno pomówienie na swój temat, to inspekcja budowlana zainteresuje się tym, co Ksiądz buduje koło swojej plebani. Miejscowe krzykaczki przez miesiąc rozpowiadały niestworzone rzeczy o brutalnym sataniście, który zabił własną matkę. Ktoś zaczął niszczyć drzewka w mini sadzie Mirka, porysował mu samochód i rozbił słoik z podejrzaną substancją o budynek. Po kilku miesiącach wszystko się uspokoiło.

poniedziałek, 26 marca 2012

PORZĄDNA WIEŚ - CZĘŚĆ TRZECIA

OŚRODKI KULTURY

   Wieś się kręci wokół dwóch centrów kultury - kościoła i remizy OSP. Kościół - wiadomo, po mszy czas na plotki, od razu wiadomo, komu się krowa ocieliła, kto świnię zabił, kto w ciąży, a kto nie, mimo, że po ślubie. Remiza to miejsce wiejskich dyskotek, o których już lepiej nic nie pisać. O dziwo, owy przybytek rozpusty znajduje się niedaleko kościoła. Pełna symbioza. Przecież nie ma przykazania "nie puszczaj się". "Nie cudzołóż" jest dość nie jasne, nikt tak naprawdę nie wie, o co w nim chodzi.

KSIĄDZ

   Ksiądz nie mieszka na plebani - parafia obejmuje kilka wsi i kilka kościołów. Ksiądz pielgrzymuje więc co niedzielę do swoich owieczek. Nie ma jednak tak łatwo - pasterz sam nie przyjedzie do wsi. Wyznacza owieczki, które muszą po niego przyjechać, a potem go odwieźć.
   Raz Ksiądz przyjechał sam. Wielkim, czarnym BMW, którego cena przekracza roczną średnią dochodów mieszkańców wsi. Nikt nie dał na tacę.
Ksiądz głupi nie jest, kolejny raz błędu nie popełnił.
   Jest on panem życia i śmierci. Bo, jak każdy mieszkaniec Porządnej Wsi ci powie, życie zaczyna się od chrztu a kończy na katolickim pogrzebie. Po drodze musi być Pierwsza Komunia, bierzmowanie, ślub, chrzest potomka, Pierwsza Komunia potomka, bierzmowanie potomka, ślub potomka i jeszcze najlepiej chrzest, Pierwsza Komunia, bierzmowanie i ślub potomka potomka.
   Na chrzest ksiądz może się nie zgodzić. Zmiana zdania wymaga pliku kawałków papieru z podobizną Kazimierza Wielkiego. Pierwsza Komunia również. Jak ktoś nie ma, to niech idzie po pożyczkę. Bank nie da? To niech sąsiad da!
   Bierzmowanie - kilka Kazimierzów. Ślub - no, tutaj to się musi pojawić przynajmniej dwójka Zygmuntów Starych. Pogrzeb - tak samo, za darmo ksiądz robił nie będzie. A bez księdza pogrzebu nie ma. Co z tego, że cmentarz komunalny, jak we wsi rządzi ksiądz. Ateistów tu nie ma, przecie to Porządna Wieś.

piątek, 23 marca 2012

PORZĄDNA WIEŚ - CZĘŚĆ DRUGA

SKLEP

W środkowej części uliczki robiącej poziomą kreskę w H jest sklep. Wiejski sklep to rzecz niezwykła. Sprzedaje towary po cenach zawyżonych bardziej niż kurs euro w czeskim Cieszynie, a mimo to nie plajtuje. To nic, że dziesięć kilometrów dalej jest Biedronka! To nic, że dziewięćdziesiąt procent wsi jeździ do pracy samochodami, wiec po drodze mija kilka dyskontów dla ubogich! Sklep wiejski trzyma się dobrze. Być może jest to efekt tego, że około osiemdziesięciu procent jego asortymentu stanowi wino marki wino, wódka bez marki i denaturat. I piwo, jakby ktoś był delikatny. Nie brakuje też tanich zagryzek typu ryba która Bałtyk ze trzy lata temu widziała czy podejrzanie wyglądający pasztet. Za to chleb jest pyszny. I drogi.
Przed sklepem jest ławeczka i stali jej bywalcy. Pan Heniek, pan Staszek, pan Janek, pan Zdzisek i pies. Pies ma trzy nogi, ma też pchły i jest chudy. I zdeczka opity oparami, co wyjaśnia, dlaczego ma tylko trzy nogi.
Pan Heniek (lat pięćdziesiąt) ma więcej włosów niż szarych komórek, co wpędza go w kompleksy, bo łysa czaszka nie jest na wsi szczytem mody. Ma żonę i dziecko, ale nie pamięta jakie mają imiona. Śpi w rowie z żabami. Pan Staszek (lat sześćdziesiąt)miał dzieci, ale uciekły. Jeden syn się zapił, drugi wpadł pod auto. Tak, był pijany. Żona siedzi w domu i pilnuje wnuka, gdy jej synowa "jest gdzieś lecz nie wiadomo gdzie". Pan Staszek maszynkę do golenia ostatni raz widział kilka lat temu, więc chodzi nieco zmierzwiony.
Pan Janek (lat czterdzieści pięć) jest weteranem traktowanym z powszechnym szacunkiem - siedział już cztery razy! Nieźle, jak na kogoś, kto całe życie nie opuszcza wsi, do której policja przyjeżdża raz na dwa lata. Za co siedział? Za jazdę na podwójnym gazie, pobicie swojego dziecka, pobicie żony i pobicie nie swojego dziecka. Żona siedzi w domu, który dzielnie próbuje ocalić od rozpadnięcie. Dwóch ich synów skończyło szkołę w wieku osiemnastu lat i poszło w ślady ojca. Jedna córka jest miejscową darmową dziwką - każdy już ja miał. Pierwsze dziecko urodziła mając szesnaście lat. Druga córka jest niepełnosprawna umysłowo, a jej renta jest jedną podstawą rodzinnego budżetu.
Pan Zdzisek ma lat czterdzieści i jest dziwny, bo jest kawalerem. Gdzie indziej pewnie podejrzewałoby go o skłonności homoseksualne, bo żadnej laski nigdy nie miał, ale przecież na wsi gejów nie ma. Bo, jak to mówi pan Staszek, to Porządna Wieś jest.

MŁODZI

   Przez środek Porządnej Wsi płynie rzeka, której nastrój zależy od pory roku. Ulica robiąca za poprzeczkę H ma jedną z największych atrakcji we wsi - most. Młodociani i młodociane, którym brakuje pieniędzy i odwagi, by siedzieć na ławeczce przy sklepie spędzają czas oparci o wyżłobione przez scyzoryki i czas poręcze mostku.
   Młodociane i młodociani zajmują się paleniem, przeklinaniem, wyzywaniem, biciem, smarkaniem, pluciem, darciem ryjów i ogólnie wyczekiwaniem na najbliższą dyskotekę (zwaną szumnie "zabawą"). Na owej dyskotece młodociane ubierają spódniczki przypominające paski i podkoszulki więcej odsłaniające niż zasłaniające. Młodociani obwieszeni złotem przypominającym łańcuchy od rowerów żelują włosy, co by wyglądać jak Nażelowana Krystyna vel Ronaldo. Następnie młodociani i młodociane wykonują taniec godowy w różnych konstelacjach, łączą się w pary i na koniec radośnie kopulują. Ot, zabawa.
   Wiejskie subkultury to dresiarze i piłkarze. Występują również dresiarze - piłkarze. Dresiarze noszą dresy i umilają sobie czas bijatykami i rozwalaniem się na motorach. Słuchają muzyki spod znaku "UMC UMC UMC". Piłkarze mają ambicje - grają w małych wiejskich klubach a potem czasem w małomiasteczkowych. Młodociane dzielą się na grzeczne i niegrzeczne. Inny podział to pijące i niepijące. Jeszcze inny - na damy i "nie damy". Przynależność do subkultur zanika, gdy młodociana/młodociany przestaje być młodocianą/młodocianym i bierze ślub. Kościelny oczywiście.

czwartek, 22 marca 2012

Zapraszam TU, na bloga natalii_oreiro. Natychmiast :)

Cholera jasna i cymbałki, przez Tuska zostanę anarchistą. Nie lubię Tuska. Nie lubię demokracji. Nie lubię państwa wpieprzającego się wszędzie tam, gdzie nie trzeba. Cholera jasna.

wtorek, 20 marca 2012

PORZĄDNA WIEŚ - CZĘŚĆ PIERWSZA

Zaprezentuje wam, Drodzy Czytelnicy, moje najnowsze opowiadanie (w kawałkach, bo długie). O specyfice wsi. O o wsi widzianej okiem mieszczanina spędzającego tam miesiąc wakacji. Innymi słowy, jak was widzę tak o was piszę, drogie wieśniaki. Częściowo ironicznie, oczywiście :)

CZĘŚĆ PIERWSZA

PROLOG

Ten, kto myśli, że na wsi nie ma roboty, a życie płynie leniwie i beztrosko albo nigdy w życiu na wsi nie był, albo nigdy w życiu na wsi nie pracował. To pierwsze jest niezbyt możliwe za to drugie bardzo popularne.
Bo widzisz, na wsi to jest trochę inaczej jak w mieście. Inna robota, inne człowieki, inna okolica. Inne zwierzęta - prędzej staniesz z krową oko w oko niż z kanarkiem czy papugą. Jest oczywiście lokalny folklor, którego uosobieniem jest ławeczka pod sklepem oraz osoba księdza mającego władzę nieograniczoną nad ciałem i duszą wieśniaka. Jakkolwiek pierwsze zjawisko jest nieśmiertelne i stanowi pewniak, tak drugie powoli zaczyna zanikać. Przynajmniej jeśli mówimy o wsiach położonych bliżej cywilizacji - na przykład o tych, które tworzą wianuszek wokoło Krakowa. Większość młodych mieszkańców tych wsi to weekendowi rolnicy. W tygodniu robią (bo na wsi się nie pracuje, tylko robi) w większych zakładach pracy znajdujących się w okolicach lub w Cywilizacji, w weekendy robią w polu. Tak oto wsi powoli się cywilizują.
Ale ksiądz nadal jest ważny, ważniejszy od sołtysa i innych gryzipiórków. Bo ksiądz to ksiądz, a urzędas to złodziej zabierający rentę.

PORZĄDNA WIEŚ

CHAŁPY

Więc wyobraź sobie wieś stosunkowo niedaleko od Krakowa (zwanego dalej Cywilizacją). Trzy drogi tworzące H, otoczone różnej wielkości (poziom bogactwa mieszkańca liczy się tu w ilości pięter i pokoi znajdujących się w chałpie), różnego koloru i różnego stopnia zaniedbania domów. Znajdziesz tu drewniane budynki wyglądające jak żywy (albo raczej umierający) skansen, murowane domostwa z oczojebnie błyszczącymi nową blachą dachami, domu z pustaków, a nawet domy otynkowane! Jeśli chodzi o te ostatnie, to zasada jest prosta - im bardziej oczojebny kolor tynku, tym ładniejsza chałpa.
Naokoło tych domów czasem jest płot, czasem nie ma (ale brama wjazdowa musi być!). Na podwórku jest dziecko, stadko kur lub/i kaczek oraz kogut, pies z budą lub bez, często drugi pies z budą lub bez, traktor, maszyny rolnicze w liczbie mnogiej, samochód i piasek. Czasami też ławeczka, zgraja kotów, kurz, bajorko, krasnal i kwiatek w klombie zrobionym ze starej opony traktora. W zimie obowiązkowo wszystko jest pokryte dużą ilością świecidełek, reniferów i Santa Klausów.

DROGI

Drogi są z zasady sto razy lepsze niż w mieście - ruch na nich występuje jedynie w okresie żniw, gdy traktory dzielnie próbują mijać się z kombajnami. W innych okresach są rozjeżdżane przez różnej wielkości, różnego koloru i różnego stanu rowery, skutery, motory, motorowery i bliżej nieokreślone dwukołowce robiące brum, brum. Czasami robią "Iiiiiiiiiiiii... JEB!", ale nie zawsze. W zimie na drogach można spotkać tylko samochody ludzi zmierzających do Cywilizacji.
Drogi służą pojazdom mechanicznym lub pojazdom takowe udającym, ludziom w liczbie mnogiej stanu rożnego oraz zwierzętom. Koguty i kury, tak na przykład, nie uznają zasad ruchu drogowego. Jak rozjedziesz którąś, to nie przyznawaj się właścicielowi, tylko zabierz na rosół. Psy to inna bajka. Albo zmierzają dzielnie za swoimi człowiekami, albo leżą koło drogi i się na nią patrzą. Jak wypatrzą cokolwiek, choćby rechoczącą żabę kilometr dalej, to zaczynają szczekać. A potem szczekają. A potem kolejne psy zaczynają szczekać. I szczekają póki nie przestaną.
Koty z zasady dróg unikają. Chadzają polami, bo chadzanie drogami jest zbyt popularne, a koty to przecież hipsterzy.

środa, 14 marca 2012

TOLERANCJA, KURWA, TOLERANCJA

Przeczytałem dziś nowelę "Mendel Gdański" Marii Konopnickiej*. W kolejce czekają kolejne nowele., bo ta zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. I zmusiła do refleksji.

Jeden:

Jak zwykle cytat z Michała Choromańskiego ("Schodami w górę, schodami w dół"): "Antysemityzm to niepoczytalność".

Dwa:

Od jakiegoś czasu w Europie panuje tendencja do maksymalnej świeckości w poszczególnych państwach. Tylko że robimy to źle. Jak zwykle źle.

Zabraniając eksponowania przez obywateli swojej wiary** nie sprawimy, że niepokoje związane z różnicami w wierze ustaną. Wręcz przeciwnie. Moim zdaniem w przyszłości może to doprowadzić do tworzenia się gett wyznaniowych, które będą ze sobą walczyły na śmierć i życie.

Bo widzicie, Drodzy Czytelnicy, łatwiej jest czegoś zabronić nie licząc się z konsekwencjami niż włożyć więcej wysiłku w lepsze życie dla nas i dla przyszłych pokoleń. Trudniej jest promować tolerancję religijną. Trudniej jest zniwelować jej największą przyczynę - brak wiedzy. Trudniej jest wprowadzić religioznawstwo w szkołach. Trudniej jest samemu zrezygnować z mowy nienawiści wobec innowierców. Znacznie łatwiejsze jest ich ignorowanie. Bo przecież wszystkie Polaki to katoliki, nie?

Propagując tolerancję religijną i rzeczywiście o nią dbając nie musielibyśmy na siłę uwalniać przestrzeni publicznej od religii. Powiem wam tak - czy robi wam różnice to, że urzędniczka państwowa nosi krzyżyk na szyi lub chustę na głowie? Jeśli tak, to dziwni jesteście. Dopóki nie przeszkadza jej to w pełnieniu swoich obowiązków ma do tego święte prawo.

Nie jestem jednak zwolennikiem umieszczania symboli religijnych w miejscach takich jak sejm czy szkoła. Raz - nie są w nich otaczane należną czcią i szacunkiem. Dwa - publiczna szkoła to nie katolicka szkoła. Nauczyciel może mieć nawet krzyż spod Pałacu Prezydenckiego zawieszony na szyi, ale na ścianie nie ma dla niego miejsca. To samo, jeśli chodzi o sejm. Wiara to prywatna sprawa każdego człowieka, więc każdy człowiek może ją eksponować. Instytucja publiczna nie ma do tego prawa - takie jest moje zdanie i taka jest teoria zawarta w naszej Konstytucji. A praktyka? Tak jak zwykle, robimy to źle.

* tak, ona była lesbijką : )
** stiułardesy*** tak na przykład nie mogą nosić łańcuszka z krzyżykiem. Przykłady można mnożyć i dotyczą wszystkich religii - można tu również wspomnieć o debilnym zakazie noszenia burek we Francji.
*** przeczytałeś, Drogi Czytelniku, dwa razy zanim zrozumiałeś? Jakaś panda właśnie się roześmiała : )

niedziela, 11 marca 2012


Tak mnie naszło jeszcze w związku z poprzednim postem...

Skoro babochłop to nie kobieta, to jak babochłop zwiąże się z babochłopem to... O BOGINI! Są pedałami?! 

O rany... Nigdy więcej myślenia o lesbijkach, bo to idzie w złą stronę :)

LESBIJKOS BABOCHŁOPUS


Burza po comming oucie "Kasi Adamik córki Agnieszki Holland"* przycichła, przynajmniej do następnego razu. Sam comming outu dość ciekawy - pani Adamik mówi, że po prostu nikt jej wcześniej o to nie zapytał, więc jak już zapytał, to odpowiedziała. A teoretycznie wywiad dla Vivy! miał być o sztuce :) (STĄD wiem, o comming oucie jest na samym końcu).

Pod jednym z "artykułów" o tym jakże podniosłym wydarzeniu natrafiłem na komentarz typu "Adamik to żadna baba, to babochłop, nie kobieta" (niestety nie przytoczę oryginału, bo nie pamiętam gdzie to konkretnie było. Zresztą, takich komentarzy w to pizdu było pod wszystkimi "artykułami"). I ja się pytam. Dlaczego pani Adamik to babochłop?

Nosi spodnie! Jak, do prostytutki nędzy, 90 procent europejskich kobiet. Zapewne spora część chłopów i lesbów nie ma nic przeciwko dziewczynom w spodniach. O ile prezentują one wymiary 90-60-90. I koniecznie mają długie włosy.

Bo lesba, to proszę ja ciebie ma mieć co najwyżej 25 lat, długie włosy i wymiary 90-60-90. Inaczej to nie jest lesba, tylko babochłop. Jeszcze najlepiej jest, jak nie jest lesbą, tylko dziwką, bo wtedy i facet może ją przelecieć. **

Mnie to pachnie paranoją i kompletnym brakiem szacunku dla drugiego człowieka.

A tak swoją drogą, to pani Adamik ma piękny, bardzo sympatyczny uśmiech.

* Ta zbitka wyrazów jest bardziej popularna niż "szwagier ciotki Halinki, wiesz tej od wuja Marcina brata cioci Izoldy, matki cioci Agnieszki i wujka Adama, tego od cioci Gosi, co ma synka Konrada..."
** Cholera, niechcący włączyłem się do internetowej dyskusji na temat "jak wygląda PRAWDZIWA lesbijka". Zapraszam TUTAJ, Ewa Tomaszewicz walczy z Internetem :)

sobota, 10 marca 2012

ARABIA SAUDYJSKA I IRAN – PORÓWNANIE


CZĘŚĆ DRUGA

Nie wiem, czy czytałeś, drogi Czytelniku, książkę "Uwięziona w Teheranie" Mariny Nemat. Jeśli nie, to warto, zwłaszcza jeśli jesteś zainteresowany/zainteresowana państwami Bliskiego Wschodu.
Pani Marina w bardzo ciekawy i zajmujący sposób opisuje irańską rewolucję islamską z roku 1979, kiedy to islamscy radykałowie obalili rządzącego szacha Mohammada Reza Pahlawiego. Przed rewolucją pani Marina uczyła się angielskiego, chodziła w podkoszulku po ulicy, była beztroskim dzieckiem. Po strachu związanym z rewolucją przyszedł szok - zakazano sprzedaży alkoholu (zakazanego przez islam), nakazano (głównie kobietom) noszenie "skromnych" ubrań (hidżab - ubranie od stóp po czubek głowy).
Obalenie szacha* sprzyjającego reformom i rządowi USA (szach był więc człowiekiem rodzaju króla Abdullaha bin Abdulaziz al Saud) wywołało burzę również w krajach muzułmańskich, bo przeraziło autorytarnych monarchów. Napięcie wywołało wojnę Iranu z Irakiem (o której również pisze pani Marina, ale skąpo - była wtedy w najstraszniejszym irańskim więzieniu Evin), która, mimo wygranej Iranu, spowodowała śmierć kilkuset tysięcy młodych ludzi i długotrwały kryzys ekonomiczny, z którym Iran sobie jednak poradził i dziś ma naprawdę prężnie rozwijająca się gospodarkę.
Pani Marina doskonale opisuje nastrój tamtych dni i swoje zagubienie w takiej sytuacji. Najpierw jej pierwsza miłość ginie w trakcie rewolucji walcząc z szachem, potem ona i jej przyjaciółki zostają aresztowane za knucie przeciwko nowej władzy islamskiej. To doskonale pokazuje, że nie dało się wtedy być neutralnym, a tego właśnie chciała Marina.
Dlaczego o tym piszę? Bo takie rzeczy trzeba wiedzieć, żeby zrozumieć irańskie społeczeństwo. Gdyby nie rewolucja irańska Iran być może byłby takim samym państwem jak Arabia Saudyjska. Oczywiście do rewolucji doprowadziły rożne czynniki, m. in. bezrobocie, ale skoro islamskiej władzy udało się podnieść kraj z gruzów to i szachowi by się to udało.
Ahmadineżad jest fanatycznym muzułmaninem. Co jest jego siłą? To, że on wie, że USA wie, że Ahmadineżad wie, że USA nic mu nie może zrobić. USA nie może wjechać do Iranu, przejechać w te i nazad po tym kraju i go okupować. Ameryka przegrywa wojnę w Afganistanie, z Libią sobie ledwo, ledwo poradzili, przegrali Wietnam - potęga militarna USA to mit utworzony na podstawie wygranej przez nią II wojny światowej. USA jest doskonałym przykładem, że można mieć dobry sprzęt, super nowoczesne wojsko i przegrywać z partyzantami. I Iran o tym wie, więc może sobie bimbać z ogólnoświatowej niechęci wobec niego. ONZ, Amnesty International i inne organizacje mogą sobie gadać o nieprzestrzeganiu praw człowieka, o torturach, więzieniach, Zahrze Kazemi** i zabijanych demonstrantach, a Iran i tak nie zareaguje, bo jest na to zbyt fundamentalny, fanatyczny i silny.
Jedyną z niewielu rzeczy, która różni te kraje, to stosunek do Zachodu - Iran zerwał z nim wszelkie pokojowe relacje, a Arabia Saudyjska świetnie się z Zachodem dogaduje. I w jednym i w drugim kraju trwają protesty zwolenników reform. Jednak protesty są tłumione - według mnie jedynym scenariuszem, w którym protestujący mogliby wygrać jest przyłączenie się do nich wojska. Niestety jest mało prawdopodobne - wojsko jest bardzo podporządkowane islamowi. Zresztą, kto w kraju postępującym zgodnie z zasadami islamu, w których jest mowa o walce z niewiernymi, idzie do wojska, żeby potem się fundamentalnemu islamowi sprzeciwić?
Arabia Saudyjska i Iran to nadzieja bliskowschodniego biznesu. Być może rozleje się on również na kraje Zachodu - oba kraje, wbrew powszechnej u innych krajów rozwijających się tendencji, mają dodatni przyrost naturalny - w Arabii Saudyjskiej wynoszący około 2,69% (a w dodatku jest to społeczeństwo bardzo młode). Możemy się więc spodziewać, że kiedy minie potęga USA świat opanują Chińczycy i mieszkańcy Półwyspu Arabskiego.
Być może w świetle społecznym różnica pomiędzy tymi krajami jest niewielka (w obu panuje szariat), ale politycznie tylko jeden z tych krajów ma szansę i ochotę, by zaistnieć na światowej scenie politycznej bez jednoczesnego straszenia bombą atomową. Naturalne jest więc, że Zachód z uśmiechem zwraca się w stronę Arabii i króla Abdullaha, jednocześnie mając nadzieje, że strumień ropy będzie ciągle w zachodnią stronę płynął.
Jaka jest więc podstawowa różnica pomiędzy Arabią Saudyjską i Iranem? Taka jak pomiędzy fundamentalizmem i fanatyzmem. Fundamentalizm to rygorystyczne trzymanie się zasad i norm, a fanatyzm polega na ślepej i bezkrytycznej wierze w słuszność jakichś poglądów – widzicie tą różnicę? Według mnie jest ona kluczowa.

* Szach nie był święty - sporo kontrowersji wzbudzało traktowanie więźniów i działanie tajnej policji SAVAK. Więzienie Evin powstało już za jego rządów i również wtedy zajmowało się głównie torturowaniem i wyciąganiem informacji.
** Zahra Kazemi, irańska fotoreporterka pochodzenia kanadyjskiego została aresztowana 23 czerwca 2003 roku za fotografowanie przed więzieniem w Teheranie demonstrantów, którzy domagali się wypuszczenia krewnych zatrzymanych podczas ostatnich manifestacji antyrządowych. Trzy dni później przewieziono ją do szpitala kierowanego przez islamską Gwardię Rewolucyjną, gdzie zmarła na skutek krwotoku, który nastąpił, gdy czaszka pękła od uderzenia twardym przedmiotem w głowę.

Bibliografia:
1. Wikipedia
http://pl.wikipedia.org/wiki/Arabia_Saudyjska, http://pl.wikipedia.org/wiki/Abdullah_bin_Abdulaziz_Al_Saud,
http://pl.wikipedia.org/wiki/Iran,
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ira%C5%84ska_rewolucja_islamska, http://pl.wikipedia.org/wiki/Fanatyzm,
http://pl.wikipedia.org/wiki/Fundamentalizm
2. Gazeta.pl
http://info.wiadomosci.gazeta.pl/szukaj/wiadomosci/Zahra+Kazemi
3. Marina Nemat "Uwięziona w Teheranie"

czwartek, 8 marca 2012

ARABIA SAUDYJSKA I IRAN – PORÓWNANIE

Dzisiaj dokonałem czynu wymagającego niespotykanej odwagi. Obroniłem dwie nieletnie białogłowe przed atakiem przeraźliwego monstrum. A po wszystkim wyglądałem TAK.

I jestem z siebie dumny. Zabiłem pająka terroryzującego moje młodsze siostry :)

Był ogromny. I czarny. I miał takie brzydkie odnóża...

Nie spocznę jednak na laurach. Ani na Laurach. Oto pierwsza część mojego porównania dwóch bliskowschodnich krajów.

CZĘŚĆ PIERWSZA

Myśląc "Bliski Wschód" często mamy przed oczami brud, smród, syf i ubóstwo. A jednak! Szejkowie arabscy śpią na pieniądzach, a Arabia Saudyjska i Iran są jednymi z najprężniej rozwijających się gospodarczo państw. Synonimem bogactwa są tu gaz ziemny i ropa naftowa. Charakter tego bogactwa doskonale też oddaje charakter tutejszych społeczeństw (tu mam na myśli cały Bliski Wschód) - wystarczy rzucić zapałkę i wszystko, jakby ropą oblane, zaczyna płonąć (patrz, Arabska Zima Ludów).
Ciekawostką jest Arabia Saudyjska - jeszcze 70-80 lat temu przemysł w tym kraju nie istniał, rolnictwo czołgało się z trudem, a kraj żył tylko z pielgrzymek do świętych miast, Mekki i Medyny. Jednak król Abdul Aziz miał wielkie ambicje i jeszcze większe chęci - stawiając na edukację, służbę zdrowia, transport i przemysł rozpoczął odradzanie się tego kraju. Zastrzykiem kasy było odkrycie na jego terenie ropy naftowej (1930).
Przed końcem XX wieku Arabia Saudyjska dysponowała systemem edukacji, który zapewnia bezpłatną naukę, od przedszkola do uniwersytetu (jest tu 7 uniwersytetów, ponad 24 000 szkół, a także duża liczba college'y oraz innych instytucji edukacyjnych). To dużo, patrząc na fakt, że jeszcze w latach 30 XX w. uczono tu jedynie w domach lub szkołach przy meczetach, które zapewniały głównie znajomość Koranu. Teraz nowoczesne szkoły zapewniają wykwalifikowanych specjalistów tak bardzo potrzebnych do dalszego rozwoju kraju. Jednak ze względu na panujący tu skrajny patriarchat stosunkowo mała liczba kobiet ma wyższe wykształcenie.
Arabia Saudyjska znacznie poprawiła jakość służby zdrowia. Dzięki temu malaria i ospa zostały praktycznie wykorzenione, a współczynnik umieralności niemowląt został znacznie obniżony. Służba zdrowia jest bezpłatna i dostępna w każdym rejonie kraju.
Mówiąc o Arabii Saudyjskiej należny zauważyć, że jest to jedna z nielicznych obecnie na świecie monarchii absolutnych. Rządzi w niej król i premier Abdullah bin Abdulaziz al Saud, w Polsce znany jako fundator operacji rozdzielenia bliźniaczek syjamskich, Darii i Olgi Kołacz, w świecie muzułmańskim z pobożności i ufundowania dwóch islamskich bibliotek - w Rijadzie i Casablance. Prawo opiera się na szariacie - islamskim prawie regulującym zarówno czynności stricte religijne jak i życie codzienne (islam nie dzieli życia świeckiego i życia religijnego). Dopuszcza więc chłostę (i inne kary cielesne) i karę śmierci (grożącą za, np. odejście od islamu). W Arabii Saudyjskiej dopuszcza się również tortury.
Mimo, wydawałoby się zaściankowości tego konserwatywnego aż do przesady kraju, jest on jednym z bardziej pokojowo nastawionych krajów Bliskiego Wschodu do świata nie-muzułmańskiego. Na pewno spore znaczenie ma tu ropa - Arabia potrzebuje eksportować ten surowiec, a takie na przykład Stany Zjednoczone potrzebują ropę kupować. Nic więc dziwnego, że król Abdullah (imię to, zgodnie z charakterem króla, oznacza „sługa Allaha”) dobrze się dogaduje z prezydentem USA.
Z USA nie dogaduje się za to prezydent Mahmud Ahmadineżad - prezydent Islamskiej Republiki Iranu. Bazując na fundamentalizmie islamskim i walce z niewiernymi (i wszystkimi, którzy go nie lubią) rządzi krajem żelazną ręką, jednocześnie potrafiąc prowadzić za rękę prężnie rozwijającą się gospodarkę Iranu.

ciąg dalszy w weekend