środa, 28 marca 2012

PORZĄDNA WIEŚ - CZĘŚĆ CZWARTA

MIREK

   W Porządnej wsi trzydzieści lat temu urodził się Mirek. Mieszkał z rodzicami w domu mieszczącym się w tzw. Trójkącie Bermudzkim tworzonym przez domu Zdziska, Janka i Heńka. Ojciec Mirka, Tadek, był rolnikiem. Matka Mirka, Anna, była żoną rolnika. Mirek miał starszego brata Jędrusia, który był rolnikiem i miał żonę, która była jego żoną, młodszego brata Mateusza, który wyjechał do Cywilizacji i miał w niej żonę oraz młodszą siostrę, Kasię, która miała męża i była żoną tego męża.

   Mirek nie miał żony, co bardzo martwiło jego rodziców. W ogóle był dziwny. Do Liceum pojechał do Cywilizacji, zdał maturę. Skończył dwa kierunki studiów, dziennikarstwo i historię. Ludzie pukali się w czoło i mówili - a po co mu to. A on robił swoje. Pracował jako stały felietonista poczytnego tygodnika i autor tekstów dla znanego portalu internetowego. Napisał też dwie książki o historii Kazimierza. Miejscowi dalej się pukali w głowie i stwierdzali, że w dupie się mu poprzewracało. No cóż, w swoich artykułach używał wielu trudnych słów, np. prostytutka, imaginacja czy anarchizm. Zarabiał na tyle duży, żeby się utrzymać w Cywilizacji. Wolał jednak zostać we wsi. Kochał to miejsce, tą okolice. W okolicznych pagórkach, polach i lasach było coś, co przyciągało go jak magnes. Pisał, bo lubił, zarabiał, bo musiał i pomagał ojcu, bo był potrzebny. Złote dziecko, nie?

   Póki był mały nie wyróżniał się zbytnio. Grał w piłkę i robił w polu jak wszystkie chłopaki. Lubił czytać, dzięki książkom przenosił się w inny świat. Rzucał kurwami jak każdy, jadł za trzech, a wieczorem uciekał do dalekich krajów. Od "Krzyżaków" do "Władcy Pierścieni". Szkolna biblioteka szybko przestała mu wystarczać. Biblię w wieku kilkunastu lat znał lepiej niż niejeden osiemdziesięciolatek.

   Początkowo wielu przepowiadało mu karierę księdza. On jednak nigdy nie był ministrantem. Do bierzmowania podszedł bez przekonania. Na lekcjach religii zadawał niewygodne pytania, mówił wprost - Kościół rozmija się z Biblią. Nie podobało się to we wsi. Porządną Wsią zatrzęsło jego wypracowanie na temat "Kto według ciebie miał największy wpływ na świat w XX wieku". Większość pisała o Janie Pawle Drugim lub o Wałęsie. On, miłośnik historii, napisał o Hitlerze. Rok szkolny skończył z zachowaniem nagannym i łatką nazisty. A nazizmem pogardzał jak mało kto.

   Z biegiem lat stawał się coraz bardziej mrukliwy, coraz bardziej zamknięty w sobie. Pod koniec studiów prawie nie przyjeżdżał do domu na weekendy. Wyjechał do Cywilizacji jako młody, zahukany chłopak w spranych spodniach. Po dziesięciu latach wrócił z tytułem magistra i dobrą pracą. Miejscowe plotkary potrzebowały dużo czasu, żeby się wyszumieć. Jego matka nie raz usłyszała, że wychowała satanistę, bezbożnika, co do kościoła nie chodzi. Istotnie, Mirek zerwał z kościołem. Dokonał nawet apostazji. Po tym akcie Ksiądz z ambony wykrzyczał, że dla ateistów powinno budować się obozy koncentracyjne. Wymienił Mirka z imienia i nazwiska. Po tym chłopak nie miał już życia w Porządnej Wsi. Wielu w imię Boga stwierdzało, że młodemu należy się nawracający wpierdol. Jeden miejscowy kozak wyskoczył do niego z pięściami. Wrócił do domu z podbitym okiem. Cała wieś uznała Mirka za niepoczytalnego brutala. Bo wiesz, kozak niewinny był.

   Matce Mirka powtarzano, że chłopak powinien sobie znaleźć żonę, spłodzić dzieci, to może mu rozum wróci. Mirkowi jednak żeniaczka nie była w głowie. Pracował, pisał kolejną książkę, tym razem przygodową. Często jeździł do Cywilizacji, a to załatwić coś w pracy, a to do baru, do przyjaciół. Porządną Wsią wstrząsnęła wiadomość, że Mirek ma zespół muzyczny i wydaje płytę. Zespół muzyczny nazywał się "Perfugium", co dla jej mieszkańców brzmiało strasznie tajemniczo. Jeszcze większy wstrząs nastąpił, że Mirek nie uznaje miejscowych trendów - nie był to zespół grający disco polo. O zgrozo, Perfugium grało metal. I to nie po polsku, tylko, o zgrozo, po angielsku i niemiecku. O Mirku nie mówiono inaczej jak "nazista". Ksiądz z ambony wykrzyczał, że metal to dzieło Szatana, że muzycy metalowi zjadają koty i zabijają dzieci. Mirek nic sobie z tego nie robił, dalej siadał w stodole na sianie i pisał piosenki głaszcząc jednocześnie swojego mruczącego przyjaciela.

   Dwa lata po powrocie Mirka do Porządnej Wsi zmarł mu ojciec. Miał zawał, podobnie jak jego ojciec i dziadek. Wieś jednak wiedziała swoje - z pewnością umarł z powodu swego syna. Mirek odziedziczył gospodarkę i zrobił coś, co sprawiło, że został uznany za całkowicie niepoczytalnego. Sprzedał ziemię zostawiając jedynie kawałek pola koło domu, na którym posadził drzewa owocowe. Stodołę zrównał z ziemią a na jej miejscu posiał trawę tworząc piękny trawnik. Postawił altankę, która była jego "letnim gabinetem". Jego matka zgadzała się na te zmiany, kochała go z całego serca. Podobało się jej to, że wokół domu panował porządek, kwitły kwiaty, a świeże owoce poprawiały jej zdrowie nadwątlone przez miejscowe krzykaczki. Nie dawały one spokoju Mirkowi, który stawał się coraz cichszy, coraz bardziej zamknięty w sobie. Ksiądz krzyczał z ambony o głupcach wyprzedających ojcowiznę.

   Odwróciło się od niego rodzeństwo. Jędruś, podobnie jak Porządna Wieś, uznał go za wariata. Kilka razy ciał dać mu umoralniający wpierdol, ale powstrzymywała go matka. Potem powstrzymywała go też świadomość, że Mirek zrobił się podejrzanie wysoki i silny. Widać było, że w Cywilizacji poznał uroki siłowni. Mateusz był nieco przychylniej nastawiony, ale on też uznawał brata za satanistę bez sumienia, który powinien zaleźć sobie babę i przestać robić głupoty. Kasia uważała go za nieszkodliwego indywidualistę. Jej też podobały się zmiany jakie zaszły w rodzinnym domu.

   Został on otynkowany i pomalowany na delikatny odcień żółtego. Okna wymienił na plastiki uważane w Porządnej Wsi za fanaberię. Wyremontował kuchnię, piec opalany węglem wymienił na gazowy. W salonie zbudował w miejscu pieca kaflowego duży kominek. Dach pokrył ciemnym, matowym gontem. Całą swoją działkę otoczył drewnianym płotem wysokim na półtora metra. Pomalował go na ciemno-zielono, tak, aby pasował do okolicznych drzew. W ogrodzie posadził agrest, borówkę amerykańską i maliny. Matkę często wyręczał w gotowaniu, zapewnił jej najlepszą opiekę medyczną, na jaką mógł sobie pozwolić. Kobieta odżyła, zaokrągliła się a jej oczy znów zaczęły błyszczeć. Wieczorami siadała z synem przy kominku i słuchała jego opowieści o dalekich krajach, o innych religiach i obyczajach, o wielkiej polityce. Razem z nim planowała kolejne udogodnienia, odnowę kurnika oraz naprawienie bramy. Ksiądz grzmiał z ambony o ludziach wydających pieniądze na głupoty zamiast na kościół.

   Po kolejnych dwóch latach zmarła matka Mirka. Za późno okazało się, że ma raka. Na pogrzebie Ksiądz w obecności Mirka grzmiał o synach wprowadzających rodziców do grobu. Po ceremonii Mirek uderzył go pięścią w twarz i powiedział, że jak usłyszy jeszcze jedno pomówienie na swój temat, to inspekcja budowlana zainteresuje się tym, co Ksiądz buduje koło swojej plebani. Miejscowe krzykaczki przez miesiąc rozpowiadały niestworzone rzeczy o brutalnym sataniście, który zabił własną matkę. Ktoś zaczął niszczyć drzewka w mini sadzie Mirka, porysował mu samochód i rozbił słoik z podejrzaną substancją o budynek. Po kilku miesiącach wszystko się uspokoiło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz