sobota, 20 września 2014

CISZEJ NAD TYM RZĄDEM

Nie powiem, żeby Ewa Kopacz była moim ideałem premiera, nie powiem, żeby mi się jakoś ten rząd specjalnie podobał na pierwszy rzut oka, ale litości, opozycjo, litości. Wstrzymajcie się z wypowiadaniem opinii ostatecznych, bo jeszcze komuś zrobicie na koniec laurkę osobnika, po którym nikt się niczego nie spodziewał, a jednak coś mu wyszło. Poza tym - to, że ktoś jest kompletnie nie znany, to jeszcze nie oznacza, że jest niekompetentny. BTW, jak opozycja to robi, że ocenia już całokształt człowieka, który na scenie politycznej pojawił się wczoraj (no prawie przedwczoraj)? Co to za wybryk natury, co przewiduje przyszłość?

Pan Prezes Jedynej Słusznej Partii uznał istnienie rządu za wymierzoną w niego prowokację. No cóż... Czy to już urojenia, czy jeszcze majaczenia?

piątek, 19 września 2014

APOSTAZJA - CO JA ROBIĘ TU

Obiecałem post o apostazji.

Przygotowałem akt apostazji, po czym rozbiłem się o brak czasu i świadków. Niedługo potem papieżem został Franciszek i postanowiłem dać Kościołowi szansę. Ostatnią.

Chciałbym jednak napisać, dlaczego chciałem zostać apostatą i dlaczego nie wyrzuciłem jeszcze gotowego aktu apostazji z komputera.

Tak, ma to związek z tym, że jestem transseksualistą. Zresztą, wszystko w moim życiu ma związek z tym, że jestem transem - od sposobu ubierania się, przez niechęć do chodzenia na imprezy i niechęć do wyjazdów z dziadkiem na więcej niż jeden dzień, aż po problemy z dymiącym w cholerę ogniskiem domowym. Koniec dygresji.

Kościół katolicki generalnie ma problem z transseksualizmem i to tak wielki problem, że pominęli go w Katechizmie Kościoła Katolickiego (sam sprawdziłem, nie ma ani słowa), a tak w ogóle to kompletnie nie rozumie problemu. A jak Kościół nie rozumie jakiegoś problem ("bo nie"), to
a) ignoruje
b) mówi Ci, że w sumie, to ma gdzieś Twoje uczucia, grunt, żebyś ich nie miał
c) wypycha poza swoje struktury.

Poza tym jest wiele spraw, które strasznie mnie drażnią - stosunek Kościoła do antykoncepcji, stosunek do homoseksualizmu, stosunek do innowierców i ateistów, stosunek do młodzieży, problem z kulturą osobistą duchownych, fakt, iż mój ojczym pewnie łącznie nie wydał tyle pieniędzy na malucha, poloneza i dwa pasaty, ile proboszcz z naszej parafii na swój samochód, upolitycznienie, ignorowanie wiernych, wybiórcze traktowania wszelkich praw (od Biblii po prawo karne), pycha, chciwość, oderwanie od rzeczywistości, nauka religii w szkołach i tak dalej. Mniej więcej to samo, pod czym podpisuje się większość polskich katolików.

Może jestem (tak jak inni katolicy) naiwny, bo jako idealista (ponoć z tego się wyrasta) wierzę, że Kościół się zmieni. Już się zmienia, ewoluuje, ale za wolno. Nie chciałbym jednak patrzeć na tą zmianę z boku, chciałbym w niej uczestniczyć. Chciałbym swoją obecnością w Kościele przypomnieć Kościołowi, że nie pozbędzie się "problemu" traktując "problematycznych" wiernych jak pył niegodny osiadania na biskupich butach. Chciałbym, żeby zauważyli, że LGBT SĄ OBECNE W TYM KOŚCIELE. Już są i skoro jeszcze są, to znaczy, że ich wiara jest prawdziwa. Że zasługujemy na to, żeby traktować nas jak ludzi, a nie jak chodzące problemy.

Był taki czas, że wolałem machnąć ręką i odejść, ale teraz jestem bardziej uparty i nie wyjdę tylko dlatego, że mnie wypychają. Jednak moja wiara i związek z Kościołem są mocno zagrożone - gdyby Kościół wyciągnął do mnie rękę, to na pewno byłoby łatwiej. Duszpasterstwo LGBT, o czym jak marzę...

wtorek, 16 września 2014

APOSTAZJA - DLACZEGO KSIĄDZ BONIECKI NIE MÓWI, JAK JEST

Od jakiegoś czasu lubię poczytać Tygodnik Powszechny, bo jest to jedyna gazeta pisząca w sposób normalny i bez spiny o Kościele, polityce, kulturze, moralności, Biblii i tak dalej, i tak dalej. Rzadko ją kupuje w wydaniu papierowym (6, 90 zł! Toż to studenckie śniadania na trzy dni!), raczej, poczytuje w internetach, ale chyba wykupię w końcu prenumeratę (bo taniej).

Ale muszę się przyczepić. No muszę, po prostu.

We wstępniaku ks. Adama Bonieckiego (TUTAJ w całości) i artykule Marcina Żyły ("Trudne wystąpienie") poruszony został temat apostazji. Nieco, niestety, tendencyjnie. Albo inaczej - w oderwaniu od rzeczywistości.

(...)człowiek ochrzczony może odejść od Kościoła (...), ale „wystąpić”, w sensie anulowania chrztu, nie może. Deklarację odejścia można, na żądanie, odnotować w parafialnej księdze chrztów. Ma to wymierne znaczenie w krajach, w których istnieje podatek kościelny. W krajach takich jak Polska ma znaczenie nade wszystko symboliczne.

Po pierwsze - symbolika jest bardzo ważna w życiu człowieka. Gdyby tak nie było, to nie nosiłbym krzyżyka na szyi, mama nie nosiłaby obrączki, ludzie nie nosiliby pacyfek, tęczowych flag na plecakach czy "zakazów pedałowania" na bluzach.
Nie chodzi o podatek kościelny, ale nie uprzedzajmy faktów.

„Tylko formalna apostazja gwarantuje, że przestajemy być członkiem tego wyznania”. To „porażka Kościoła i jego misji”, czyli można „dać po nosie księżom”. Psucie Kościołowi statystyk („przestajemy figurować w statystykach jako osoby wyznania rzymskokatolickiego”), a tym samym zmniejszanie reprezentatywności Kościoła.
 
Chciałbym tu przywołać liczbę apostatów z 2010 roku - 459 osób (wg artykułu pana Żyły). Ta porywająca liczba świadczy raczej o tym, że na apostazję decydują się osoby zdecydowane i świadome. Jak ktoś chce "dać po nosi księżom" to rozwala lekcje religii, nazywa księdza różnymi epitetami i robi inne tego typu rzeczy. Szkoda tylko, że zachowanie typu "jestem gimnazjalista, wiec ci dokuczę, bo tak" jest typowe raczej dla gimnazjalistów, a także części podstawówki i liceum (i nielicznych studentów) - a apostazji może dokonać tylko człowiek dorosły.

Psucie Kościołowi statystyk. Błagam. Nie poznałem jeszcze ani jednego zadeklarowanego ateisty (za to spotkałem wielu ateistów twierdzących, że są katolikami), który został ateistą, żeby "dać po nosie księżom" i "psuć Kościołowi statystyki".

Z tak for­mu­ło­wa­nej mo­ty­wa­cji bije po­czu­cie strasz­li­wej opre­sji, i to nie ze stro­ny Ko­ścio­ła, ale księ­ży. (...)  Można odejść od Ko­ścio­ła i bez de­kla­ra­cji, a motyw psu­cia sta­ty­styk jest dla na­iw­nych (...)

Bardzo nie podoba mi się u wielu księży spłycanie działania ateistów (i nie tylko zresztą, ja chciałem odejść od Kościoła mimo, że jestem człowiekiem wierzącym - chyba napiszę o tym osobnego posta, bo to długa historia) do zwykłej złośliwości. Biorąc pod uwagę liczbę ochrzczonych, w Polsce trudno jest natknąć się na "ateistę z dziada pradziada". Ktoś, kto odchodzi od wiary, w której został wychowany, ma raczej do tego jakieś podstawy. I nie jest to raczej złośliwość, chociaż można zostać ateistą od słuchania niektórych księży (np. bp Hoser czy abp "Lapsus").

Tutaj zacytuje fragment artykułu pana Żyły:
Kościół tłumaczy [długą procedurę - przyp. S.]: spotkanie z odchodzącym wiernym ma pomóc w upewnieniu się, że decyzję podejmuje świadomie i że chodzi o porzucenie wiary katolickiej, a nie np. okazanie dezaprobaty wobec księdza.

Ten drugi etap, chęć formalnego zerwania z Kościołem, to już wyższa półka ateizmu - biorąc pod uwagę trudność całej procedury, decydują się na nią ci, co są tak zdecydowani, że można mieć pewność, że wiedzą co robią. Już nie mówiąc o tym, że zadeklarowani ateiści nie będą raczej wiedzieć (tak na przykład), że proboszcz "ich" parafii wygaduje takie bzdury, że zęby bolą, więc nie będzie to dla nich argumentem na rzecz uporczywej i robiącej z nich debili procedury apostazji. 

Dlaczego robienie debili? Bo w całej procedurze, w rozmowie z księdzem i w ogóle w stosunku Kościoła do apostatów, przewija się jeden wątek - "on chce wystąpić z Kościoła, więc nie poznał prawdy objawionej, więc jest ograniczony, więc nie wie, co robi, więc jest debilem, więc udowodnijmy mu swoją wyższość". Jak też wiadomo, człowiek ograniczony nie mógł podjąć swojej decyzji po głębokich przemyśleniach i na podstawie własnych wniosków.

Ksiądz Boniecki pisze: (...) Kościół nie odwołuje się już do liczby ochrzczonych, raczej podaje liczby praktykujących: dominicantes i communicantes.

Tym bardziej nie rozumiem rozumowania Kościoła - skoro
a) nie mamy podatku kościelnego, czytaj liczba członków Kościoła nie przekłada się na pieniądze (a że część stanu duchownego to ludzie lubiący pieniądze, nie jest raczej tajemnicą - te bryki biskupów!)
b) nie robimy statystyk odwołujących się do liczby ochrzczonych, tylko do liczby praktykujących (szczerze powiedziawszy pierwsze słyszę, raczej dochodzą do mnie głosy "Polska to kraj katolicki, bo 95%..." i tym podobne)
to dlaczego Kościół tak bardzo upiera się przy upierdliwości procedury apostazji i przy zostawianiu "w papierach" danych osobowych? Czy raczej Kościołowi nie powinno zależeć na tym, żeby należeli do niego tylko ci, którzy są osobami wierzącymi, a nie osoby, które mają ten Kościół gdzieś?

BTW, z tym "zostawianiem w papierach" jest dość śmieszna sytuacji - gdy Kościół nie chce dopuścić do tego, żeby państwo zaglądało mu w papiery, to mówi, że jest autonomiczny i w ogóle watykański, a gdy chodzi o Fundusz Kościelny, to nagle jest polski i podlega pod polskie prawo.

Ksiądz Boniecki pisze jeszcze o tym, że kler nie wdziera się agresywnie w życie ludzi - coś o tym napiszę w następnym poście, razem z wyjaśnieniem mojego podejścia do apostazji.

Dla takich racji można chcieć wyjść z Kościoła tylko wtedy, kiedy się go traktuje jako stowarzyszenie czy partię, ale nie jak tajemnicę wiary.

Jak ateiści mają traktować Kościół jako tajemnicę wiary? Ktoś, dla kogo Kościół jest tajemnicą wiary, raczej od niego nie odchodzi.

Dla katolików problemem nie są procedury wychodzenia z Kościoła, czy raczej odeń odchodzenia, lecz pytanie: skąd taka potrzeba? 
 
Dla katolików może nie jest to specjalnie porywający temat, ale to nie katolicy odchodzą od Kościoła, tylko ateiści tudzież ludzie przechodzący na inne wyznanie. Czy to oznacza, że katolicy nie powinni interesować się prawem kościelnym i stosunkiem Kościoła do swoich byłych członków (w dodatku będących według logiki Kościoła nadal jego członkami)?

Ktoś, kto nigdy nie miał wątpliwości dotyczących wiary i Kościoła jako instytucji raczej nie pojmie, czym dla wielu ludzi jest apostazja. Podejrzewam, że ksiądz Boniecki po prostu nie potrafi sobie wyobrazić, że można nie wierzyć i że można nie chcieć mieć nic wspólnego z Kościołem, w którym się wychowano. Dlatego uważam, że Kościół powinien uważniej wsłuchać się w to, co mówią ludzie, którzy od niego odeszli, powinien uczyć się na własnych błędach, bo inaczej posypią mu się fundamenty i sam w końcu runie.

środa, 10 września 2014

IDŹCIE I ZGIŃCIE WSZYSCY

Dzisiaj będę masakrował. Bo lubię.

Zdarza mi się odrabiać z siostrą (lat 12, szósta klasa szkoły podstawowej) zadania. Matematyka jest ok (słodkie czasy, jak ułamki były po prostu ułamkami, a zamiast liter były cyfry, liceum to jednak koszmar był), ale nad polskim się dzisiaj nafukałem.

Pamiętacie wiersz Gałczyńskiego "Pieśń o żołnierzach z Westerplatte"? Na pewno się go uczyliście, ale przypomnę.

Konstanty Ildefons Gałczyński
Pieśń o żołnierzach z Westerplatte


Kiedy się wypełniły dni
i przyszło zginąć latem,
prosto do nieba czwórkami szli
żołnierze z Westerplatte.

(A lato było piękne tego roku).

I tak śpiewali: Ach, to nic,
że tak bolały rany,
bo jakże słodko teraz iść
na te niebiańskie polany.

(A na ziemi tego roku było tyle wrzosu na bukiety.)

W Gdańsku staliśmy tak jak mur,
gwiżdżąc na szwabską armatę,
teraz wznosimy się wśród chmur,
żołnierze z Westerplatte.

I śpiew słyszano taki: -- By
słoneczny czas wyzyskać,
będziemy grzać się w ciepłe dni
na rajskich wrzosowiskach.

Lecz gdy wiatr zimny będzie dął
i smutek krążył światem,
w środek Warszawy spłyniemy w dół,
żołnierze z Westerplatte.

Konstrukcja wiersza, z tekstami w nawiasach, jest świetna, ale całość nie jest treścią dla dwunastolatków. Zwłaszcza w połączeniu z zadaniami, jaki były dalej w podręczniku ("Słowa na start")*.

Zadanie numer jeden było rozbrajające "Wysłuchaj wzorcowego odczytania wiersza w wykonaniu nauczyciela...". WTF?! Co to jest "wzorcowe odczytanie"? Fanfary i werble, pozycja na baczność, sztandar szkoły, a nauczyciel ma mieć głos Krzysztofa Kolbergera

Ja na szczęście nie musiałem "wzorcowo odczytywać", na zadanie było zadanie piąte - "Opisz postawę bohaterów wiersza. Skorzystaj z wybranych zwrotów zamieszczonych w ramce". A w ramce: "szanować ojczyznę, tęsknić za ojczyzną, pracować dla dobra ojczyzny, walczyć za ojczyznę, poświęcać się dla ojczyzny". Pewnie według oficjalnego klucza odpowiedź brzmi "Bohaterowie wiersza, czyli żołnierze z Westerplatte, walczyli za ojczyznę KROPKA Żołnierze poświęcili się dla ojczyzny KROPKA Żołnierze szanowali ojczyznę i tęsknili za ojczyzny, gdy byli w niebiosach KROPKA Bohaterowie wiersza dali przykład, jak należy pracować dla ojczyzny KROPKA".

Moja siostra na pytanie "I co ci żołnierze zrobili dla ojczyzny?" odpowiedziała "Umarli". Za przeproszeniem, jebłem, jak to usłyszałem.

Nie neguję bohaterstwa obrońców Westerplatte, ale jest wielką pomyłką uczenie dzieciarni, że najlepsze, co można zrobić dla ojczyzny, to zginąć. Moja siostra patrzyła na mnie ze zdumieniem, jak usłyszała, że dla ojczyzny należy żyć, płacić podatki i nie srać psami po chodnikach. A umierać tylko w najwyższej konieczności.

Produkujemy sobie kolejne pokolenie ludzi, którzy nie będą nic robić dla dobra Polski, bo przecież dla dobra Polski można tylko umrzeć. I to nie tak byle kiedy, ale w czasie wojny. Może dlatego Kaczyński i spora część prawicy chciałaby rozpętać nową wojnę - mają kompleks "złego Polaka", bo nie zginęli. To dość smutne. Krwawy patriotyzm budzi tylko frustrację i na pewno nie przynosi Polsce niczego dobrego.

Wiem, że nie odkrywam Ameryki, że temat był już poruszany dość często, ale dzisiaj szkolna rzeczywistość znów zwaliła mi się na głowę.

Niech puentą będzie zadanie nr 6, które brzmi "kto jest najwspanialszym wodzem i dlaczego Stalin" (w oryginale "Dlaczego można powiedzieć, że wiersz jest hołdem złożonym obrońcom Westerplatte?"). Jeżeli tak wygląda budowanie kreatywności i samodzielnego myślenia, to ja podziękuję.

* Jakbym się czepiał, a ja się lubię czepiać, to zauważyłbym też, że podano błędną informację, jakoby II wojna światowa zaczęła się od ataku na Westerplatte. Otóż bulszit - zaczęło się od bombardowania Wielunia, co było po prostu zbrodnią. Na Westerplatte żołnierze atakowali żołnierzy, a w Wieluniu bomby spadły m. in. na szpital. Bardzo cenię sobie prawdę historyczną, a ten początek II wojny światowej był zapowiedzią, że w trakcie tej wojny nie będzie cywilów.