środa, 29 grudnia 2010

ROK MINĄŁ

no, no, no, no, no... Składam literki na blogu już cały rok
Ale tortu sobie nie upiekę, nie umiem :)

Póki co nie napisałem żadnego religijnego/politycznego tekstu, bo zajmuję się czymś innym. To również jest literatura wredna, ale na razie nie do zaprezentowania.

Święta minęły całkiem spoko, ale tydzień przed świętami to istny koszmar. Mama była tak zalatana, że wrzeszczała na wszystko co się ruszało (a jeszcze jak mówiło, to w ogóle miało przesrane). A że byłem chory (i kaszle do tej pory) i siedziałem w domu, to byłem naturalnym obiektem, w który owe wrzaski mama kierowała. Mam co prawda czteroletnią siostrę, która potrafi być bardzo niegrzeczna, ale ja jestem większym celem, łatwiej się we mnie strzela.
Ale przetrwaliśmy te święta! 

Sylwester niestety z rodzicami i siostrami, a nie z samymi siostrami. Rodzicom nie chce się na imprezę iść...

poniedziałek, 13 grudnia 2010

COMMING OUT I CHARAKTERYSTYKA JEZUSA

I jeszcze jeden, i jeszcze raz...
Wyszedłem z szafy przy koleżance z liceum i się bardzo z tego powodu dobrze czuję. Chociaż nerwówkę miałem niezłą. To mój drugi comming out w tej szkole (ha! w poprzedniej pierwszy zrobiłem po dwóch latach chodzenia do niej). Nie lubię tego robić, ale czasem warto.
Wbrew pozorom to trudne powiedzieć komuś, że jest się transem.


z cyklu Polska niesamowita: pustynia siedlecka, miejsce, gdzie można zobaczyć drzewa wyrastające wprost z piasku

Jakiś czas temu przyszło mi na myśl, że napisze charakterystykę Jezusa. Napisałem ją na podstawie dwóch ewangelii: Mateusza i Łukasza.

CHARAKTERYSTYKA JEZUSA

Jaki jest Jezus? Czy ktoś kiedyś się nad tym zastanowił? Jest dla nas jak postać z mitów lub po prostu ktoś kogo trzeba bez zastanowienia czcić. Nie będę nawoływał do nie czczenia Chrystusa. Chcę jednak, żeby ludzie zauważyli, że Jezus bądź co bądź jest pół-człowiekiem. I że ma dużo ludzkich cech i to właśnie na tym, ludzkim aspekcie jego historii mam zamiar się skupić.

Jezus pochodził (po ojczymie, Józefie - pochodzenie liczyło się wówczas tylko w linii męskiej, a mąż "przejmował" pochodzenie żony) z rodu Dawida, wielkiego króla Izraela. Zanim się narodził zaaranżowano małżeństwo Maryji (Mariam/Miriam) z Józefem, cieślą pochodzącym z Betlejem (a mieszkał w Nazarecie). Zgodnie z tradycją żydowską, Maryja przez rok po ślubie mieszkała ze swoimi rodzicami. W ciągu tego roku zaszła w ciąże - to dlatego Józef obawiał się wziąć ją do swojego domu, nie chciał oskarżeń o cudzołóstwo (karane wówczas śmiercią). Jednak ukazał mu się we śnie anioł, który pouczył go, że powinien wziąć małżonkę do siebie, że nic złego się nie stało. Józef w ewangelii Mateusza jest określany słowem "sprawiedliwy", można więc mówić, że Jezus był wychowany przez naprawdę dobrych ludzi i przejął od nich system wartości.

Gdy Jezus miał osiem dni zgodnie z żydowską tradycją nadano mu imię w trakcie ceremonii obrzezania. Później został ofiarowany w świątyni jerozolimskiej, na chwalę Panu. Tam też starzec Symeon dał jeden z pierwszych znaków, ze Jezus jest Mesjaszem. Józef i Maryja dziwili się tym, co mówił starzec (obdarzony darem proroctwa). Symeon przewiedział też skutki przyjmowania/nie przyjmowania jego nauki. Jezus był potem przez pewien czas wychowywany był w Egipcie (do śmierci Heroda, do 4 roku p.n.e.). Można więc powiedzieć, że zwiedził kawał świata, również w późniejszych latach swojego życia.

Zachowanie Jezusa i słowa Łukasza o nim wskazują, ze jest bardzo mądry i wykształcony (nie każdy potrafi rzucać cytatami z ksiąg Starego Testamentu tak jak on). Jest też uczuciowym człowiekiem. Nie jest chłody, zimy, ma wielkie serce. Gdy zgubił się w Jerozolimie rodzice sądzili, że był wśród rówieśników - można z tego wnioskować, że był dzieckiem towarzyskim. Jak na swój wiek (dwanaście lat) był bardzo bystry - późniejsze wydarzenia, np. szybkie odpowiadanie faryzeuszom na ich zaczepki wskazują, że tej bystrości i refleksu nie stracił.

Jezus był nastolatkiem ze wszystkimi cieniami wieku młodzieńczego - rodzice go nie rozumieli, nie rozumieli znaków, jakie im dawał. Można przypuszczać, że w pewnym momencie czuł się samotny. Na pewno wpłynęło to na jego dużą dojrzałość psychiczną. Łukasz zwraca też uwagę na to, że Jezus był posłuszny rodzicom ("był im poddany" Łk 2, 51).

Co robił Jezus między wydarzeniami w świątyni, a chrztem z rąk swojego krewnego, Jana Chrzciciela? Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy. No chyba, że nam to osobiście w niebie powie. Ale póki co, możemy tylko przypuszczać.

Józef wykształcił go, jako swojego syna, na cieśle - Jezus wiedział więc czym jest ciężka praca. Być może był silny, dobrze zbudowany. Jest obyty ze środowiskiem wiejskim, na co wskazują jego przypowieści. Zna system pracy winiarzy, pasterzy i rolników. Przez te niewiadome kilkanaście lat prawdopodobnie dalej intensywnie studiował Święte Teksty i odkrywał swoje powołanie. Być może planował swoje kolejne kroki, modlił się i pracował. Być może się ożenił - nie mamy danych, że tego nie zrobił (poza dogmatami Kościoła). Być może miał dzieci. Być może był gejem. Przypuszczać można wiele, pewne jest to, że mając około trzydziestu lat przyjął chrzest i objawił się ludziom jako Syn Boży.

Scena kuszenia Jezusa wskazuje, że ma on silny charakter i jest wytrwały, może i nawet uparty. Jest stanowczy i wobec zjawisk atmosferycznych i wobec ludzi. Gdy w Nazarecie czytał Święte Księgi ludzie zdumieli się "pełnym wdzięku słowom, które płynęły z jego ust" (Łk 4, 22). Może to wskazywać fakt starannego wykształcenia Jezusa. Jest zazwyczaj opanowany, jednak gdy widzi kupców w świątynia wpada w gniew. To wydarzenie pokazuje, że nawet Jezus ma pewną granice cierpliwości. Łukasz zwraca uwagę na jego umiejętność wygłaszana mów (Łk 4, 31).

Martwi się o swoich przyjaciół - widać to, gdy pomaga im przy połowie ryb, które były przecież źródłem ich zarobku. Jest człowiekiem lubiącym spokój, nie znosi szumu wokół siebie. Nie pragnie sławy, która otacza ją coraz szerszymi kręgami. Jezus bardzo mocno oddziaływa na ludzi - wystarczy jedno słowo, żeby za nim poszli. Mówi wprost, ze przybył na ziemię dla ludzi złych, aby i oni mieli szansę na życie wieczne, aby i oni mogli się zmienić. Nie nawraca sprawiedliwych, a tych, co nawrócenia potrzebują (Łk 5, 29-32). Uważa, ze dobro należy czynić niezależnie od tego, czy dzień jest świąteczny, czy zwykły. Jezus powtarza, że jego rodziną są wszyscy ludzie, że jest naszym bratem.

Zwraca się z szacunkiem do wszystkich - również do jawnogrzesznic (prostytutek, cudzołożnic). Jest litościwy, potępia surowe kary. W jego zachowaniu widać wielki szacunek do kobiet, które również z nim wędrowały ( m. in. Maria z Magdalii, Joanna, Zuzanna).

Jezus jest wrażliwy - na wieść o śmierci Jana Chrzciciela oddalił się na pustkowie. Jednak gdy przyszli do niego ludzie prosząc o uzdrowienie nie wahał się ani chwili, nie zwymyślał ich, tylko uzdrowił chorych. Troszczy się o wiernych, rozdając im w cudowny sposób chleb i ryby. Jest wrażliwy na ludzka krzywdę. Lubi też dzieci, szanuje je, jak równych sobie.

Kocha swojego Ojca, Boga, co widać w chwili jego radosnej modlitwy (Łk 10, 21). Chwila ta też pokazuje, że nie był ponurakiem, smutnym, zamkniętym w sobie człowiekiem, a taki jego wizerunek wyłania się czasami z ikonografii. Nie wierzę, że nie śmiał się, gdy zobaczył bogatego przełożonego celników siedzącego na drzewie.

Nie wiemy nic konkretnego o wyglądzie Jezusa z Ewangelii, ale możemy się domyślić, że miał oliwkowy kolor skóry, czarne włosy, ciemne oczy, pejsy i brodę, której Żyd nigdy nie ścinał (a Jezus przecież Żydem był). Przedstawianie go jako białego, brązowowłosego i niebieskookiego Europejczyka jest błędem.

Jezus zna się na psychologii. Wie, że człowiek prędzej zapamięta przypowieści, niż sztywne regułki, jest najlepszym nauczycielem, jakiego Ziemia nosiła. Zna się na ludziach, korzysta też ze swojej umiejętności czytania w myślach. Umie też przewidywać przyszłość.

Jezus w Ogrójcu odczuwa strach. Boi się bólu, chce go uniknąć, jednak jest posłuszny swemu Ojcu. Tu po raz kolejny objawia się jego wytrwałość, siła duchowa. Nie używa przemocy, a i tak zwycięża. Jego nauka trwa.

Żeby zrozumieć Jezusa trzeba też poznać jego matkę, Maryję, bo to ona miała na niego największy wpływ. Człowiek najwięcej cech wynosi z domu.

Mariam jest osobą niesamowicie silną psychicznie i tą siłę Jezus po niej odziedziczył. Wyobraźmy sobie osobę, która będąc młodą dziewczyną zostaje wybrana przez Boga na matkę Syna Bożego. Wyobraźmy sobie jej strach. Przecież mogła zostać uznana za cudzołożnicę i skazana na śmierć. Przecież rodzice (Joachim/Heli i Anna) mogli wyrzucić ja z domu, uznać za chorą psychicznie. Jednak, dzięki Bogu i jego aniołom, tak się nie stało.

Jaką matką może być Maryja? Ewangelie wskazują, że jet czuła, ale nie rozumiała Jezusa, nie rozumiała jego powołania. Później sytuacja zmienia się. Po cudzie w Kanie Maryja jakby odzyskuje wiarę w Jezusa. Wiemy, że pojawia się w miejscach, w których on naucza.

Wyobraźmy sobie jej uczucia, gdy stoi pod krzyżem, na którym umiera jej ukochany syn. Co może czuć? Żal, rozpacz, gniew, rezygnacje? Jezus daje na krzyżu ogromny znak miłości do matki, gdy oddaję ją pod opiekę jednego z najwierniejszych apostołów.

Maryja jest silna, odważna, jest bardzo dobrym człowiekiem, jej zachowanie powoduje, ze czujemy do niej respekt. Jezus wychowywany przez taką kobietę musiał wykształcić w sobie wiele szacunku dla osób płci przeciwnej. To zapewne jej zawdzięczał swoją wrażliwość (również na piękno przyrody, np. gdy mówi, ze lilie są piękniejsze od najpiękniejszych szat Salomona, Mt 6, 28-30).

Jezus jest po pierwsze człowiekiem. Człowiekiem niesamowitym, ale nadal ludzkim. Jest wręcz idealnym kandydatem na męża, ojca, kumpla, brata, nauczyciela itd. Podobnie jak zwykli ludzie ma swoją granicę cierpliwości. W obecnych czasach mógłby być poetą, pisarzem, filozofem. Ma również wielką charyzmę i talent polityczny. Nie jest tylko zbiorem cytatów i gościem z krzyża - jest człowiekiem i chce, żebyśmy go tak widzieli.

I jedno z haseł z okresu stanu wojennego:

"zdziwiły się OKONie, że PRONcie wyrosło WRONie"

OKON - Obywatelskie Komitety Ocalenia Narodowego, zajmowały się propagandą
PRON - Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego, chodząca propaganda
WRON - Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego, w czasie stanu wojennego faktyczna władza, Rada kierowana była przez W. Jaruzelskiego

środa, 8 grudnia 2010

TRANS - O CO CHODZI?



u góry: cuda z jaskini olsztyńskiej, byłem tam w październiku - takie Boże rzeźby wiszą tam pod sufitem, oświetlić je można tylko latarką, wrażenie jest niesamowite

A teraz Bardzo Wkurzający Tekst, dla tych, co nie wiedza, co to transseksualizm.

TRANS

Co to znaczy być transem k/m? To znaczy: mieć zaplątane najdrobniejsze sprawy, a z tych najdrobniejszych spraw składa się życie.

Wyobraź sobie, że jesteś facetem, który lubi samochody, komputery, dziewczyny i jest zamknięty w babskim ciele. Ma miesiączki, a chce hodować bródkę, a mama i reszta świata zwraca się do ciebie per: Moniczko, Kasiu, Olgusiu... Jesteś w stanie wyobrazić sobie co czujesz? Nie? To ci powiem:

słyszysz przypisane ci prawnie imię, podpisujesz się nim na kartkówkach - złość, poczucie niesprawiedliwości

różyczka na dzień kobiet - złość

błyszczyk pod choinę - wkurw

zakreślanie okienka "płeć" w ankietach - żal, bezradność

badanie u szkolnej higienistki - wstyd...

widok własnego, nagiego ciała w łazience - bicie głowa w ścianę.

miesiączka - wstyd, hańba.

damskie majtki, damski dezodorant - bicie pięścią o domowe ognisko, które zamiast grzać zaczyna w cholerę dymić.

pytanie: masz chłopaka? - nie ciociu, gejem nie jestem! omijanie spotkań rodzinnych.

dlaczego nie jedziesz na wycieczkę integrującą? - a wyobrażasz sobie mnie w pokoju z kimkolwiek?

bandażowanie piersi...

wściekły wzrok...

ładne dziewczyny, które nigdy na mnie nie spojrzą!

płacz...

Jesteś w stanie sobie to wyobrazić?

Nie?

A JA TO CZUJĘ!!!

Rzucacie we mnie kamieniami, mimo, że nie znacie mojej winy. Rzucacie nawet, gdy nie powiedziałem jeszcze, kim jestem. A co będziecie robić, gdy powiem? Zabijecie mnie, zniszczycie psychicznie?

Transseksualizm k/m ma jedną dobrą stronę - można bez przeszkód podglądać dziewczyny przebierające się w szatni na wf. Reszta to syf.

Ale transseksualizm to tylko część mnie. Ja też śmieję się, dyskutuje z nauczycielami, mam pały w szkole. Ja też oglądam się za dziewczynami. Nawiązuje przyjaźnie, choć robię to rzadko. Nie ze wszystkimi umiem wytrzymać. Nie wszyscy wytrzymują ze mną.

Transseksualizm to stalowa obręcz na mózgu. Przyciemnia wszystko. Czasami nie daje spać, myśleć, kochać... Jedynym sposobem na jej usunięcie jest operacja korekty płci. Nie wiem jak będzie po niej, nie wiem, czy tą stalową obręcz da się całkowicie zniszczyć. Ale wiem, ze każde jej zmniejszenie jest na wagę złota.

Jesteś w stanie sobie to wyobrazić? Nie? Wróć do przedszkola, a porzucasz we mnie kamieniami, jak dorośniesz. Tyle, że jak dorośniesz, to już rzucać kamieniami nie będziesz chciał.

wtorek, 7 grudnia 2010

MAKULATURA

Muszę powiedzieć, ze tegoroczne prezenty mikołajkowe są wyjątkowo udane; dwie książki: "Gringo wśród dzikich plemion" W. Cejrowskiego i "Orzeł. Tajemnice okrętu podwodnego" Michaela Guntona. Do tego sam sobie kupiłem prezent: dwutomowe wydanie dialogów Platona. I mimo, że kosztowały sporo (138 złotych) to nie żałuje. Mam teraz czytania na dwa miesiące. Poza tym na półce leży jeszcze parę książek, które chcę przeczytać, Biblia jeszcze w pełni nie odkryta - to mój piękny świat. Bez narkotyków, alkoholu, papierosów - pozwala zachować rozum, czystość. I nie wyśmieje, nie nawrzeszczy, nie powie złego słowa. Książki sprawiają, że człowiek jest mądrzejszy, że rozumie co się wokół dzieje. Kojarzy fakty, zjawiska, ma swoje zdanie, bo żeby swoje zdanie mieć, trzeba posiadać jakąś wiedzę.

Jednak nie samą makulaturą (drogą jak diabli, ale jednak piękną) człowiek żyje. Teksty z portali internetowych też warto czytać :)
Polecam dwa teksty o antysemityźmie:
Wydaje mi się, że są ciekawe i warte przeczytania :)

czwartek, 2 grudnia 2010

No i mam dobry humor - ten śnieg jest wspaniały. Ale mogłoby go więcej spaść (gdyby woźny z naszej szkoły to słyszał to by mi krzywdę zrobił, bo gość nie wyrabia z odśnieżaniem).
Taką pogodę to ja mogę przez pół roku mieć.Wolę minus 20 niż wilgotne niewiadomoile, bo jak jest wilgotne niewiadomoile to organizm się zasmarkuje i zakatarza z dezinformacji (pozdrowienia dla Neta z książek Rafała Kosika za fajne pomysły słowotwórcze).

Oceny na semestr jeszcze nigdy gorsze nie były - po raz pierwszy będę mieć dopy na półrocze. Ale przedmioty na których mi realnie zależy (historia, WOS, polski) wypadną nie tak źle, ale matma szoruje w tym roku doły (nawiasem mówiąc, 12 osób w klasie ma zagrożenia z matmy). Już nikogo nie dziwi, że nasza koleżanka, która w III klasie gimnazjum miała szóstkę na koniec, nie przeszła w pierwszej liceum z matmy. Koszmar. Za to nadspodziewanie dobrze idzie mi angielski - jak nie spartaczę teraz czegoś, to będzie cztery.

Mało ostatnio piszę BWTPiRów (Bardzo Wkurzających Tekstów Politycznych i Religijnych), bo jestem dziennikarsko załamany - recenzja na polski, rozprawka na etykę, a w grudniu mamy jeszcze napisać jakieś trzy sprawdziany. Mózg mi paruje.

A jutro mam urodziny! 

I słucham sobie The Rasmus ( F-F-F-Falling na zmianę z Open my eyes). Musze też polecić piosenkę Prąd stały/prąd zmienny grupy Lao Che. Jeszcze chyba nikt przed nimi nie spojrzał na prąd elektryczny jak na istotę żyjącą. Niby piosenka jest o zwykłej rzeczy, wszystkim nam jej znanej (niektórym lepiej niektórym gorzej - niektórzy nawet podali mu rękę, ale dla wielu była to ostatnia rzecz, którą ją robili), ale napisana w sposób tak nowatorski, że brzmi nie gorzej niż te wszystkie piosenki ze sfery bardziej duchowej. Spięty ma w sobie coś takiego, że dobrze się go słucha.

czwartek, 25 listopada 2010

NO NIE MOGĘ!

Przychodzą takie dni, że mam ochotę rzucać czym się da o ściany. Sobą, rzeczami, innymi ludźmi... NO BO KURWA NIE MOGĘ! Nie mogę sobie z tym poradzić, że matka wrzeszczy na moją siostrę, za to że tak jest nieśmiała, że nie potrafi walczyć o swoje!!! Ciekawe dlaczego? Mam od dobrych paru lat prawie że nerwice przez nią, obgryzam nerwowo paznokcie, wyżywam się na sobie, a Mała będzie taka sama!
Mama nigdy sobie nie radziła i nie radzi z gniewem. Zawsze groziła mi, ze odda mnie do domu dziecka lub do poprawczaka. Miałem wtedy mniej niż 8 lat. MIAŁEM MNIEJ NIŻ 8 LAT! A ona mówiła, że odda mnie do poprawczaka. Pamiętam to do dziś, pamiętam to, a nie pamiętam słów: kocham cię, lubię cię, podoba mi się to co zrobiłeś...
Teraz jak słyszy hasło "transseksualizm" to truchleje, jak mówię, że może byśmy poszli do psychologa i sobie pomogli to mówi, że jestem chamem.
A teraz zamykam drzwi od pokoju i staram się nie słyszeć, jak na nie krzyczy. Najmłodsza siostra (ma cztery lata) zawsze wtedy nie może znaleźć sobie miejsca, czasem do mnie przychodzi, czasem po prostu siada gdzieś daleko od matki. A ja nie potrafię im pomóc. Nie potrafię matce zwrócić uwagi. Chyba ciągle się jej boję. Jej krzyku, jej wyzwisk. Ludzie, ja mam 16 lat! Powinna być najbliższym dla mnie człowiekiem.
A JA NIE UMIEM Z NIĄ ROZMAWIAĆ! RAZ, JEDEN, JEDYNY RAZ ROZMAWIALIŚMY SZCZERZE, A ONA SIĘ TERAZ TAK ZACHOWUJE, JAKBY TEJ ROZMOWY NIE BYŁO!
Zdjęcia rodzinne zawsze wyglądają super. A to co pod nimi to jeden wielki syf. Matka się dziwi, że jej nie ufam, że obłożyłem komputer hasłami, notatki robię na nim, a nie na papierze. Nie daje jej czytać moich artykułów i opowiadań, bo po co? Wyśmieje, powie, ze jestem chamem, a w najlepszym przypadku rzuci okiem i powie, że jest ok.
Brak zaufania jest największym problemem. Mam wrażenie, że ściany w domu mają uszy i oczy. Chowam przed matką nawet kasę...

I tak to wygląda! Jeden wielki syf. Kochająca się rodzina. Szczęśliwa.

Pamiętam, jak niedawno ze złości boksowałem fotel, który z tyłu ma dość chropowatą powierzchnię. Zdarłem sobie z rąk skórę i wstyd było potem się ludziom pokazywać. Ale, Boże, jakim wybawieniem był ten ból! Wreszcie nie w sercu, a gdzie indziej. Umiejscowiony...

To, że jestem transem, jest mniejszym problemem, niż atmosfera w domu. Niby sielanka, ale przychodzą takie chwile, gdy cały ten syf dominuje... Gdy nie umiem przezwyciężyć strachu i powiedzieć matce, że ma Małą zostawić w spokoju...

Czasem mam wrażenie, że wszyscy w tym domu jesteśmy potencjalnymi zabójcami, takimi jak ten gostek, co zastrzelił całą rodzinę, kochający ojciec i syn itd.

czwartek, 18 listopada 2010

OTO MÓJ PIĘĆDZIESIĄTY POST - WIARA

Dlaczego wierzę w Boga? Przecież można już wszystko racjonalnie, naukowo wytłumaczyć. Wszystko można zbadać, albo przynajmniej się domyślić jego przeznaczenia. A jednak! 
Jako przykład podam teorię powstania Ziemi - Wielkie Bum.

Ok. Było sobie wielkie bum i powstała nasz planeta. To ni Bóg ją ulepił, ale było "bum". Ale ktoś to "bum" musiał sprowokować. Ok., wszystko można chemicznie wyjaśnić, atom z atomem itd. A skąd wzięły się atomy? Kto je stworzył? Kto połączył je w pary, procesy, wiązania, kto dał pierwiastkom właściwości? Matka Natura, czyli sam Bóg Ojciec. (Bóg jest tworem nieogarniętym - nie możemy powiedzieć jakiej jest płci, mimo, ze zwyczajowo mówimy do niego Tato.)

Teorię Karola Darwina o pochodzeniu człowieka można stawiać jako przeciwieństwo opowieści biblijnej o stworzeniu człowieka. Ja jednak ciągle pamiętam pewien wniosek wysnuty przez moją ukochaną panią od religii - kto powiedział, że tworzenie człowieka trwało jeden dzień? Przecież za drzewem nikt nie stał i Boga nie obserwował z piórem w ręce. Być może dla istoty wiecznej, takiej jak Bóg, było to zaledwie dzień, ale tak naprawdę, według naszej rachuby czasu, minęły miliony lat, w ciągu których Bóg nas udoskonalał (może robi to nadal?). Być może podobnie było z tworzeniem całego wszechświata.

Wiara w Boga nie wyklucza jednoczesnego oderwania się od nauki. Bóg dał nam zmysły, żebyśmy mogli poznawać ten piękny świat jaki dla nas stworzył (choć mamy tendencję do niszczenia go, a Bóg patrzy na nas czasem jak na zgraje baranów, którym jednak trzeba czasem podać rękę - o ile jej nie odrzucą).

Wiara w Boga daje mi poczucie bezpieczeństwa. Wiem, że trzyma rękę na moim ramieniu i "choćbym stąpał ciemną doliną zła się nie ulęknę bo ty jesteś ze mną". Wiara nie wyklucza racjonalizmu, wiara wręcz go potrzebuje. To ludzie światli i racjonalni powinni być skała na której będzie opierała się nauka Chrystusa i pamięć o niej. Niestety, Kościół Katolicki w wielu sprawach wyznaje zasadę "ciemny lud to kupi", a tym racjonalnym ludziom nie ma nic do zaproponowania, ani nauki, ani prawdy.

piątek, 12 listopada 2010

A teraz komentarz polityczny (mój oczywiście)- może nie najświeższy, ale nadal na czasie:
PiS i PO w swoich obietnicach o załagodzeniu konfliktów itd., zapominają o jednej ważnej rzeczy - o kompromisie. Obie partie pokazują swoje pomysły, jednak żadnej z nich nie stać na to, żeby usiąść do stołu i nad tymi pomysłami porozmawiać. Pokazują jedną drogę i nie dają sobie wytłumaczyć, że do tego samego celu może prowadzić też inna. To jest problem i Po i PiSu. Nie potrafią rozmawiać. Idą zgodnie z zasadą "albo całość albo nic" i nie wiedzą (bądź nie chcą wiedzieć), że można wziąć połowę i przynajmniej w połowie zrealizować swój plan.
W polityce sztuką jest nie walka, nie obelgi, nie manifestacje swoich racji. W polityce sztuką jest rozmowa przy jednym stole, kulturalna i miła, prowadząca do kompromisu. Dzisiaj polska demokracja ma się bliżej do demokracji starożytnej Sparty (gdzie obywatele krzykiem wygłaszali swój sprzeciw i krzykiem przyznawali racje) niż do demokracji starożytnych Aten, gdzie obywatele najpierw dyskutowali o pomyśle, a dopiero potem dochodzili do jakiś wniosków.
Problemem są media - one potrzebują, pragną afer, wrzasków, emocji! A emocje zaciemniają mózg. Emocje powinny być dodatkiem do polityki, a nie - tak jak jest teraz - jej głównym składnikiem. Tak się nie da! Polska dławi się emocjami, które nie mają ujścia. A tworzą je media i politycy.
Nadejdzie taki dzień, gdy Polska stanie się strajkującą Grecją - zadławi się. A gdy się zadławi, nadal będzie trwało błędne koło pt. "to wina poprzedników"
Może czas walnąć Polskę w plecy i nie słuchając jej wrzasków (potraktować je jak histerię) zmienić jej mózg, czyli władzę?
I, na Boga, traktować media z przymrużeniem oka. Z dystansem. Z chłodną głową. Z herbatką z melisy w ręce...

Co do wyborów samorządowych powiem tylko, że z każdego, oprócz mojego, okręgu wyborczego w moim mieście kogoś znam. A ta makulatura, co wisi pod moim okiem doprowadza mnie do ... stanu wskazującego na wkurzenie.

W szkole normalnie - poza tym, że z dobrych ocen z wielu przedmiotów zjadę na dwóje.

Kończę, bo jeszcze muszę zainstalować gadu-gadu.

sobota, 23 października 2010

SSSSSSSSSSS........


CZYLI TRANSO I HOMOFOBIA W SZKOLE

Moja jaśnie wielmożna, kochana itd. wychowawczyni już ze dwa tygodnie temu na WOSie stwierdziła, że transi to dziwadła. No to ja, kulturalnie, grzecznie podszedłem do niej po lekcji i dałem jej na kartce adresy stron transseksualizm.pl i transfuzja.org, co by się podszkoliła. Ona tego oczywiście nie zrobiła. No trudno. Myślałem tylko, że będzie trzymać jako tako mordę na kłódkę. A ona ostatnio porównała homo do morderców dzieci (a raczej postawiła ich na jednej szali).  No to się leciutko wnerwiłem i zacząłem z nią dyskutować. Dobrze, że zadzwonił dzwonek i nie miałem okazji jej wygarnąć bardziej konkretnie...
A wkurwiam się nie o jej poglądy! Wkurwiam się, bo pewnie 3/4 klasy nie ma pojęcia, co to transseksualizm. I oni jak usłyszą, że to dziwactwo itd., to taki będą mieli obraz sytuacji i nie będą drążyć, o co właściwie chodzi.

Czy nauczyciele muszą to robić? Muszą być tak cholernie subiektywni, tak bardzo niedouczeni, tak niezdolni do douczania się? Pedagodzy, pedagodzy... Dupa nie pedagodzy.

sobota, 9 października 2010

PRAWO ZNIESIONE PRZEZ JEZUSA

Byłem dzisiaj z dziadkiem na wycieczce w Krakowie. Byliśmy w muzeum w Starej Synagodze. Budowla z zewnątrz owszem wyróżnia się, ale nie obiecuje tego, co można zobaczyć w środku. Bardzo ładnie urządzone muzeum (tylko momentami ciężko się napisy czyta, bo w jednej sali jest dość ciemno), duża, piękna sala główna, piękne eksponaty i dużo o obyczajach żydowskich. Bardzo mi się podobało.

A teraz obiecany tekst o Księdze Kapłańskiej i o homo + cytat.

Religia jest dla mądrych.
A jak ktoś jest głupi
 i jak chce być głupi,
nie powinien do tego używać religii,
nie powinien religią
swojej głupoty zasłaniać.
Józef Tischner

KSIĘGA KAPŁAŃSKA
- PRAWO ZNIESIONE PRZEZ JEZUSA

Nie toleruje hasła podnoszonego przez niektórych ludzi, teoretycznie wierzących; "Bóg nienawidzi pedałów". Dlaczego? Wyjaśnienie znajdziemy w Biblii. Po pierwsze, gej/lesbijka to też człowiek, prawda? A Bóg kocha wszystkich ludzi, prawda? Bóg nie nienawidzi. Nie umie, nie chce, wszystko jedno. Bóg nie może nienawidzić.

Geje (bo lesbijek w Biblii nie ma) pojawiają się np. w Księdze Kapłańskiej. "Nie będziesz obcował z mężczyzną tak jak się obcuje z kobietą. To jest obrzydliwość!" (Kpł 18, 22), "ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną tak jak się obcuję z kobieta popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią"(Kpł 20, 13 - 14) I można by pomyśleć, że to zamyka sprawę.

Ale nie zamyka.

Parę rozdziałów wcześniej mamy przepis: "Kapłanom nie wolno pic wina podczas służby liturgicznej (...) gdy będziecie wchodzić do namiotu Spotkania, ty i synowie twoi, nie będziecie
pić wina ani sycery * (...)" (Kpł 19, 8 - 9)

Hmm... A w czasie Eucharystii to wino zmienia się symbolicznie w krew Chrystusa i kapłan je pije. Chyba więc możemy uznać, że Jezus szczerze olał to prawo. I nie tylko to.
Księga Kapłańska, rozdział 21. "Złamanie za złamanie, oko za oko, ząb za ząb" (Kpł 21, 20). Kazanie na Górze: "słyszeliście jak powiedziano: oko za oko, ząb za ząb. A ja wam powiadam: (...) jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi!" (Mt 5, 38-39).
Żeby jeszcze się trochę poznęcać nad Księgą Kapłańską napiszę, że według tej samej księgi (Kpł 20, 23) obrzydlistwo to również postępowanie według zasad "narodu, który wypędzam przed wami". W następnym rozdziale (Kpł 21, 9) jest napisane, że "jeżeli córka kapłana bezcześci siebie nierządem, bezcześci przez to swojego ojca. Będzie spalona w ogniu". W rozdziale 20 jest również napisane, ze człowiek, który uprawia seks ze swoją siostrą będzie zabity, a ten, który obcuje z kobietą, która ma okres zostanie wykluczony ze swojego ludu. Ona zresztą też.

Również w Księdze Kapłańskiej znajduje się ciekawy paragraf: Nieczystości seksualne (Kpł 15). I czytamy: mężczyzna, z którego wypłynie nasienie będzie nieczysty aż do wieczora, jeśli mężczyzna obcuje z kobietą wylewając nasienie oboje będą nieczyści aż do wieczora. Jeśli kobieta ma okres, to pozostanie siedem dni w swojej nieczystości, a każdy, kto jej dotknie będzie nieczysty aż do wieczora. Mówiąc po prostu, seks i wszystko, co z nim związane jest nieczyste.

Natomiast Bóg w Księdze Rodzaju powiedział: "bądźcie płodni i rozmnażajcie się" (Rdz 1, 28). Autor Księgi Kapłańskiej chyba to zignorował. Albo po prostu był aseksualny.
A tak poza tematem seksu, nieczysta jest także osoba, która dotknęła padliny (Kpł 11, 24).
Według tej księgi za bluźnierstwo jest jedna kara - śmierć (Kpł 24, 16). Natomiast Jezus zdecydowanie odrzuca karę śmierci i rozszerza piąte przykazanie ("każdy, kto się gniewa na swojego brata podlega sądowi. A kto by rzekł swojemu bratu: Raka podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: bezbożniku, podlega karze ognia piekielnego" - Mt 5, 21-22)

Jezus PRZEBACZA, a Księga Kapłańska za wszystko by karała. To Jezus widząc, że kobieta cudzołożna żałuje swojego czynu, nie potępił jej i pozwolił jej odejść (J 8, 1-11). A Księga Kapłańska karze takie osoby zabijać.

Księga Kapłańska, wierna starym tradycjom, niektóre z pokarmów lub rzeczy nazywa nieczystymi. Jezus natomiast mówi: "nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogło uczynić go nieczystym" (Mk 7, 15). Do faryzeuszy powiedział: "Uchyliliście przykazania Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji. I znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali." (Mk 7, 8.13)

Podsumowując, można z cała stanowczością stwierdzić, że Jezus zniósł Księgę Kapłańską i głoszone przez nią prawa. Ale to nie przeszkadza szefom Kościoła w ich propagowaniu. Ale szefowie Kościoła to tylko ludzie. Może powinniście zacząć słuchać Boga?

* sycera - mocny napój sfermentowany, sporządzony z owoców, niektórych zbóż lub miodu (no po prostu gorzałka)

Ludzie! Komentujcie! :D

piątek, 1 października 2010

PREZES I PARTIA

Fryzurka przycięta, klasa na wycieczce - luz. A w przyszłym tygodniu mam zaliczyć 3 kartkówki, sprawdzian i wiersz :)

Zamiast obiecanego materiału homo, będzie niezapowiedziany materiał polityczny, ponieważ jest na czasie. A homo było, jest i będzie, więc może poczekać :) Zainteresowanych samym wywiadem zapraszam na stronę http://www.newsweek.pl/

PREZES KACZYŃSKI

Uwaga, będę się pieklił. Jestem człowiekiem o trudnym charakterze, nie znoszącym hipokryzji, więc chyba mam prawo.

Gdy PiS po katastrofie smoleńskiej wystawił Jarosława Kaczyńskiego na kandydata na urząd prezydenta RP, doszedłem do wniosku, że lepiej taki kandydat jak żaden. I że to lepszy kandydat niż Bronisław Komorowski. Dzisiaj jednak doszedłem do wniosku, że tych dwóch panów należy mierzyć tą samą miarą. 

Czego się czepiam? Ano, po kolei.

Pan prezes Kaczyński udzielił wywiadu gazecie Newsweek (konkretnie, dziennikarzom Andrzejowi Stankiewiczowi i Piotrowi Śmiłowiczowi) . I teraz będę wypunktowywał zwroty, słowa i twierdzenia, które według mnie dyskwalifikują pana Kaczyńskiego jako ewentualnego prezydenta/premiera.

Na początku pan prezes opowiada o tym, że po katastrofie smoleńskiej brał silne leki uspakajające, że był w strasznym stanie i dlatego kampanię prezydencką wymyślono za niego. Wszystko gra, ale potem na pytanie: "dlaczego zatem zdecydował się pan kandydować w takim stanie?" odpowiada: "(...) z badań wynikało, że to najlepsze wyjście dla partii (...)". Czyli partia na pierwszym miejscu? Jak za starych dobrych czasów, gdy "partia" pisano z dużej litery i każdy wiedział o jaką partię chodzi?

Następnie pan Kaczyński mówi wprost, że jego "zmiana" na czas kampanii to był zabieg czysto marketingowy ("wygląda na to, ze zmiękczanie mojego wizerunku kompletnie nic nie dało, a tylko zdemobilizowało nasz twardy elektorat" i dało nadzieje reszcie, że być może polska polityka się zmieni, ale to szczegół).

Następnie (i tu feministki zaczynają wyrywać sobie włosy z głowy) mówi "(...) sądziłem, że Joanna [Kluzik-Rostkowska] będzie raczej tylko twarzą kampanii, bo jest rzeczywiście wyjątkowo urocza. Później zapragnęła być realnym szefem i na to też przystałem, choć byłem jej postawą zaskoczony". A czyli szefowa sztabu wyborczego nie miała być szefową kampanii, tylko jej twarzą i biustem? A kampanie kto miał poprowadzić? Załamany prezes czy Paweł Poncyliusz, o którym Kaczyński mówi potem: "(...) były takie przeświadczenia, że ładne buzie w sztabie - a on jest przystojny - i demonstrowanie, że ja jestem niesłychanie łagodny, przyniesie nam poparcie elektoratu wielkomiejskiego"?! A może Ziobro, który zaraz po wyborach wrócił do łask prezesa?!

Ziobro! Ziobro, który zaraz po wyborach dał wywiad "Rzeczpospolitej", w którym skrytykował sztabowców PiSu. A prezes się z nim zgodził. Teraz pan Kaczyński pokazuje co to znaczy władza w PiS: "wywiad kolegi Ziobry był zrobiony na moje polecenie. Rozmawialiśmy i powiedziałem mu ". Czyli prezes mówi swoim ludziom co mają mówić. Ciekawie to się wpisuje w konstytucyjne prawo wolności wypowiedzi. A jeszcze więcej o tym prawie w rozumieniu prezesa mówi kolejna wypowiedź: "pewna grupa posłów po kongresie [PiSu, na którym wybrano po raz kolejny Kaczyńskiego na prezesa] była niezadowolona. A ponieważ nie mają nawyku podporządkowania się niezbędnej w partii dyscyplinie, to podjęli skrajnie szkodliwą działalność, za którą w zasadzie powinni być wyrzuceni z PiSu". A więc konstytucyjne i demokratyczne prawo wolności wypowiedzi to w PiSie brak dyscypliny. Własne zdanie to powód do wyrzucenia z partii (choć tu bardziej, zamiast słowa "partia", pasuje słowo "sekta"). I znowu moje skojarzenia pędzą w stronę PRLu i PZPR.

I co by było, gdyby ten człowiek został prezydentem?

Jeśli ktoś nie szanuje prawa do wolności wypowiedzi i do własnego zdania na własnym poletku, to jaką mamy pewność, że będzie te prawa szanował jako prezydent sporego kraju?

DEMOKRACJA, panie prezesie. A nie o fasadę pod nazwą demokracja. Jak to śpiewa Mezo i Owal w piosence "Czerwiec '56" - "demokracja może być fasadą, ale może też być zasadą". Piękne, prawda?

Według pana prezesa Kaczyńskiego powodem do rezygnacji i wycofania się z życia publicznego pana Komorowskiego miało by być wpisywanie się w kampanię przeciwko prezydentowi i bycie protektorem Palikota. Idąc torem jego myślenia, ten, który kiedyś sprzeciwiał się prezydentowi z innego ugrupowania, jest zły i wredny, bo tamten prezydent zginął? A Kaczyński co teraz robi? Sprzeciwia się prezydentowi z innej partii, więc gdyby w tym momencie Komorowski zmarł, to Kaczyński usunąłby się w cień?

Musze teraz uspokoić: nie zamierzam skłaniać się w stronę PO. Chodzi mi tylko to to, że albo pan prezes powinien podać twarde powody albo przestać gadać. Komorowski jest (niestety) legalnie wybranym prezydentem RP, a nie , przynajmniej prawnie, gostkiem, który nie wiem... nadpiłował skrzydło Tupolewa.

Ano właśnie, Jarosław Kaczyński, który tak gorąco apelował o szacunek dla urzędu prezydenta, gdy był nim jego brat, teraz mówi: "mam niewielkie zaufanie do intelektu pana Komorowskiego". Ja też, ale ja nie jestem szefem drugiej co do wielkości w sejmie partii! I nigdy nie apelowałem o szacunek wyłącznie z racji sprawowanego urzędu.

I sprawa niezwykle ważna. Na pytanie "czy poda pan rękę Tuskowi i Komorowskiemu?" prezes odpowiada twardo: "nie podam". A ja na pana miejscu, panie prezesie, podałbym ją i nie zgrywał (jak Wałęsa) obrażonego przedszkolaka, bo u człowieka, który chce być premierem, prezydentem czy choćby tylko posłem jest to zachowanie karygodne. Pan ma z nimi współpracować! Koniec wojny polsko-polskiej! Poza tym, są też sprawy międzynarodowe, gdy trzeba usiąść przy jednym stole z najróżniejszymi ludźmi! I co, panie prezesie, na forum europejskim też pan nie każdemu rękę poda? Nie chodzi mi o to, żeby pan Kaczyński był uległy. Chodzi o to, że powinien umieć wypracować kompromis, a tego akurat nie to on nie umie.

RP to nie królik doświadczalny, RP to nie jest prywatne poletko kogokolwiek. Nieważne, czy ten ktoś się nazywa Kaczyński, Komorowski czy Tusk. RP to nasza duma, a jej reprezentowanie nie powinno być w rękach żadnego z tych panów.

środa, 15 września 2010


Aktualizacja:

NAWRÓCIŁEM SIĘ


Na początek zacytuje panią Ygę Kostrzewę: "Nasze społeczeństwo nie jest przygotowane na takie wiadomości, bo nie ma podstawowej WIEDZY o tym, czym jest transseksualność, transpłcowość, transwestytyzm itepe itede. A terminów i tego co czują ludzie jest wiele... Szkoła tego nie uczy. Uczy podwórko, w sposób chamski, stereotypowy. Wiem, bo wiem czego mnie nauczyła szkoła, czego podwórko, czego rodzice a czego sama się w tym zakresie się "douczyłam" - niestety większości się nauczyłam sama."
Podpisuje się pod tym dwoma rękoma.

Jestem koszmarnie przeziębiony, kaszle, mam katar (to słowo nie oddaje pełni sprawy) i się wkurzam. Bardzo się wkurzam.

I ciągle słucham piosenek z płyty Lao Che "Powstanie warszawskie".
"Barykado, nasza Polsko mała, idź pod prąd!"
Coś niesamowitego.

Poza tym, znalazłem nowego bloga, "Żona, ja i reszta świata" - http://dwiepanie.blox.pl/html

Dałem ostatnio komunikat przyjaciółce na mailu, że się nawróciłem. Teraz tłumacze o co biega.
W Boga wierzyłem zawsze, nachodziły mnie co prawda zwątpienia, ale jakiś czas temu coś się zmieniło. Zacząłem czytać dokładniej Biblię, nie tylko Nowy Testament. Doszedłem do wniosku, że ludzie to potrafią wszystko spartolić, czytanie Biblii na sposób kościelny (to wyrzucamy, a to co wyrzucił Jezus zostawiamy) jest zły i niepotrzebny. Jezus powiedział, ze mamy być jak dzieci. A co robią dzieci? Nie kombinują, nie interpretują. Biblia jest prosta jak (przepraszam za porównanie) instrukcja do czego służy papier toaletowy. I łatwiej wierzyć biorąc pod uwagę to co powiedział Jezus!
Żeby było jasne, katolikiem nie jestem. Jestem chrześcijaninem. I dobrze mi z tym, ze wierze w Boga. Może to urojenia, może idiotyzm, ale za bardzo Go lubię, żeby przestać wierzyć.
Ludzie uważają, że jestem zagorzałym wrogiem Kościoła Katolickiego. Mylą się. Ja po prostu nie lubię hipokryzji, z której, niestety, utworzony jest prawie cały dzisiejszy świat. Hipokryzja zdominowała również rzeczy Święte, Kościół, wiarę. Ludzie stworzyli profanum (sfera życia codziennego), w którym jest za mało sacrum (tego co święte). Nie dostrzegają, że również w życiu codziennym można być z Bogiem, uważają, że wystarczy chodzić co niedziele do kościoła, wymodlić się i jedziemy dalej, żyjemy dalej, będziemy święci. A nawet jeśli chcieliby inaczej, to standardy świętości narzucone przez Kościół są dla nich niedostępne, za trudne. W Kościele dzisiaj jest za mało Boga, za dużo księży.
Nie będę pisał o tym jak wygląda niebo, jak wygląda Bóg, czym jest piekło. To wszystko jest nie ważne, bo każdy i tak inaczej to widzi.
Jedno jest pewne: Bóg jest jeden.
Filozof Ksenofanes powiedział: "Etiopowie uważają, że ich bogowie mają spłaszczone nosy i są czarni, Trakowie zaś, że mają niebieskie oczy i rude włosy. Gdyby woły, konie i lwy miały ręce i mogły nimi malować, to konie malowałyby obrazy bogów podobne do koni, a woły podobne do wołów." Święta racja. Przecież gdyby pozbierać wyobrażenia ludzi na temat Boga i wyglądu nieba wyszłoby, że każdy z nas wyznaje inną religię. Każdy z nas inaczej widzi Boga. I czy to nie jest piękne? Po co nam wiara "urzędowa/ nadęta/ zadzierająca nosa do góry(...) głoszona stąd dotąd" (ks. Jan Twardowski, wiersz "O wierze")? Przecież i tak żaden żyjący nigdy nie pozna prawdziwych zamiarów Boga. Ani papież, ani mufti, ani rabin. Żaden żyjący nie pozna Prawdy pisanej przez duże "P".
Niech każdy wierzy tak jak chce i w co chce. Być może w tym szaleństwie jest metoda. I tak nie wiemy, kto ma racje.
Ale dochodzić do Boga, iść w kierunku świętości możemy razem, za rękę i w pokoju. Nawet jeśli to brzmi jak utopia.

Przyjaciółka pewnie w tym momencie łapie się za głowę i myśli "co ten idiota znowu wymyślił!" :-)

Następnym razem napisze, dlaczego uważam zwrot "Bóg nie kocha pedałów" za idiotyczny i niezgodny z Biblią.

piątek, 3 września 2010

SZKOŁA!!!

No więc tak. Szkoła fajna, wychowawczyni też fajna. Klasa... Hmm... 28 człowieków. Jeden się wziął i odszedł. Większość zaczynam po tych trzech dniach kojarzyć. Jest Adaś, co ma 190 wzrostu i się trochę mały przy nim czuje. Jest marek, co przyjechał w tym roku z Grecji. Mieszkał tam 4 lata i chodził do polskiej szkoły przy konsulacie. Jest też dwóch takich, co się nie odzywają, a jednego, Konrada, pamiętam z przedszkola. Jest więcej dziewczyn niż chłopaków. Jedna ponoć też chodziła ze mną do przedszkola, 3 kojarzę z gimnazjum. Luzik.
Wczoraj co prawda błądziliśmy jak dzieci we mgle, bo okazało się, że po szkole krąży 5 różnych planów lekcji. I każdy, kogo my mieliśmy w planie, nie miał w planie nas. I tak przez cały dzień lataliśmy.
Co do nauczycieli. Chemik jest świrem. Nadętym świrem. Ale być może nas czegoś nauczy. Polonistka jest pozytywnie zakręcona (ja to mam szczęście do takich. Najpierw Baśka w gimnazjum, teraz ta). Reszta mieści się w standardach. Oczywiście nikogo nie znam z nazwiska.

Oczywiście w szkole zimno, w domu zimno, u dziadków też zimno... No po prostu! Gdzie ta piękna, polska, złota jesień?

Wiecie, że Fidel Castro nie ma nic do homoseksualistów? A na Kubie jest większa tolerancja niż w Polsce. No po prostu, rodacy, wstyd. Tak, w takim Zasiedmiogórobekistanie nie maja pełni praw obywatelskich, a umieją się zachować.

No i brawa dla pani Henryki Krzywonos za wystąpienie!
Wreszcie ktoś dobitnie powiedział coś, co wszyscy pod nosem mruczeli.

niedziela, 22 sierpnia 2010

CÓŻ ZNACZY "ŚWIĘTY", SKORO ZDRAJCA?

Byliśmy dzisiaj na zamku w Lipowcu. Zamek piękny, nawet dobrze zabezpieczony, ale! Ale w środku wystawa na temat pewnego biskupa. Święty Stanisław! Święty zdrajca!

Biskup Stanisław był zdrajcą i zginął jako zdrajca w lochach, rozczłonkowany i nie ma w tym nic strasznego. Taka była kara za zdradę i tęsknię za czasami, w których ksiądz, biskup czy jakikolwiek inny duchowny był traktowany jak zwykły obywatel. A dzień, w którym wyniesiono tego zdrajcę na ołtarze to dzień największej narodowej hańby. A to, że nazwano go patronem Polski, to jeszcze jeden przykład na to, że Kościół Katolicki ma w d...ie historię.

środa, 11 sierpnia 2010


Cosik dawno mnie nie było, ale już nadrabiam:

Dostałem się do LO, do tej klasy do której chciałem się dostać.

Pojechałem na wakacje, na 3 tygodnie do babci, przeczytałem u niej 6 książek, pożyczyłem dwie następne.

Co do polityki, to bardzo się nie cieszę, że pan Komorowski wygrał wybory, bo z dwojga złego lepszy Kaczyński.

Co do obecnie najpopularniejszego tematu, tj. do tematu krzyża, uważam, że krzyż powinien stać przed Pałacem Prezydenckim do czasu zrobienia pomnika. Coś powinno przypominać o Lechu Kaczyńskim, a zwłaszcza o pani Marii, którą bardzo lubiłem, i myślę, że tymczasowo krzyż to najlepsze rozwiązanie.

Ale mówienie, ze to polski symbol narodowy to duża przesada.
A Polska nie jest w 100% katolicka, jak to się moherkom wydaje.

A Europride się udała, świetnie, że coś takiego wydarzyło się właśnie w Polsce, w Warszawie.

środa, 23 czerwca 2010

TATO...?


I nie sposób nie myśleć o moim biologicznym ojcu. Czekałem na niego 15 lat. Myślałem co to będzie, jak przyjedzie. Pierwszy w życiu list napisałem do niego. Miałem wtedy niecałe 7 lat. "Tatusiu, kocham cię..."

Potem zastanawiałem się, czy jestem do niego podobny. Pewnie tak, bo do mamy jakoś specjalnie podobny nie jestem. Wiem, ze mam takie włosy i oczy jak on.

Przestałem czekać. Chyba już po prostu nie chce go znać. Zawsze żyłem z przeświadczeniem, że czegoś nie mam. A zaczęło się od skreślenia początku rysunku taty przez przedszkolankę. Narysowałem już mamę i zacząłem rysować tatę. Przedszkolanka wezwała mnie do biurka pochwaliła rysunek mamy i skreśliła rysunek taty. Wtedy uświadomiłem sobie, że nie mam czegoś co wszyscy mają.

Potem mama wyszła za mąż, urodziła moją pierwszą siostrę. A ja nadal myślałem o ojcu. rozgraniczałem: tata Zdziś/tata prawdziwy. Przez wiele lat matka wciskała mi kit, że mój tata ma na imię Irek. Potem powiedziała prawdę. Ma na imię Piotrek. I ciągle na niego czekałem, bo według zapewnień mamy ojciec wie, że ma z nią dziecko.

Chyba czas zacząć żyć bez kompleksu braku taty. I przestać oglądać się za młodymi tatusiami z wózkami lub ojcami trzymającymi swoje dzieci za ręce.

Tatusiu, kocham cię. Ale już nie czekam...

wtorek, 22 czerwca 2010

CHORA RODZINKA

Właśnie wróciłem ze szpitala. Być może będę miał operowanego guza ślinianki (zrobił się tam stan zapalny). Problem w tym, że taki guz pojawia się bardzo rzadko u osób w moim wieku i będą go operować (jeśli w ogóle będą operować) na oddziale dla dorosłych. Na razie próbuje nie liczyć przez ilu lekarzy już przeszliśmy, że by coś z tym guzem zrobić. Hm.... Jak na razie pewne jest tylko to, że że się z ryzykiem uszkodzenia nerwu twarzowego.

Natomiast mój tata odrąbał sobie kawałek palca heblując drewno. Jak na razie ma go zabandażowanego i strasznie go boli. Lewa ręka, czwarty palec od kciuka. Tak do pierwszego stawu. Pięknie, po prostu.

A z tak poza tym, znowu byłem u fryzjera, włosy króciutkie, ekstra po prostu.

Wybory: piękny wynik Napieralskiego, gratuluje. teraz czekam na drugą turę i mam nadzieje, ze wygra Kaczyński. Z dwojga złego lepiej w tę stronę. Przynajmniej krajem nie będzie rządzić samo PO z marionetką-prezydententem w rękach Tuska.

Najlepszy wynik z egzaminów w całej szkole! Tak, tak, ja. I z tych kilku osób z najlepszymi wynikami chyba tylko ja nie mam paska na świadectwie. Ale to szczegół. 49 punktów z humana. Jestem geniuszem :D

środa, 2 czerwca 2010

TAK PO KOLEI...

Spóźnione wszystkiego najlepszego dla Ygi Kostrzewy i Anki Zet z okazji 15 lecia pożycia narzeczeńskiego!

Wczoraj oglądaliśmy na polskim "Listę Schindlera". Film świetnie zrobiony, poruszający. W pewnym momencie myślałem, że się rozpłacze... Dziwi mnie tylko, że w Polsce wciąż bardziej jest znany Schindler, a nie Irena Sendlerowa, która uratowała znacznie więcej żydów, a zwłaszcza żydowskich dzieci, niż Schindler.

Z tematów wojennych: właśnie słucham piosenkę Sabatonu pt. "Uprising". Gorąco polecam. Tym razem Sabaton zajął się tematyką Powstania Warszawskiego.

Zgadzam się z Palikotem. Telewizja publiczna to jedno wielkie g... Dobrze powiedział, że "w domu publicznym dostaje się to za co się zapłaci", a w telewizji publicznej to co podsunie władza. W sobotę (chyba) puszczono materiał z przygotowań do marszu dla rodziny, czy coś takiego. TVP, fakty godz. 12:00. Zwykle materiał trwa minutę, a oni nagle przez trzy minuty pokazują rodziny z hasłami: "zakaz aborcji, małżeństwo tylko między kobietą i mężczyzną, precz z in vitro". A jak była Manifa 8.03 to pokazali minutowe nagranie i sondaż pt. "czy popierasz związki partnerskie". Nasza kochana, zeszmacona TVP jest telewizją nastawioną na konserwatywnego widza głosującego na PiS. I dlatego abonament RTV to jedna wielka bzdura.

17.07 EUROPRIDE W WARSZAWIE! Parada Równości znana w całej Europie po raz pierwszy zawita w tej części Europy. We wszystkich poprzednich edycjach najwięcej kasy wystawiało miasto, w którym ta parada się odbywała, ale Warszawa (mimo, ze przyniesie jej to wielkie zyski) nie chce dać ani grosza. A pielgrzymki Wojtyły i Ratzingera sponsorowało całe społeczeństwo. I gdzie tu równość?

22.05 był ślub kuzyna, siedziałem z siostrami i ciocią przez półtora dnia. Mała w tym czasie zrobiła dwie kupy i to ja musiałem ją przebrać. Bo cioci nie wolno, bo by się coś małej stało, jakby ją ciocia bez pampersa zobaczyła. Ale tak poza tym to było fajnie.

Mniej fajnie w szkole. Moje świadectwo będzie najgorsze w całej mojej szkolnej historii. A ja się chcę do LO dostać. Pięknie...

I jeszcze jedno. Wkurza mnie ta kampania prezydencka. Ja chce jakiejś merytorycznej debaty, porządnego programu itd. Ale! Jak mamy wybrać prezydenta pod względem tego, z jakiej jest partii i jakie ma poglądy, to trzymam kciuki za Grzegorza Naieralskiego.

wtorek, 4 maja 2010


Bardzo przepraszam obywatelkę Magdę, ale tekstu o kupie nie będzie dziś. Zapomniałem zabrać "pędraka" z domu. Internet w domu może będzie w tym tygodniu.

Nie byłem dzisiaj w szkole bo miałem wczoraj ciężki atak grypy jelitowej i rzygałem cały dzień. Znowóż w czwartek byłem u dentysty i tak mi baba pogrzebała w zębie, że nie spałem całą noc, a cały piątek byłem na najsilniejszych przeciwbólowych, jakie były w aptece.

Na temat egzaminów gimnazjalnych wypowiadał się nie będę. Powiem tylko, że radioaktywne biedronki śniły mi się po nocach.

Mały prezencik dla znajomej les-pary:

piątek, 23 kwietnia 2010

AUSCHWITZ

przepraszam, że tak zaniedbuje bloga, ale ciągle nie mam internetu w domu

Byłem dzisiaj w Auschwitz. I nie mogę dojść do siebie Widziałem miejsce, w którym skazano mojego pradziadka na śmierć i miejsce, w którym został zabity, Ścianę Śmierci. Przez cały pobyt w Auschwitz I powiedziałem dwa słowa: "o kurwa", jak zobaczyłem te stosu włosów i "skurwiele", jak przewodniczka opisywała eksperymenty medyczne.

Oczywiście pewna część grupy zachowywała się okropnie, kretyni nie potrafią nic uszanować.

Potem byliśmy w Brzezince. Ogrom tego obozu jest przerażający. Te umywalnie, baraki mieszkalne, w końcu zburzone krematorium. Tory ciągnące się przez całą długość obozu i nagle urywające się w jednym miejscu. I taki przedziwny kontrast zielonych, pięknych trawników z budynkami obozu. Strasznie to wszystko wygląda.

sobota, 10 kwietnia 2010

LECH KACZYŃSKI NIE ŻYJE

Tak... Do tej pory nie mogę w to uwierzyć. Zginął prezydent, pierwsza dama, całe dowództwo Wojska Polskiego, prezesi IPN i NBP, Anna Walentynowicz, wicemarszałkowie sejmu i wicemarszałek senatu, 14 posłów, w tym: K. Putra, Z. Wasserman, I. jaruga - Nowicka, A. Natalii - Świat (która notabene pisała połowę ustaw PiSu) oraz rzecznik praw obywatelskich.

Nie czas mówić o Tupolewach, polityce, wyborach... Czuje się jakbym stracił kogoś bliskiego, mimo, że nie znalem tych ludzi, często się z panem Kaczyńskim nie zgadzałem, ale według mnie był najspokojniejszym i najlepszym prezydentem RP. Żadnych związanych z nim afer, nic. Człowiek - kryształ.

Zgadzam się z Kwaśniewskim. To jest ten tragiczny, dramatyczny, przeklęty Katyń.

[']

sobota, 3 kwietnia 2010

Komputer mi się zepsuł, będę naprawiać a z kompa dziadka nie da się wklejać na bloga. PUPA BLADA. PO PROSTU.
Głupia sprawa, nie mogę skopiować linku więc daje tylko namiar: pardon.pl, artykuł: "zamieściły w sieci ostre zdjęcia teraz je wyrzucą ze szkoły"

środa, 24 marca 2010

STANLEY


Musiałem dziś pełnić zaszczytną rolę lekarza sądowego i stwierdzić zgon. Zdechł mi chomik... Stanley. Kurde, był taki piękny. I mądry. Po trzech dniach bycia u mnie w domu zaprowadził swoje porządki w klatce i wiedział już jak się prosić o jedzenie. Nie wiem co mu się stało, czy się czymś zatruł czy zleciał z drabinek...

poniedziałek, 22 marca 2010

REKOLEKCJE


Wiosna padła niektórym na mózgi. Nie będę się nawet bulwersować. Po prostu jestem zniesmaczony tym, co ksiądz mówi na rekolekcjach. Żeby była jasność - na rekolekcje nie chodzę bo to strata czasu. Ale to, co dziś słyszałem od koleżanek...

Księdzu stwierdził, że możemy być bezpłodni, dlatego, że nasze mamy używały środków antykoncepcyjnych, że dinozaury wyginęły, bo były "pedałkami", a geja można wyleczyć z bycia gejem...

Witajcie w Polsce.
Nic, ino walić głową w ścianę.

niedziela, 21 marca 2010

WIOSNA!



Mimo, że jej nie widać, jest. Byłem wczoraj pierwszy raz w tym roku na rowerze i strasznie mnie tyłek boli. Cóż się dziwić, mam rower bez amortyzatorów, a polskie drogi i chodniki są... Obiecałem chomikowi, że przestanę przeklinać, więc nie napisze, jakie są.
Ostatnio mało pisze, ale za to robię zdjęcia. Dziś zrobiłem całą sesję zdjęciową moim szachom.

Po raz chyba setny czytam Harry'ego Pottera. Tym razem "Harry'ego Pottera i Księcia Półkrwi". W środę kupiłem sobie książkę na szkolnej wyprzedaży. To "Orzeł wylądował" Jacka Higginsa. Opowiada o akcji niemieckich komandosów w czasie II wojny światowej. Higgins pokazuje Niemców z trochę innej strony niż większość pisarzy, trzyma czytelnika w napięciu.

W środę dostałem też książkę "Moralność pani Dulskiej". Tak, przeczytałem. opisuje typową polską moralność - lepiej dać służącej w ciąży kasę niż doprowadzić do jej małżeństwa z dziedzicem.

sobota, 13 marca 2010

RODZINNIE I ZIMNO

Wczoraj przyjechał mój kuzyn ze swoją dziewczyną. Dziewczyna jest Filipinką. Ma na imię Camille, 25 lat, jest ładna i super gra w szachy. Wygrała ze mną dwa razy. Jest protestantką i nie mówi po polsku. Ja się z nią nie dogadam, Marcin tłumaczy wszystko. Pocieszenie jest takie, że jak rozmawiają miedzy sobą, to coś tam rozumiem.

Śnieg pada! Znowu! Matka Natura wściekła się, że facet od globalnego ocieplenia dostał Nobla i teraz raczy nas globalnym ozimieniem. Jest takie słowo w języku polskim? Zresztą nieważne.

środa, 10 marca 2010

KOSZMAR

Najpierw przeprosiny za zachowanie mojego GG - przestaje działać w najmniej odpowiednich momentach i chyba przestane z niego korzystać.

Tak poza tym to jestem wykończony - poszedłem spać wczoraj o 21, a obudziłem się dzisiaj o 10:30... A i tak mi się spać chce!

Musze wziąć się za pisanie, ale najpierw kawa... Duża kawa z mlekiem.

Zimno jak diabli - mogłaby wreszcie przyjść ta wiosna.

czwartek, 4 marca 2010

NIE SĄDŹCIE, ŻE PRZYSZEDŁEM POKÓJ PRZYNIEŚĆ NA ZIEMIĘ

Nie pisałem z powodu, że internetu nie miałem. Byłem u babci, było fajnie, ale przez większość czasu miałem ochotę zabić i kuzyna i kuzynkę. W ostatniej chwili dowiedziałem się, że oni też przyjeżdżają, ale mniejsza o to. Zbudowaliśmy razem szałas, nazwaliśmy jedną króliczkę Szarą Kokoszką, a drugą Rudą Mamą (bo jest w ciąży, Kokoszka czeka ciągle na kawalera).
Pierwsze 4 dni szkoły minęły spokojnie (ironia - mieliśmy dwa sprawdziany i kartkówkę). A jutro następna - zdania złożone.
mama obiecała mi, ze jak nie będę mieć ani jednej trói na świadectwie, to kupi mi laptopa. A więc trzeba się starać.

Ostatnio znów czytałem Biblię.

Jeśli ktoś myśli, że Chrześcijaństwo jest "religią pokoju" to mam dla niego kubeł zimnej wody, słowa samego Chrystusa: nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju a miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synowa z teściowa (...) Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien. i kto kocha syna lub córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien (Mt 10, 34 - 37). Czytając te słowa można dojść również do wniosku, że Bóg wcale nie ceni tak bardzo wartości rodzinnych, o które tak dbają księża (ironia, jakby dbali o wartości rodzinne to nie żyliby w celibacie).

Chrześcijaństwo było religią wprowadzaną siłą i gwałtem. I nie mam na myśli tylko krucjat. Dlaczego Mieszko I w 966 roku przyjął chrzest? Żeby Niemcy nie najechali na Polskę. Przyjął chrześcijaństwo z przymusu. A krucjaty? Masa przemocy i krwi. O co? O kawałek pustyni będącej Ziemią Świętą dla trzech religii - judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Oczywiście trzeba pamiętać o plusach tych wypraw - papiestwo dostawało ziemię, kasę, kasę i jeszcze trochę kasy. A przecież Jezus powiedział: Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. (Mt 6, 19) i (...) Nie możecie służyć Bogu i Mamonie (Mt 6, 24). Obydwa te cytaty możemy przeczytać w tekście "Kazania na górze", które bywa nazywane "Kodeksem moralności chrześcijańskiej".

W tym "Kazaniu" można również przeczytać: "Gdy się modlicie nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. (...) Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu odda tobie" (Mt 6, 5-6). Niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego co niedziela pod każdym kościołem są tłumy wiernych brzuchowi proboszcza? I po cholerę buduje się ta wielkie kościoły? Nie lepiej przeznaczyć pieniądze, które idą na jego utrzymanie, dla biednych? I dlaczego Kościół żąda tyle kasy za pogrzeb i inne ceremonie?

Kościół w dzisiejszych czasach stał się kolejnym zasranym urzędem państwowym, jest niczym skarbówka pełen bezdusznych urzędasów w czarnych kieckach. O moralności Kościoła można pisać wiele. Oprócz tego, że jest moralna.

środa, 17 lutego 2010

TO I OWO

Trochę nie pisałem z powodu, ze nie pisałem :) A tak serio to trochę chorowałem, a teraz odpoczywam, leżę brzuchem do dołu i czytam już 3 książkę (od piątku licząc). W weekend jadę do babci na wieś i będę tam przez tydzień. Nie mogę się doczekać. Dalewice to mój drugi dom. Znalazłem je niedawno na mapie satelitarnej (na Google). Niesamowita jest dokładność tych map. Widać na niej nawet namiot (przenośną szklarnie) dziadka, który ma góra dwa metry szerokości i jakieś pięć metrów długości.
Na razie musze zrobić na polski projekt pt. "Moja rodzina w czasie drugiej wojny światowej". Mam już zdjęcia i dokumenty, potrzebuje jeszcze tylko historii łączącej fakty. Siądziemy dzisiaj wieczorem z mamą przy komputerze i spróbujemy to zrobić.

Słucham piosenki The Rasmus "Open my eyes". jest świetna.

Mój chomik złamał sobie nogę. Nie mam pojęcia jak to zrobił. Ma ja spuchniętą i wręcz fioletową. Jest wykrzywiona w zupełnie złą stronę i pewnie się tak zrośnie. Biedny zwierzaczek. No, ale jak lata jak popyrtany przez całą noc po klatce to tylko tak się to mogło skończyć.

Wczoraj siedziałem z siostrami od 11 rano do 18 w domu, a rodzice pojechali na pogrzeb. Przez cały zeszły rok mieliśmy tylko dwa pogrzeby, a teraz ledwo się luty zaczął i już drugie tyle... Z małymi fajnie się siedziało, dopóki Ala (najmniejsza) nie zrobiła kupy do pampersa. I nie chciała dać mi się przebrać. W końcu rozwiązaniem pół siłowym, a pół tłumaczeniowym (Mańka ja zagadywała a ja rozbrajałem śmierdzącą minę) udało się. Ryczała, ale przynajmniej była czysta. I w sumie nic innego się nie wydarzyło. Nie, wróć! Zrobiłem obiad! Ciepły! Zwykle jak siedzę w domu a rodziców i obiadu nie ma robie kanapki, ale teraz, z dziećmi, pokonałem lenia i odgrzałem zupę :) i zrobiłem sałatkę na drugie :)

Naciągnełem sobie też mięśnie ramion wypychając samochód dziadka z zaspy.

I jeszcze miły akcent polityczny (rysunek roboty własnej):


niedziela, 7 lutego 2010

WOJOWNIK POCIECHA


Napisałem podstawę tego tekstu niedługo po śmierci mojego pradziadka. To była próba wylania żalu, próba powiedzenia sobie wszystkiego o nim...

Wojownik pociecha - wspomnienie o pradziadku.

"Spieszcie się kochać ludzi, tak szybko odchodzą."
J. Twardowski

Niektórzy ludzie wpływają na moją psychikę mocniej, niektórzy słabiej, niektórzy wogóle. Spotkania z niektórymi zapadają mi głęboko w pamięć. Człowiekiem, który był dla mnie najważniejszy, który najmocniej oddziaływał na moją psychikę i którego słowa zawsze były dla mnie święte był mój pradziadek. Miał na imię Wojciech. Oznacza to człowieka, który "cieszy jako żołnierz", który jest "wojownikiem pociechą". I taki dla mnie był. Był moim idolem, bohaterem. Imponował mi.

Był innym człowiekiem, niż wszyscy mi znani. W marcu minie rok od jego śmierci, a ja ciągle pamiętam jego mądre i uważne spojrzenie.

Piętnastego marca, o godzinie 18:20, minie rok od dnia w którym pękło moje niebo...

Pradziadek zawsze chodził w marynarce, koniecznie z żółtą "krawatką" (krawatem). Nawet pod koniec, gdy już był bardzo słaby i już ledwo chodził, próbował sobie ubrać marynarkę, eleganckie spodnie. W swojej szafie miał kolekcje kapeluszy. Mówił, że mężczyzna powinien zawsze go nosić, że powinien być elegancki, Pamiętam jak się zdenerwował na swojego syna, wujka Zdziśka, bo ten na urodziny swojego taty przyszedł bez krawata i marynarki, tylko w swetrze. Kiedyś opowiadał, jak to chodził z dziewczynami na randki. Mówił, że jeśli chłopak był nieelegancki, to żadna z nim nie chciała nigdzie iść. Dlatego nie lubił, jak przyjeżdżał do niego wujek Rafał (ma brodę i to taką, ze sterczy we wszystkie strony) i powtarzał mu, że mężczyzna powinien być gładko ogolony. Pradziadek nie lubił, gdy kobiety chodziły w spodniach, więc dochodziło już do takich komicznych sytuacji, gdy ciocia ubierała spódnice na klatce, przed drzwiami do mieszkania pradziadka. Mi opowiadał, że jak był mały to się latało po polu w koszulinie przewiązanej sznurkiem. Wychowywał się w dużej rodzinie. Wszystkich razem było ich szesnastu. Czternaścioro dzieci, dziewięć sióstr i sześciu braci. Mieszkali na Jeziorkach. Niedawno, 31 stycznia 2010 zmarł jego najmłodszy (ostatni z rodzeństwa) brat, Józef.

Pradziadek walczył w II wojnie światowej. Był ułanem i kawalerem medalu „Za udział w wojnie obronnej 1939”. W jego mieszkaniu zawsze wisiał jego fotografia, "Pamiątka odbycia służby wojskowej". Jest na niej taki dumny, młody. Kapral. dziś ta fotografia wisi u mnie nad biurkiem. Drugą fotografią w jego mieszkaniu była fotografia całej jego rodziny. Pradziadek jest na niej w mundurze, stoi wyprostowany. Najwyższy w rodzeństwie. Zawsze, jak pokazywał komuś tą fotografię, dumny pokazywał na siebie i mówił "ja to wtedy taki wysoki byłem". Na ścianie wisiały też dwa dyplomy. Za 35-lecie i 40-lecie pracy w kopalni.

Pradziadek był bardzo religijny. Dopóki zdrowie mu pozwalało co niedziele słuchał mszy świętej w Radiu Maryja. Miał taki piękny obraz w domu, "Święta Rodzina". Za ramy obrazu miał zawsze włożone zdjęcie Jana Pawła II. Śpiewał czasem jakieś pieśni i bardzo się cieszył, gdy ktoś mu wtórował. Co sobotę przychodził do niego ksiądz. Na koniec pradziadek przyjął sakrament namaszczenia chorych, dostał odpust zupełny.

Pradziadek był w szpitalu dwa razy. Raz jak rozciął sobie głowę o kaloryfer, drugi raz jak już nie mógł jeść i była potrzebna kroplówka. Ja byłem w szpitalu już kilkanaście razy, jadłam tyle lekarstw. On nigdy. Kiedyś miał przepisane lekarstwa, ale i tak nie chciał ich brać, nawet babcia nie mogła go do tego namówić. Taki dobry, przedwojenny materiał. Może też było to spowodowane tym, że zawsze jak pił wódkę to nalewał sobie "do kreseczki" (miał takie kieliszki za złotym paskiem u góry) i mawiał, że to na zdrowie. I to zdrowie go trzymało. Nigdy nie widziałam, żeby miał katar, nigdy go nic nie bolało. Nigdy też nie palił. Gdy był w wojsku swój przydział papierosów oddawał kolegom.

Jestem z niego dumny. Wiele razy słyszałam, że ktoś źle o nim mówi, że ktoś go nie lubi. Dniem, w którym najbardziej bolały mnie takie słowa, był dzień stypy. Nie spodziewałem się dużej ilości dobrych słów o pradziadku, ale to co zrobiła moja rodzina było okrutne i obrzydliwe. Zaskoczyło mnie. Narzekając na niego zaledwie godzinę po pogrzebie sprawili, że zacząłem nienawidzić. Pamięć tamtego dnia tkwi we mnie jak cierń i nie pozwala uczestniczyć w rodzinnych uroczystościach. nie pozwala mi spojrzeć w oczy kilku osobą bez myśli: jak mogłeś, mogłaś tak powiedzieć. I jak mogłaś we Wszystkich Świętych pójść na jego grób?

Dnia osiemnastego marca 2009 pękło moje serce.

Chciałbym mu teraz powiedzieć, że bardzo go kocham. Że żałuje, ze przez głupie przeziębienie nie mogłem go pożegnać. Że tęsknie... Żałuje, że nie mogę mu powiedzieć, jak bardzo byłem z niego dumny.