niedziela, 31 lipca 2011

Smoleńscy niech się kłócą, nic ciekawego z tego nie wyjdzie... Z raportu Millera każdy wyciągnie to co będzie chciał - argumenty za i przeciw raportowi, argumenty za i przeciw pilotom, argumenty za i przeciw Ruskim... Moja mama ma chyba racje, że nigdy nie poznamy prawdy. Dlaczego? Bo nikomu (może prócz rodzin osób, które zginęły) tak naprawdę nie zależny na wyjaśnieniu co się tam stało, dlaczego Tutka się rozbiła. Politycy (Polscy i Rosyjscy) mają cele stricte polityczne, co sprawia, że trudno napisać raport tak, by wszystkim pasował. Ba! To jest niemożliwe, bo takiemu Kaczyńskiemu będzie zależało na tym, by obsmarować Tuska, Tuskowi żeby winni byli wszyscy prócz niego, ministrom będzie zależeć tylko na tym, by nie wylecieć (biedny Klichu), a Ruskom na tym, żeby winny był Lech K. tudzież piloci. Tak więc, powtórzę: niech smoleńscy się biją, są ważniejsze sprawy do roboty. Ja na przykład mam zamiar dzisiaj przejść kolejny poziom mojej strzelanki. A o przyczynach katastrofy smoleńskiej dowiem się pewnie równie prędko jak o przyczynach katastrofy w Gibraltarze w 1943 roku (niezainteresowanym podpowiem, że zginął wtedy generał Władysław Sikorski).

hm... Kontrowersje z nowym szefem MON. Nie wiem, czy premier sobie zdaje sprawę z tego, że to jest jeden z najważniejszych resortów (obok resortu zdrowia i MEN). Zastanawiam się czasem, w jaki sposób wybiera się ministrów - mam wrażenie, że ciągną zapałki...

Historia niesamowitej rodzinki - transseksualista k/m urodził trójkę dzieci, dwóch synów i córkę. Wychowują je razem z żoną - wzorcowa rodzinka. Słyszałem o nim już wcześniej i muszę powiedzieć, że jest niesamowity. Jedno jest pewne - ja bym się na coś takiego nie zgodził. Inaczej - nie podołałbym. Rodzenie dzieci... Podziwiam faceta i wszystkie matki tego świata (moją mamę szczególnie - dopiero niedawno uświadomiłem sobie, jak trudna była sytuacja przy porodzie mojej najmłodszej siostrzyczki).

Rodzice wrócili do domu, ja próbuje zapomnieć o schabowych, które robi dziadek (nie znoszę mięsa a oni jedzą prawie same kotlety, a że nie mogłem się urwać ze smyczy musiałem owe kotlety zjadać). Wczoraj wraz z dziadkiem i babcią byliśmy na wycieczce "szlakiem Orlich Gniazd" - byliśmy w Ogrodzieńcu, gdzie są miniatury wszystkich Orlich Gniazd, na zamku Smoleń (zgodnie z moim zwyczajem wlazłem do każdej dziury i na każdą kupkę gruzu), zamku Bydlin (właściwie to jest tylko strażnica), pustyni Błędowskiej i zamku Rabsztyn. Fotorelacje zamieszczę jak podkradnę dziadkowi aparat i ściągnę zdjęcia.

Ps. Ktoś znalazł mojego bloga wyszukując słowa "mamuśka ma ochotę na nastoletniego chłopca". Hm... Chyba go nie zadowoliłem.

środa, 27 lipca 2011

FUNDAMENTALIZM I INNE

Deszczyk pada, temperatura lepsza być nie może -  kocham taką pogodę (mieszkańcy terenów właśnie zalewanych przez wodę na pewno się ze mną nie zgadzają). Jakoś lepiej mi się oddycha. W dzisiejszym poście może za to nie być ładu i składu, bo mam jakiś ciężki pomyślunek po nocy spędzonej na rysowaniu rajtara i czytaniu specjalnego wydania Newsweeka (Historia!).

Europa żyje tragedią w Norwegii. Nie dziwie się. Nie dość, że stało się to w tak spokojnym miejscu, to jeszcze zamachu dokonał chrześcijanin! I to w dodatku blondyn, "Aryjczyk" bez domieszek! Zadziwiające...

Zadziwiające, jak bardzo Europa boi się fundamentalizmu islamskiego jednocześnie ignorując zagrożenie ze strony chrześcijańskich ekstremistów. Również w Polsce mamy sporo prawicowych ekstremistów, również takich, co są związani mniej lub bardziej z nacjonalizmem. Zadziwiające, że organizacje nacjonalistyczne żyją sobie w spokoju i w równym "spokoju" organizują marsze (np. 11 listopada) i kontrmarsze (jak przy Paradzie Równości i tym podobnych). Jak podnoszą łapę w górę w geście "Heil Hitler" a potem zostają szefami TVP (patrz Piotr Farfał). Zadziwiające, że strona RedWatch nawołująca do zabijania tych, którzy nie podobają się nacjonalistom, ciągle działa...

Jakiś czas temu na etyce Pewna Straszna Pani kazała nam określić czego się boimy. Jako pierwsze wymieniłem fundamentalizm religijny, a to co się stało w Norwegii jest jednym z przykładów na to, że nie tylko fundamentalizm islamski jest zabójczy.

A, jeszcze jedno. Radziłbym naszej zakichanej TVP1 by nieco ostrożniej dobierała tytuły swoich newsów w Wiadomościach. Jak widzę tytuł "konsekwencje otwartości społeczeństwa" (coś takiego, może nie dosłownie, ale na pewno były "konsekwencje otwartości") to mam wrażenie, że TVP nie jest do otwartości przekonana. Ale może się tylko czepiam. To nie otwarte społeczeństwo jest złem - złem są jednostki, które chcą zniszczyć ten spokój i podporządkować społeczeństwo sobie (niezależnie od tego jakiego są wyznania).

Otwartość społeczeństwa to podstawa naszego bytu. Nie możemy być zamkniętym na świat kołchozem jakim jest np. Białoruś. Jestem zwolennikiem czegoś takiego jak społeczeństwo różnorodne. Takie jaki jest np. w Norwegii czy Szwecji. Niestety, w RP otwartość jest uważana za swego rodzaju zło. Wszystko gra dopiero wtedy, gdy dobrze poznamy drugiego osobnika, dopiero w tedy, gdy jest on z nami na tyle długo, że jest "swój". Takie z nas Tomaszki-Niedowiarki...

Zmieniam temat.

Zachwalałem już na moim blogu Adele. I jestem zmuszony zrobić to kolejny raz - a wszystko przez piosenkę "Set fire to the rain". Wspaniała... Głos ej kobiety przyprawia mnie o ciarki w równym stopniu jak moje ukochane "Dies irae" (w wersji Mozarta).

Dzisiaj w Sejmie miało miejsce pierwsze czytanie ustawy o umowach związków partnerskich. Relacja Abiekta TUTAJ (live) i TUTAJ (pełna). Sprawdzałem na tvpparlament.pl - najwyraźniej nie jest to zbyt interesujące, bo nagrania nie ma. 
Spodobała mi się odpowiedź pana Biedronia na jedno z pytań Abiekta:
"- Czy dwugłos w PO to tylko gra wizerunkowa, za którą nic nie stoi?
- Nie interesuje mnie to. Potrzebujemy 230 głosów plus jeden, tylko to się liczy.(...)"
Facet ma racje - w polityce nie liczą się poglądy, nie ważne, czy ustawa zostanie "przemycona" jako zachęta PO w stronę homików, czy jako rzecz dla PO ważna. Grunt, żeby ustawa była.

W piątek komisja Millera przedstawi swój raport. Jak myślicie, ile dni będzie trwała burza? Obstawiam od 5 do 10 dni ciągłych grzmotów. Ja też mam swoje wątpliwości dotyczące katastrofy, a raczej wydarzeń "okołokatastroficznych". Ale o tym kiedy indziej.

niedziela, 24 lipca 2011

Jestem taki sam jak palec albo coś tam...

Rodzice pojechali tydzień temu w Bieszczady zostawiając mnie bez smyczy :) Miałem jechać z nimi, ale że w tym roku upały (tydzień temu jeszcze były) przeszkadzają mi bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, zostałem w domu. Perspektywa jechania czarnym autkiem przez parę godzin do chałupy bez WC wygrała z niewątpliwie przyjemną wizją wypoczynku na łonie natury. Wygodniś jestem, wiem.

Tak więc poczułem się spuszczony ze smyczy. A potem mój dziadek dowiedział się, że jego biedny wnuczek siedzi sam w domu i pewnie nie ma co jeść (nie wierzą w moje możliwości kulinarne - co to za problem zrobić sobie ryż po studencku?). Tak więc jeżdżę teraz codziennie do dziadka na obiadki i nie jestem w stanie urwać się ze smyczy wcześniej niż o szesnastej. Innymi słowy, z deszczu pod rynnę. 

Wiem, że to miłe ze strony dziadków i że nie powinienem narzekać, ale trochę mi ciąży sytuacja. Dziadki są ze sobą od 50 lat i kłócą się dosłownie co 15 minut. Jak u nich jestem to jeszcze dziadek się chce popisać i robi się złośliwy... Zniechęcają mnie do małżeństwa.

W dodatku nie jestem w stanie nie martwić się o babcie. Coraz mniej pamięta. Potrafi co chwila pytać się na przykład "która godzina?" albo "nie zimno ci?". Powtarza się z taką częstotliwością, że to nie może być przypadek. W sobotę dziadek pojechał na wycieczkę, a ja siedziałem z babcią u niej w domu. Cztery raz w ciągu godziny brała gazetkę Castoramy do ręki i pokazywała mi te same rzeczy. Nie chce brać leków na pamięć, bo pisze na nich, że są na sklerozę (ciocia jest neurologiem i takie przepisała). Normalnie się obraziła na nas, że jej takie dajemy. Chyba widzi, że nie do końca wszystko jest okey, ale nie chce przyjąć tego do wiadomości. A dziadek jej nie pomaga, tylko na nią krzyczy. 

Tak więc robię za Kevina samego w domu, trochę piszę, trochę czytam, trochę oglądam... Ostatnio do moich łask wrócił Santana i grupa Lao Che (piosenka "Do syna Józefa Cieślaka" to arcydzieło). Chomik codziennie rano na mój widok robi taniec psiego szczęścia (nawet merda ogonkiem - jej ogonek to antenka długości centymetra). Kwiatki muszę podlać :)

poniedziałek, 18 lipca 2011

WOLNOŚĆ SŁOWA A TOLERANCJA

1. Artykuł z Onet.pl - o tym jakich inteligentnych mamy lekarzy. Czy cesarka jest taka trudna do przeprowadzenia, że lekarze tak się jej boją, że ryzykują życie dziecka i matki? Hm... W dodatku nikt się tradycyjnie nie poczuwa do winy - zniszczyć drugiemu człowiekowi życie to każdy debil potrafi, a żeby przeprosić to nagle nikt jaj nie posiada.

2. Polecam przejść się do kiosku i kupić Newsweeka (czy jak to mówi moja mama Nesquika). Artykuł o przedwojennej PKP mnie rozwalił. Nie dość, że pociągi jeździły szybciej, to jeszcze były wygodniejsze. A mój podziw wzbudza fakt, jak szybko odbudowano kolej po I wojnie światowej. W 1919 roku mieliśmy różne rodzaje torów i składów, lokomotywy rodem z trzech różnych zaborów, brak najważniejszych połączeń. W połowie lat 20 było znacznie lepiej niż jest teraz, w latach 30 było niebo na kolei. I co, panowie od autostrad i Euro2012, nie da się? Guano prawda, Polak potrafiiiii! No, przynajmniej Polak międzywojenny potrafił...

A teraz mój wściekły tekst. 

WOLNOŚĆ SŁOWA A TOLERANCJA

PiS usilnie twierdzi, że w Polsce nie ma wolności słowa. Odchodząc od żałosnego sposobu przedstawienia tych poglądów (incydent w Brukseli) chciałbym zastanowić się nad tym, czy PiS ma racje.

PiS przedstawił sprawę na podstawie sprawy serwisu antykomor.pl. Rzeczywiście, ABW przesadziło, sam paragraf o obrazie prezydenta jest reliktem PRL - z tym się zgadzam. Dyskusja o wolności słowa splotła się z dyskusją o mowie nienawiści w internecie. I tu się zaczyna właściwy problem – w którym miejscu korzystanie z wolności słowa zamienia się w zwykłe chamstwo?

Jestem fanem portali informacyjnych i raczej czytam komentarze pod tekstami. Zaskakuje mnie poziom agresji, nietolerancji, wulgaryzmu i braku poszanowania cudzych poglądów. Co innego jest napisać "nie akceptuje homoseksualizmu" (to jest wstępem do jakiejkolwiek rozmowy i np. pytania: "dlaczego?") a co innego napisać "pedały! aberracja jest uleczalna! Jesteście jacyś popieprzeni... Pamiętajcie, myjcie dupy..." Chociaż te przykłady, które podałem są może niezbyt drastyczne - nie mam zamiaru przeszukiwać np. Onetu pod kątem tych gorszych.

Czy moderowanie takich komentarzy jest złamaniem wolności słowa? Nie wydaje mi się. Problem jest tylko w tym, co powinno być usuwane - np. czy słowo "moher" jest obraźliwe. A może dopiero epitet "pieprzony moher" powinien być usuwany?

Problem nie tkwi w internecie, może również nie ma większego związku z internetowym poczuciem anonimowości. Problem tkwi w braku kultury i nie zaczyna się od wpisu na necie, a od szkoły. Od małego.

Nikt w Polsce nie uczy dziecka tolerancji. Owszem, mówi się dzieciom (biorę pod uwagę podręczniki szkolne mojej siostry, idzie teraz do trzeciej klasy szkoły podstawowej), że gdy człowiek nie ma ręki, nie chodzi, jest np. Romem, to jest taki sam jak my i mamy go traktować jak każdego. Przede wszystkim brakuje mi tylko takiego przedstawienia sprawy jeśli chodzi o ludzi niepełnosprawnych umysłowo - dziwi mnie, że nikt z dziećmi nie podejmuje rozmowy na temat ludzi z Zespołem Downa lub innymi tego typu schorzeniami. Marzeniem jest też, żeby uczono dzieci, że kobieta może kochać kobietę, facet faceta. Że kobieta może być tak naprawdę facetem i na odwrót - żeby uczono o transach.

Nauczyciele, nawet ci od klas 1-3, którzy teoretycznie są cały czas przy dzieciach, nie zwracają większej uwagi na przemoc i agresję w klasie. Widziałem to w mojej szkole, widziałem w  poprzedniej szkole mojej siostry, widzę i w tej, w której teraz się uczy. Jeżeli nie nauczy się Jasia, że nie wolno krzywdzić drugiego człowieka i że to, co jest dla mnie przyjemna, może nie być przyjemnie dla kogoś innego, to Jan już się tego nie dowie. Albo dowie się za późno.
Tak wiem, człowiek najwięcej wynosi z domu - to najbardziej tandetne usprawiedliwienie szkoły jakie znam. Guano prawda, innymi słowy. Młody człowiek spędza w szkole połowę swojego życia (lekko licząc). I to nie rodzice mają reagować, gdy w szkole ktoś komuś robi krzywdę, tylko nauczyciel. A nauczyciele nie reagują.

Przedstawię wam historię z mojej podstawówki, która siedzi we mnie głęboko i chyba już jej nie zapomną. Chodził ze mną do klasy pewien A. A. nie był zbyt mądry. Słabo się uczył, zjadał kozy z nosa, miał "kiepski dowcip", jakby to powiedział Zagłoba. Nie grał nawet za dobrze w piłkę. Szybko został klasową sierotką. Cierpiał straszliwie - chciał naszej  i chyba nie rozumiał, dlaczego tak go nie lubimy. Ja teraz też nie rozumiem, dlaczego mu to robiliśmy. Czy uważaliśmy to za śmieszne? A może dawało nam to silę? czuliśmy się mądrzejsi?

Uważam, że zawaliłem w tej sprawie, mam do siebie żal, że zdarzało mi się go przezywać, wyśmiewać.  W dodatku A. zakochał się we mnie. Byłem wtedy ładniejszy niż jestem teraz :). To uczucie, które bardzo mi chciał okazać sprawiło, że i do mnie część klasy się przyczepiła, że i mnie się oberwało. A często mi się od nich obrywało w słownych utarczkach (ach, to prześliczne nazwisko ojczyma). Znienawidziłem go za to, że tak się do mnie łasił. A jednak później coś się zmieniło - wracaliśmy jedną drogą ze szkoły, odprowadzał mnie na przystanek. Rozmawialiśmy jak kumpel z kumplem - nawet o seksie. Raz byliśmy razem na rowerach, raz na lodach. W pewien sposób polubiłem go i przestała mi przeszkadzać jego... hm... tępota. Chyba oboje się zmieniliśmy.
Pamiętam moment, w którym na WDŻ powiedzieliśmy pani Pedagog (wspaniała to była kobieta), że mamy taką sierotkę w klasie i że wszyscy mu dokuczają. Pani Pedagog była przerażona - rozpoczęła się trwając dość długo szkolna awantura, najbardziej winni ponieśli karę (za małą - powinni nas wszystkich ze szkoły wyrzucić). Czuje jednak niedosyt - kary nie poniósł żaden nauczyciel (no chyba, że o czymś nie wiem). Nie wierze, że żadna nauczycielka nic nie wiedziała - docinki ciągnęły się cały czas, na przerwach, an lekcjach, każda musiała widzieć, co się dzieje - każda mogła to przerwać.

Dlaczego o tym pisze? Bo nikt o tym nie myśli. Dziecko myśli, że jak coś jest dla niego przyjemnie, to jest przyjemne i dla drugiego człowieka. Dorosły myśli, że to normalne i że nic się nie dzieje.  To jest błąd. W takim wypadku trzeba powiedzieć dziecku dość i przerwać tą nakręcająca się spiralę nienawiści*.

Problem nie tkwi w w reakcji ABW, nie tkwi i w wolności słowa (gdyby jej w Polsce nie było, Kurski byłby już w areszcie, patrz na Białoruś i inne Rusie). Problem braku kultury w internecie tkwi w tym, że dzieci nie uczy się szacunku do innych. Owszem, ludzie się zmieniają, czasem ktoś zaczyna fiksować po "bezawaryjnym" przejściu przez podstawówkę i gimnazjum.

Dzieci nie wiedza, że słowo może boleć - może trzeba tego uczyć w szkole? To nie rozwiąże problemu mowy nienawiści. Dlatego aktualizacja Kodeksu Karnego (złożony przez klub SLD projekt zakłada m. in. zmiany w artykułach 119, 256 i 257 Kodeksu karnego, które dotyczą m. in. sankcji za publiczne znieważenie, stosowanie przemocy lub groźby bezprawnej, a także nawoływanie do nienawiści. Chodzi o dodanie w każdym z tych przepisów słów: "jak również ze względu na płeć, tożsamość płciową, wiek, niepełnosprawność bądź orientację seksualną") jest potrzebna. Nic jednak nie zastąpi podstaw dobrego wychowania i umiejętności współpracy z innymi ludźmi, a od nauki tych rzeczy nie jest Kodeks Karny tylko dom i szkoła. Może tym PiS powinien się zacząć przejmować, a nie robić Polsce siary na forum europejskim.

A, zapomniałem. Im nie chodzi o to, by było lepiej, a o to, żeby wygrać wybory.

*Nie jestem psychologiem – pisze to co mi się wydaje i zapraszam do dyskusji w komentarzach (kulturalnej).

piątek, 15 lipca 2011

KACZYŃSKI

Interesujący artykuł, co prawda z maja, ale jary. Kaczyński jest jednym z najwybitniejszych znanych mi polityków. Czy to komplement? To samo mógłbym powiedzieć o Stalinie i Hitlerze (oni dopiero pod koniec "panowania" popadli w obłęd i stracili możliwość racjonalnego rządzenia krajem). Podstawowym problemem jest więc nie pytanie "jakim jest politykiem?", lecz pytanie jakim jest człowiekiem? No więc? Jakim człowiekiem jest ktoś, kto dla władzy i celów politycznych manipuluje starszymi ludźmi którzy widzą w nim opokę? (I tu też błąd innych ugrupowań, które nie są w stanie zapewnić nawet obietnic przedwyborczych starszym ludziom - PO i SLD kompletnie ignorują emerytów.) Jakim człowiekiem jest ten, który w politycy posługuje się trumną brata? Bez emocji - to wszystko jest wykalkulowane. Kaczyński tworzy państwo w państwie, religię w religii... Po co? Bo fotel premiera jest zajebisty. Bo fajnie się rządzi i manipuluje.
Kaczyński jest uważany za średniowieczny relikt, żyjący skansen, pośmiewisko. Jest to spory błąd, bo Jarek jest inteligentny i świetnie rozumie ludzką psychikę, co czyni go bardzo niebezpiecznym.
Starsi ludzie są bardzo podatni na manipulacje - wiedzą to wszyscy domokrążcy, a także Kaczyński. Są więc znakomitym celem dla tak świetnych polityków. Kaczyński ma swego rodzaju charyzmę, a przy tym bardzo niewinny wygląd. Bo co komu mógłby zrobić niewinnie wyglądający misiek ze smutnymi oczami? (Bardzo ładne ma oczy, swoją drogą.)
Najwyższy czas zacząć doceniać Kaczyńskiego. Jeśli ktoś taki objąłby władzę w Polsce, to obawiam się, że po pewnym czasie obudziłbym się w kraju działającym jak (boje się tego porównania, ale uważam, że jest jedynym możliwym) III Rzesza.

Myślicie, że przesadzam?
Naprawdę są to ciężkie porównania, ale... Gdy w latach 30 XXw. ludzie przestrzegali przed Hitlerem byli ignorowani, bo co on może zrobić, nie odważy się na żadne ostre kroki...

PS. Obejrzyjcie sobie film "V for Vendetta" (w rolach głównych rewelacyjnie Hugo Weaving i Natalie -Portman). Wspaniały film o rządach totalitarnych, propagandzie, świetne dialogi. Ale nadal nie przemawia do mnie hasło "przemoc może służyć dobru".

PS. 2 Widziałem dzisiaj plakat wyborczy Jarka. Hm... "Premier Jarosław Kaczyński..." Szumne zapowiedzi są, spoty oskarżające rząd są - a ja się pytam: co z konkretami? Ja nie che słyszeć co dwa dni, że rząd działa nieudolnie - ja to wiem. Chce usłyszeć konkretne propozycje - dla młodzieży, dla pracujących, dla emerytów, dla niepełnosprawnych i chorych. Bo mówić o tym, że jest źle, to każda ciota potrafi.

PS. 3 Oglądnijcie ten spot, parodie (chociaż to może złe słowo) spotu PiSu, który od niedawna śmiga w TV.

niedziela, 10 lipca 2011

OTK TO ZŁO

Leżę sobie, słucham Hurts i jest mi dobrze :) Za około tydzień pojedziemy z rodzicami na koniec świata Bieszczadami zwany - moje ciocia ma tam domek. Będzie fajnie.

W tym tygodniu mieliśmy w domu niesamowitego gościa - jakiś bidny ptaszek wielkości moich dwóch pięści, z rozpiętością skrzydeł równą jakimś 30 cm (zidentyfikowany jako Alfred K z gatunku kawka) wleciał nam (a raczej wpadł) do szybu wentylacyjnego biegnącego przez cały pion budynku. Zatrzymał się przy naszej kratce pod sufitem kuchennym (pewnie dlatego, że przez nią sporo światła wpada do szybu) i tłukł się jak oszalały, bo do góry chyba bał się lecieć, a kratki przecież nie wyważy. Siedział tam z półtora godziny. W końcu mama rozpoczęła akcję ratunkową. Wyciągnęła kratkę, ptak na początek nie chciał wylecieć (musiał być bardzo zestresowany), ale w końcu rozpostarł skrzydła i ... DUP! Tak, przywalił w okno (mam otworzyła część okna, on przywalił w drugą szybę). Macha tymi skrzydłami jak oszalały, mama się boi i wrzeszczy na mnie, że mam go złapać :) No to ja delikatnie chwytam go tuż pod skrzydłami (trenowało się na kurach i kaczkach u babci na wsi) i sru! go za okno. Ptaszek odleciał chyba aż na drugi koniec Jaworzna - uciekał z prędkością ponaddźwiękową.

 Hm... To dużo świadczy o naszym bloku - silos murowany z lat 50/60 XXw. Czarna dupa, po prostu rzecz ujmując. Czynsz jest tak wywindowany w górę, że bardziej się nie da w zamian ni ma nic - ani ławeczki pod blokiem, ani placu zabaw (ino piaskownica przy której nastoletnie żule siedzą), blok ani razu nieremontowany, a przez kominy to by nam mógł orzeł bielik wlecieć (patrz wyżej), nie ma ciągu w wentylacji (zamiast lecieć w górę, wieje w dół co dokładnie widać przy kratkach, jak się kartkę przyłoży), nie ma domofonu, więc żule w zimie śpią na podłodze przed wejściem na strych, klatka nie malowana*, do piwnicy dopiero my naprawiliśmy zamek, jak dawano kaloryfery dano stare (od razu zardzewiałe), a gdy je wymieniano nikt nie pomyślał, że bez pieców węglowych pod które były te bloki budowane, będzie straszna wilgoć w mieszkaniach (i tym sposobem w każdym pomieszczeniu mamy grzyb). Blok będzie ocieplany dopiero w tym roku i tak, my za to zapłacimy. I ja się pytam, na co idzie ten czynsz?

Mama mi mówi, że nie powinno mi nigdy do durnego łba wpaść, żeby kupić mieszkanie w takim bloku - w TBSach (mieszkaniach budowanych przez Towarzystwo Budownictwa Społecznego) czynsz jest mniej więcej taki, jak w naszej dziurze, a tak jest wszystko zapewnione łącznie z estetyką mieszkania.

No po prostu syf i malaria...

 * Mamy zajebistych sąsiadów z klatki obok - trzymają spółdzielnię w ręku i swoją klatkę pomalowali, a jako, że w naszej wtedy w czterech mieszkaniach mieszkały starsi ludzie, w jednym rodzinka nie przystosowana społecznie, a w kolejnym rodzina wielodzietna nie zainteresowana niczym, to naszej klatki nie pomalowali. W drugiej klatce od lat jest domofon - u nas nie ma. I kochaj sąsiada swego jak siebie samego!

Jedyne co podoba mi się w tych blokach, to to, że są otoczone drzewami (dżungla po prostu) i mieszka tu mnóstwo ptaków (koncert zaczyna się o 4:00 w nocy). Mamy gołębie wszelkiego rodzaju, wróble, czasami wrony których kraczenie przenika nawet szyby plastikowe i kawki zwane przeze mnie „batmanami” (bo jak siądą na gałęzi to im te ogony się tak fajnie układają).

A taki mam widok z okna (zdjęcie stare, nie mam baterii w aparacie, więc nie mogę zrobić nowego – nie ma tylko trzech ton liści na drzewach):
 
 
A co do zwierząt - na OTK każdy ma zwierze - kotów setki, psy się tak nie rzucają w moje oczy (wole zwetrzęta mruczące), a Sąsiadka z naprzeciwka (w wieku podstawówczym) ma bardzo ładnego króliczka - wychowany, oswojnony, biega sobie z nią po podwórku. My mamy chomika - na nic więcej mama się nie zgadza :)

poniedziałek, 4 lipca 2011

KLĘKAĆ, ZABIJAĆ...?

hehe... dostałem laptopa :) Piętnastocalowa gadzina firmy hp, Windows 7, do którego próbuję się przyzwyczaić i internet śmigający tak, że aż miło patrzeć. Jeszcze tylko poprzenoszę śmieci ze starego kompa i będzie pięknie. A, nową myszkę muszę kupić jeśli chcę nadal rysować na paincie.

W ramach mojego upolitycznienia poczytuję sobie gazetkę o wdzięcznej nazwie Newsweek. Jak zwykle felieton redaktora naczelnego, Wojciecha Maziarskiego, wzbudził mój podziw trafnością.
Pan Maziarski piszę o ustawie aborcyjnej. I aż chce się zacytować: "Uderzającym doświadczeniem epoki PRL był nieustanny rozdźwięk między rzeczywistością a ideologią. Między faktami a wzniosłymi hasłami i normami zapisanymi w ustawach." Tak więc wszyscy potępiają aborcję i nazywają ją grzechem/morderstwem, a jednocześnie nie wahają się tego narzędzia użyć. W Polsce w dobrym tonie jest nie mówić o tematach uznawanych za tabu, a jednocześnie dobrze jest mówić dobrze o katolickich wartościach i okazywaniu swojego katolicyzmu nawet jeśli wiemy, że to wszystko guano prawda i że i tak zrobimy po swojemu. Jak to pisze pan Maziarski "Partyjne akademie i kościelne msze swoje, a życie swoje."

Hm... W jakiejś reklamie usłyszałem hasło "życie zaczyna się od pierwszego oddechu". Myślę, że to jest najlepszy sposób na zaprezentowania moich poglądów dotyczących aborcji. Uważam, że powinna być to sprawa tylko matki - skoro biologicznie płód jest od niej zależny, to dlaczego ona nie miała by decydować o tym, czy chce go urodzić? Nie widzę powodu, dla którego społeczeństwo, a co gorsza księża i politycy mieliby być sumieniem takiej osoby. Człowiek to istota myśląca i jak nie jest ubezwłasnowolniona to potrafi o siebie zadbać i o sobie i swojej ciąży decydować.

Inna sprawa, że taka dyskusja powinna toczyć się z wyłączeniem osób duchownych, bo nie wszyscy których ustawa antyaborcyjna miałaby dotykać są osobami wierzącymi. Duchowni powinni nauczać swoich prawd w kościołach - redaktor Maziarski słusznie doszedł do wniosku, że biskupi "chyba utracili wiarę w możliwość prowadzenia misji duszpasterskiej, skoro uznali, że swoje cele muszą osiągać nie drogą nauczania wiernych, lecz za pomocą prawa państwowego i sankcji karnych". Hmm... Czyżby Kościół stracił posłuch w społeczeństwie?

Felieton pana Maziarskiego tutaj.

Bardzo ciekawa dyskusja na forum gazeta.pl o ateistach w kościele. Co robić - klękać/nie klękać, wstawać/nie wstawać itd. Nie byłem w stanie przeczytać wszystkich stu paruś komentarzy, bo w zasadzie pokrywają się. Oddam głos bene_gesserit (pisownia orginalna): Mi to sie wydaje, ze klękanie podczas mszy w przypadku osob niewierzących, innowiercow itd to wyraz szacunku nie dla sacrum, ale zgromadzonych w swiatyni osob. Bardzo sensownie brzmi. Ja zawsze mam pewien problem ze znakiem krzyża i wodą święconą, gdy wchodzę do kościoła, jednak zawsze sobie to tłumacze tak, że wchodząc do synagogi ubiorę przecież jarmułkę czy jakąś inną czapeczkę, a wchodząc do meczetu zdejmę buty. Dla mnie wtedy też to ma znaczenie, bo czuję, że nie zachowuję się jak krowa wchodząca do obory, tylko jak człowiek szanujący to miejsce i tą tradycję.

Dobry artykuł z onet.pl - o atomowym okręcie podwodnym K19. Nie wiem czy kojarzycie, ale na podstawie historii tego okrętu nakręcono film z Harrisonem Fordem i Liamem Neesonem ("K19: The Widowmaker"). Film jest świetny, a ten artykuł nadaje się na świetne podsumowanie nieco zmienionej w filmie historii.

Do przeczytania!