1.
Artykuł z Onet.pl - o tym jakich inteligentnych mamy lekarzy. Czy cesarka jest taka trudna do przeprowadzenia, że lekarze tak się jej boją, że ryzykują życie dziecka i matki? Hm... W dodatku nikt się tradycyjnie nie poczuwa do winy - zniszczyć drugiemu człowiekowi życie to każdy debil potrafi, a żeby przeprosić to nagle nikt jaj nie posiada.
2. Polecam przejść się do kiosku i kupić Newsweeka (czy jak to mówi moja mama Nesquika). Artykuł o przedwojennej PKP mnie rozwalił. Nie dość, że pociągi jeździły szybciej, to jeszcze były wygodniejsze. A mój podziw wzbudza fakt, jak szybko odbudowano kolej po I wojnie światowej. W 1919 roku mieliśmy różne rodzaje torów i składów, lokomotywy rodem z trzech różnych zaborów, brak najważniejszych połączeń. W połowie lat 20 było znacznie lepiej niż jest teraz, w latach 30 było niebo na kolei. I co, panowie od autostrad i Euro2012, nie da się? Guano prawda, Polak potrafiiiii! No, przynajmniej Polak międzywojenny potrafił...
A teraz mój wściekły tekst.
WOLNOŚĆ SŁOWA A TOLERANCJA
PiS usilnie twierdzi, że w Polsce nie ma wolności słowa. Odchodząc od żałosnego sposobu przedstawienia tych poglądów (incydent w Brukseli) chciałbym zastanowić się nad tym, czy PiS ma racje.
PiS przedstawił sprawę na podstawie sprawy serwisu antykomor.pl. Rzeczywiście, ABW przesadziło, sam paragraf o obrazie prezydenta jest reliktem PRL - z tym się zgadzam. Dyskusja o wolności słowa splotła się z dyskusją o mowie nienawiści w internecie. I tu się zaczyna właściwy problem – w którym miejscu korzystanie z wolności słowa zamienia się w zwykłe chamstwo?
Jestem fanem portali informacyjnych i raczej czytam komentarze pod tekstami. Zaskakuje mnie poziom agresji, nietolerancji, wulgaryzmu i braku poszanowania cudzych poglądów. Co innego jest napisać "nie akceptuje homoseksualizmu" (to jest wstępem do jakiejkolwiek rozmowy i np. pytania: "dlaczego?") a co innego napisać "pedały! aberracja jest uleczalna! Jesteście jacyś popieprzeni... Pamiętajcie, myjcie dupy..." Chociaż te przykłady, które podałem są może niezbyt drastyczne - nie mam zamiaru przeszukiwać np. Onetu pod kątem tych gorszych.
Czy moderowanie takich komentarzy jest złamaniem wolności słowa? Nie wydaje mi się. Problem jest tylko w tym, co powinno być usuwane - np. czy słowo "moher" jest obraźliwe. A może dopiero epitet "pieprzony moher" powinien być usuwany?
Problem nie tkwi w internecie, może również nie ma większego związku z internetowym poczuciem anonimowości. Problem tkwi w braku kultury i nie zaczyna się od wpisu na necie, a od szkoły. Od małego.
Nikt w Polsce nie uczy dziecka tolerancji. Owszem, mówi się dzieciom (biorę pod uwagę podręczniki szkolne mojej siostry, idzie teraz do trzeciej klasy szkoły podstawowej), że gdy człowiek nie ma ręki, nie chodzi, jest np. Romem, to jest taki sam jak my i mamy go traktować jak każdego. Przede wszystkim brakuje mi tylko takiego przedstawienia sprawy jeśli chodzi o ludzi niepełnosprawnych umysłowo - dziwi mnie, że nikt z dziećmi nie podejmuje rozmowy na temat ludzi z Zespołem Downa lub innymi tego typu schorzeniami. Marzeniem jest też, żeby uczono dzieci, że kobieta może kochać kobietę, facet faceta. Że kobieta może być tak naprawdę facetem i na odwrót - żeby uczono o transach.
Nauczyciele, nawet ci od klas 1-3, którzy teoretycznie są cały czas przy dzieciach, nie zwracają większej uwagi na przemoc i agresję w klasie. Widziałem to w mojej szkole, widziałem w poprzedniej szkole mojej siostry, widzę i w tej, w której teraz się uczy. Jeżeli nie nauczy się Jasia, że nie wolno krzywdzić drugiego człowieka i że to, co jest dla mnie przyjemna, może nie być przyjemnie dla kogoś innego, to Jan już się tego nie dowie. Albo dowie się za późno.
Tak wiem, człowiek najwięcej wynosi z domu - to najbardziej tandetne usprawiedliwienie szkoły jakie znam. Guano prawda, innymi słowy. Młody człowiek spędza w szkole połowę swojego życia (lekko licząc). I to nie rodzice mają reagować, gdy w szkole ktoś komuś robi krzywdę, tylko nauczyciel. A nauczyciele nie reagują.
Przedstawię wam historię z mojej podstawówki, która siedzi we mnie głęboko i chyba już jej nie zapomną. Chodził ze mną do klasy pewien A. A. nie był zbyt mądry. Słabo się uczył, zjadał kozy z nosa, miał "kiepski dowcip", jakby to powiedział Zagłoba. Nie grał nawet za dobrze w piłkę. Szybko został klasową sierotką. Cierpiał straszliwie - chciał naszej i chyba nie rozumiał, dlaczego tak go nie lubimy. Ja teraz też nie rozumiem, dlaczego mu to robiliśmy. Czy uważaliśmy to za śmieszne? A może dawało nam to silę? czuliśmy się mądrzejsi?
Uważam, że zawaliłem w tej sprawie, mam do siebie żal, że zdarzało mi się go przezywać, wyśmiewać. W dodatku A. zakochał się we mnie. Byłem wtedy ładniejszy niż jestem teraz :). To uczucie, które bardzo mi chciał okazać sprawiło, że i do mnie część klasy się przyczepiła, że i mnie się oberwało. A często mi się od nich obrywało w słownych utarczkach (ach, to prześliczne nazwisko ojczyma). Znienawidziłem go za to, że tak się do mnie łasił. A jednak później coś się zmieniło - wracaliśmy jedną drogą ze szkoły, odprowadzał mnie na przystanek. Rozmawialiśmy jak kumpel z kumplem - nawet o seksie. Raz byliśmy razem na rowerach, raz na lodach. W pewien sposób polubiłem go i przestała mi przeszkadzać jego... hm... tępota. Chyba oboje się zmieniliśmy.
Pamiętam moment, w którym na WDŻ powiedzieliśmy pani Pedagog (wspaniała to była kobieta), że mamy taką sierotkę w klasie i że wszyscy mu dokuczają. Pani Pedagog była przerażona - rozpoczęła się trwając dość długo szkolna awantura, najbardziej winni ponieśli karę (za małą - powinni nas wszystkich ze szkoły wyrzucić). Czuje jednak niedosyt - kary nie poniósł żaden nauczyciel (no chyba, że o czymś nie wiem). Nie wierze, że żadna nauczycielka nic nie wiedziała - docinki ciągnęły się cały czas, na przerwach, an lekcjach, każda musiała widzieć, co się dzieje - każda mogła to przerwać.
Dlaczego o tym pisze? Bo nikt o tym nie myśli. Dziecko myśli, że jak coś jest dla niego przyjemnie, to jest przyjemne i dla drugiego człowieka. Dorosły myśli, że to normalne i że nic się nie dzieje. To jest błąd. W takim wypadku trzeba powiedzieć dziecku dość i przerwać tą nakręcająca się spiralę nienawiści*.
Problem nie tkwi w w reakcji ABW, nie tkwi i w wolności słowa (gdyby jej w Polsce nie było, Kurski byłby już w areszcie, patrz na Białoruś i inne Rusie). Problem braku kultury w internecie tkwi w tym, że dzieci nie uczy się szacunku do innych. Owszem, ludzie się zmieniają, czasem ktoś zaczyna fiksować po "bezawaryjnym" przejściu przez podstawówkę i gimnazjum.
Dzieci nie wiedza, że słowo może boleć - może trzeba tego uczyć w szkole? To nie rozwiąże problemu mowy nienawiści. Dlatego aktualizacja Kodeksu Karnego (złożony przez klub SLD projekt zakłada m. in. zmiany w artykułach 119, 256 i 257 Kodeksu karnego, które dotyczą m. in. sankcji za publiczne znieważenie, stosowanie przemocy lub groźby bezprawnej, a także nawoływanie do nienawiści. Chodzi o dodanie w każdym z tych przepisów słów: "jak również ze względu na płeć, tożsamość płciową, wiek, niepełnosprawność bądź orientację seksualną") jest potrzebna. Nic jednak nie zastąpi podstaw dobrego wychowania i umiejętności współpracy z innymi ludźmi, a od nauki tych rzeczy nie jest Kodeks Karny tylko dom i szkoła. Może tym PiS powinien się zacząć przejmować, a nie robić Polsce siary na forum europejskim.
A, zapomniałem. Im nie chodzi o to, by było lepiej, a o to, żeby wygrać wybory.
*Nie jestem psychologiem – pisze to co mi się wydaje i zapraszam do dyskusji w komentarzach (kulturalnej).