niedziela, 10 lipca 2011

OTK TO ZŁO

Leżę sobie, słucham Hurts i jest mi dobrze :) Za około tydzień pojedziemy z rodzicami na koniec świata Bieszczadami zwany - moje ciocia ma tam domek. Będzie fajnie.

W tym tygodniu mieliśmy w domu niesamowitego gościa - jakiś bidny ptaszek wielkości moich dwóch pięści, z rozpiętością skrzydeł równą jakimś 30 cm (zidentyfikowany jako Alfred K z gatunku kawka) wleciał nam (a raczej wpadł) do szybu wentylacyjnego biegnącego przez cały pion budynku. Zatrzymał się przy naszej kratce pod sufitem kuchennym (pewnie dlatego, że przez nią sporo światła wpada do szybu) i tłukł się jak oszalały, bo do góry chyba bał się lecieć, a kratki przecież nie wyważy. Siedział tam z półtora godziny. W końcu mama rozpoczęła akcję ratunkową. Wyciągnęła kratkę, ptak na początek nie chciał wylecieć (musiał być bardzo zestresowany), ale w końcu rozpostarł skrzydła i ... DUP! Tak, przywalił w okno (mam otworzyła część okna, on przywalił w drugą szybę). Macha tymi skrzydłami jak oszalały, mama się boi i wrzeszczy na mnie, że mam go złapać :) No to ja delikatnie chwytam go tuż pod skrzydłami (trenowało się na kurach i kaczkach u babci na wsi) i sru! go za okno. Ptaszek odleciał chyba aż na drugi koniec Jaworzna - uciekał z prędkością ponaddźwiękową.

 Hm... To dużo świadczy o naszym bloku - silos murowany z lat 50/60 XXw. Czarna dupa, po prostu rzecz ujmując. Czynsz jest tak wywindowany w górę, że bardziej się nie da w zamian ni ma nic - ani ławeczki pod blokiem, ani placu zabaw (ino piaskownica przy której nastoletnie żule siedzą), blok ani razu nieremontowany, a przez kominy to by nam mógł orzeł bielik wlecieć (patrz wyżej), nie ma ciągu w wentylacji (zamiast lecieć w górę, wieje w dół co dokładnie widać przy kratkach, jak się kartkę przyłoży), nie ma domofonu, więc żule w zimie śpią na podłodze przed wejściem na strych, klatka nie malowana*, do piwnicy dopiero my naprawiliśmy zamek, jak dawano kaloryfery dano stare (od razu zardzewiałe), a gdy je wymieniano nikt nie pomyślał, że bez pieców węglowych pod które były te bloki budowane, będzie straszna wilgoć w mieszkaniach (i tym sposobem w każdym pomieszczeniu mamy grzyb). Blok będzie ocieplany dopiero w tym roku i tak, my za to zapłacimy. I ja się pytam, na co idzie ten czynsz?

Mama mi mówi, że nie powinno mi nigdy do durnego łba wpaść, żeby kupić mieszkanie w takim bloku - w TBSach (mieszkaniach budowanych przez Towarzystwo Budownictwa Społecznego) czynsz jest mniej więcej taki, jak w naszej dziurze, a tak jest wszystko zapewnione łącznie z estetyką mieszkania.

No po prostu syf i malaria...

 * Mamy zajebistych sąsiadów z klatki obok - trzymają spółdzielnię w ręku i swoją klatkę pomalowali, a jako, że w naszej wtedy w czterech mieszkaniach mieszkały starsi ludzie, w jednym rodzinka nie przystosowana społecznie, a w kolejnym rodzina wielodzietna nie zainteresowana niczym, to naszej klatki nie pomalowali. W drugiej klatce od lat jest domofon - u nas nie ma. I kochaj sąsiada swego jak siebie samego!

Jedyne co podoba mi się w tych blokach, to to, że są otoczone drzewami (dżungla po prostu) i mieszka tu mnóstwo ptaków (koncert zaczyna się o 4:00 w nocy). Mamy gołębie wszelkiego rodzaju, wróble, czasami wrony których kraczenie przenika nawet szyby plastikowe i kawki zwane przeze mnie „batmanami” (bo jak siądą na gałęzi to im te ogony się tak fajnie układają).

A taki mam widok z okna (zdjęcie stare, nie mam baterii w aparacie, więc nie mogę zrobić nowego – nie ma tylko trzech ton liści na drzewach):
 
 
A co do zwierząt - na OTK każdy ma zwierze - kotów setki, psy się tak nie rzucają w moje oczy (wole zwetrzęta mruczące), a Sąsiadka z naprzeciwka (w wieku podstawówczym) ma bardzo ładnego króliczka - wychowany, oswojnony, biega sobie z nią po podwórku. My mamy chomika - na nic więcej mama się nie zgadza :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz