Stiega Larssona skończyłem wczoraj z paczałkami wielkości spodków i szczęką na podłodze (niby wiedziałem, mniej więcej, co tam się dzieje, ale czytało się niesamowicie). I jak już skończyłem, to odczekałem pół minuty i łapsnąłem Suworowa.
"Żołnierze wolności" Wiktoria Suworowa to taki jakby zbiór dygresji, anegdot i ciekawostek pokazujących jednoznacznie negatywny obraz ZSRR z lat 60. XX wieku.
Dlaczego czytam tę książkę z mieszaniną niedowierzania i śmiechu? Oto przykład, kopiowanie samolotu amerykańskiego (kopię nazwano Tu-4), pozwoliłem sobie skrócić dwie strony tekstu do minimum:
"W pokryciu lewego skrzydła superfortecy [B-29] znaleziono niewielki otwór. (...) Poproszono o opinię głównego konstruktora. (...) Po chuj zawracacie głowę? Kazano wykonać dokładną kopię.
(...) Wewnątrz samolotu (...) biegnie wąski tunel. (...) Od środka pomalowany na kolor jasnozielony. (...) Odcinek końcowy rury (...) jest (...) biały. (...) rozkaz był: kopiować dokładnie, dlatego wszystkie radzieckie bombowce nie tylko mają dwukolorowy tunel, ale wręcz wyliczono (...) gdzie przebiega granica jasnozielonej i białej farby. (...)
Tymczasem dwa następne B-29 wykonały przymusowe lądowanie na terytorium radzieckim. Okazało się, że nie mają dziurek w skrzydle i że jeden ma tunel cały jasnozielony, a drugi biały. (...)
Tupolew umiał zachować zimną krew. Kazano skopiować bombowiec, który wylądował pierwszy. Co do następnych nie było żadnych poleceń. (...)"
[Suworow W., "Żołnierze wolności", Wydawnictwo Adamski i Bieliński, Wa-wa 1996, s. 181-182 - jak już się naumiałem pisać bibliografię, to trza korzystać z umiejętności :)]
Jak tak czytam o fatalnej organizacji radzieckiego wojska i o brakach w sprzęcie i ludziach, to nie mogę uwierzyć, że ta skorupa, ten kolos na glinianych nogach, zdołał trzymać w szachy cały Zachód. To jest po prostu niewyobrażalne. A książkę bardzo polecam, również (a może zwłaszcza) tym, co z historią są na bakier :)