Wczoraj odbyło się wiosenne strzyżenie owiec - obciąłem się na całkiem krótko i mama chce mnie wydziedziczyć. No normalnie się obraziła. To smutne, że bardziej akceptują mnie osoby teoretycznie obce (i przeglądające czasami tego bloga i niepodpisujące się po komentarzami, tak, do ciebie mówię, P.) a mama nie może mnie znieść. Klasa uważa mnie co prawda za lekkiego dziwaka, część za lesbijkę, dziękuje za komplement, ale lesbijką nie jestem, nie jestem nawet kobietą, ale klasa i nauczyciele tolerują mnie bardziej niż moja rodzina.
Muszę się wy-comming-outować przed jedną z koleżanek, bo mi życia nie daje, jak widzi moją fryzurę i zachowanie, zobaczymy jak mi pójdzie. Nie chodzi ze mną do klasy, więc jestem gotowy na wszystko.
ROZWÓJ
Pod kilkoma tekstami o transseksualiźmie i w oficjalnym poglądach Kościoła w sprawie transseksualizmu ("Transseksualizm według teologii katolickiej", pierdoły, patrząc z punktu widzenia psychiatrii) przeczytałem, że człowiek nie powinien zmieniać dzieła Bożego (znaczy siebie, swojego ciała) tylko żyć tak jak Bóg dał i "w czym" dał. Że tak jest "w zgodzie z naturą".
Mam taką teorię:
Rozmnażanie człowieka to rzecz całkowicie biologiczna. Plemniki, komórki jajowe, macica itd.- to jest biologia. Bóg jest inżynierem - zaprojektował świat oraz wszelkie organizmy żywe. Pal licho, jak doszło do ich powstanie konkretnie - jako chrześcijanin wierzę, że ich powstanie spowodował sam Bóg (czyli mógł spowodować np. Wielki Wybuch, nikt mu za ramieniem nie stał jak był tworzony świat, Księga Rodzaju to metafora). Stworzył każdą komórkę po kolei i stworzył z nich organizmy (Adama - mężczyznę i Ewę - kobietę). Dał nam zdolność samodzielnego rozmnażania, bo co to za radocha tworzyć każdego człowieka z osobna. Dał nam też wolną wolę - możemy sami wybierać sobie partnerów i partnerki, możemy tworzyć rodziny lub być singlami, ale dał nam też pociąg do życia we wspólnocie - niezbędny do przeżycia (krawiec piekarzowi fartuch szyje, piekarz krawcowi bułki piecze; da się bez tych zależności żyć, ale byłoby ciężko). Dał też pragnienie rozwijania się - swoich zdolności - fizycznych i psychicznych.
Zgoda z naturą jest więc życiem we wspólnocie i rozwijanie się, ale do tego jeszcze wrócę.
Wracając do transseksualizmu - Bóg tworząc na początku początków pojedyncze komórki i zlepiając je w jedno ciało mógł po prostu nie przewidzieć tego, że coś w którymś pokoleniu, u różnych ludzi może się poplątać. Bo hormony, bo coś tam, dochodzimy tu z powrotem do biologii. Ale jednak korzystając z jednego z Bożych darów, daru potrzeby rozwijania się, możemy dać transom spokój duszy i odwrócić wszelkie poplątania (medycyna, czyli biologia człowieka).
Dzięki rozwijaniu się możemy leczyć bezpłodność (i Bóg nie musi interweniować w każdym przypadku z osobna, tak jak i robić wszystkiego tak jak było Janem Chrzcicielem i innymi przez Boga danymi dziećmi). To dzięki rozwojowi możemy rozwiewać dawne i nadal funkcjonujące zabobony (jak o tym, że homoseksualizm to choroba). To dzięki rozwojowi za parę lat będę wolny "jak dzikie chrum chrum".
Jednak Kościół nie lubi rozwoju. Chyba widzi w nim zagrożenie. Owszem, rozwój = wątpliwości, również co do istnienia Boga, ale to wszystko się da po Bożemu wytłumaczyć. Kościół bojąc się rozwoju postępuje jak Żydzi, którzy zwalczali Jezusa, bo chciał zreformować judaizm. To on pierwszy pokazał, że religia, która się nie rozwija przestaje być religią dla ludzi. Ale, jak widać, nauka poszła w las.
Rozwój to podstawa!
Zapraszam do dyskusji. Ale bez brzydkich słów proszę, jestem jeszcze dzieckiem, więc moglibyście mnie zdemoralizować ;)