Mój 6-letni kolega idzie w tym roku do I klasy. Ja go w niej nie widzę, ale mam nadzieje, że trafi na porządne nauczycielki i mu pomogą. Ale nie o tym.
Czy ktoś (pani posłanko, panie pośle) pomyślał o tym, że kwestia nie kończy się na I klasie? Patrzę na sprawę z punktu widzenia osoby, która urodziła się w grudniu - gdybym rok wcześniej zakończył edukację, to miałbym jeszcze pół roku do osiemnastych urodzin;
1) żeby w ogóle napisać maturę musiałbym sobie wyrobić dowód tymczasowy (wyobrażacie sobie te kolejki w urzędach, gdy w marcu, kwietniu maturzyści się zorientują, że bez dowodu nie wejdą na maturę? I na cholerę to?).
2) gdybym nie szedł na studia, gdybym był po zawodówce trzyletniej, to jak (do diaska) miałbym podpisać umowę o pracę? Z mamą? Co z ubezpieczeniem?
3) obowiązek szkolny jest do ukończenia 18-go roku życia, z czego wynika też fakt, że przed ukończeniem osiemnastki nie mogę zarejestrować się jako osoba bezrobotna. W moim przypadku, od ukończenia szkoły do osiemnastych urodzin minęłoby ponad pół roku. Pół roku, choćby zasiłku, w plecy.
4) idę na studia. Składam papiery w lipcu. Rozumiem, że papiery musi mi podpisać mama, tak? Dadzą miejsce "podpis rodzica/opiekuna"? No litości. Poza tym, trza mieć dowód osobisty.
5) idę na studia. Co z akademikiem? Przecież skoro nie mam osiemnastu lat, to ktoś musi wziąć za mnie odpowiedzialność. Kto? Pan woźny?
6) jebłem i złamałem nogę, a na studia wyjechałem 100 km poza rodzinne miasto (no na przykład z Jaworzna do Krakowa). Nie mogę nawet sam iść na izbę przyjęć. Bo musi być mama/tata. A mało jest takich rodzin jak moja, że Mamusia nie dość, że nie ma prawa jazdy to ma jeszcze dwoje młodszych dzieci na oku? I co wtedy?
7) nie mógłbym nawet sam sobie normalnego konta w banku otworzyć.
7) nie mógłbym nawet sam sobie normalnego konta w banku otworzyć.
Ktoś myślał o tym, co będzie dalej?
Rok wcześniej do gimnazjum - prawie same klasy profilowane, nieliczne
klasy ogólne robią za (mówiąc wprost) śmietnik (tak to przynajmniej
wygląda w moim mieście).
Rok wcześniej do liceum - przy nowej podstawie
programowej to znaczy mniej więcej tyle, że piętnastolatek ma wybrać, na
jakie idzie studia. Moja klasa - osiemnasto, dziewiętnastolatki tuż przed
maturą - decydowali się często w ostatniej chwili. W styczniu. Przy ostatecznej zmianie deklaracji maturalnych.
Poza
tym, część dzieci nie wytrzyma, przez klasy 1-3 się je przepchnie, a
potem będzie się na przykład zostawiało dziecko na drugi rok w czwartej
klasie - ja pamiętam moją podstawówkę i pamiętam, jak się patrzyło na
tych, którzy powtarzali klasę. Jak na skończonych, za przeproszeniem,
debili. Naprawdę musimy to robić dzieciakom?
No i ta cała biurokracja, upierdliwa jak diabli, o której wspomniałem wyżej. Za dwanaście lat rozpęta się piekło, jak ci, co teraz idą do I klasy i ich rodzice się zorientują, że tak wygląda sprawa.
Ok, sześciolatki z grudnia nie idą w tym roku do szkoły. Ale idą za rok, co wiele nie zmienia w tej kwestii - piekło się rozpęta nie za dwanaście, ale za trzynaście lat. I po cholerę to wszystko?!
Kurczę, niech te dzieci idą do szkoły jako sześciolatki, ale przygotujmy chociaż przepisy! I dostosujmy szkoły DO dzieci, a nie wymagajmy, żeby to dzieci się dostosowały do szkoły. Nie w takim stopniu.
Obrazek z mywielodzietni.pl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz