Se pozwolę zacytować:
Posłanka Solidarnej Polski Marzena Wróbel ostro spierała się w programie Tomasza Lisa z Andrzejem Rozenkiem z Twojego Ruchu o obecność edukacji seksualnej w polskiej szkole. O ile polityk TR jest jej gorącym zwolennikiem, o tyle Wróbel przekonywała, że lepszy jest obecnie nauczany przedmiot, czyli wychowanie do życia w rodzinie. W jej opinii dotychczasowy model opowiadania młodym ludziom o ludzkiej seksualności “jest jednym z najlepszych na świecie”. (TU)
WDŻ uczyli mnie po kolei - pedagog szkolna (było nas 6-7 osób chodzących na WDŻ, było to w podstawówce), nauczyciel od WOSu w ramach WOSu (nie pytajcie, jak to możliwe, w gimnazjum wszystko jest możliwe) oraz pani profesor od geografii (powiedzmy, że nawet czasem się na tych lekcjach pojawialiśmy - jak to w LO na ostatniej lekcji).
Wiele z podstawkowego WDŻ nie pamiętam, a z tego, co pamiętam, wynika następujący wniosek: pani pedagog była kompetentna i wiedziała jak rozmawiać. Atmosfera była kameralna, ale nie poruszaliśmy tematów typowo "związkowych". Coś się przewinęło o miesiączce, ale na tym koniec.
Gość od WOSu - no cóż, stary kawaler. A w książce od WOSu hasełko, że biseksualizm to taka sama dewiacja jak pedofilia. Facet był zdeczka zażenowany faktem, że w ogóle musi to robić, na WDŻ poświęcił góra 2 lekcje (i chyba tyle ich było w podręczniku, ale nie pamiętam dokładnie), a my mieliśmy z niego polew. Ani słowa o antykoncepcji i te pe.
A w liceum pani od geografii... No cóż, puszczała typowo "prorodzinne" filmik sprzed X lat i zajmowała się biurokracją. Raz chyba coś bąknęła o tym, że najlepsza antykoncepcja to szklanka wody zamiast. Pokiwaliśmy głowami z uśmiechem nr 13 ("taa, jaaasne"). Zaiste, kompetentnie.
Z mojego doświadczenia wynika, że słowa pani Wróbel można interpretować jako "najlepsza edukacja seksualna to taka, której nie ma".
A jakie są Wasze wspomnienia z lekcji WDŻ? No, nie bądźcie tacy, podzielcie się refleksjami :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz