niedziela, 1 czerwca 2014

WYBIERAJCIE GODNIE, NIE PRZYNOSZĄC WSTYDU

...aż z depresji powyborczej zacytowałem fragment piosenki Meza. TUTAJ. Świetna piosenka, tak na marginesie.

Jakoś tak szybko minął ostatni tydzień, egzamin z łaciny i kolos zaliczeniowy z powszechnej zrobiły swoje i przyspieszyły jakby zegarek. I tak oto były już wybory, były już wyniki wyborów, profesor Grabowska (na którą głosowałem) niestety nie weszła do Europarlamentu... Ok, zatrzymajmy się na tym.

Przy frekwencji 23 procent do Europarlamentu może wejść kaczka dziwaczka i co tam jeszcze chcecie - nawet JKM. W mojej grupie wiekowej (18-25 lat) frekwencja wyniosła oszałamiające 17% (Serio?) i wygrał właśnie Korwin (Serio?! Ludzie, kurwa!). Moja Mamusia, mój ojczym i moja jedna, druga, trzecia, dziesiąta i pięćdziesiąta ciotka, wszyscy po czterdziestce, na wybory nie poszli. Bo po co? Ech, nie mam na kogo zagłosować. Ech, nie ma czasu. 
Moją Mamusię uraczyłem prostym tekstem - jakby Twoje pokolenie zrównoważyło moje, głosujące dla beki pokolenie, to byłoby nieco poważniej. I chyba na następne wybory pójdzie.

 
Oczywiście jakaś część nie głosowała dla beki - po prostu hasła zniesienia państwa opiekuńczego, zasiłku dla bezrobotnych i te de, i te pe, doskonale trafiają do tej grupy wiekowej, która wciąż jest na utrzymaniu rodziców. Do mnie też te hasła długo trafiały - do momentu, w którym okazało się, że moja siostra musi co miesiąc odwiedzać ortodontę (nie chcę wiedzieć, ile by to kosztowało np. w USA) i do czasu, w którym mój ojczym, jedyny żywiciel rodziny, nagle stracił pracę bo firma niespodziewanie splajtowała. Ludzie w moim wieku są, niestety, w dużej części totalnie oderwani od życia. A na podstawach przedsiębiorczości uczyliśmy się o jakiejś piramidzie jakiegoś gościa z różnymi potrzebami i takie tam pierdoły... W szkołach w ogóle nie uczy się mechanizmu działania państwa. Mitoza i mejoza są ważniejsze.

O deklaracji katolickich lekarzy może się wypowiadał nie będę, bo mną trzęsie, jak słyszę o tych kretynach. Zwłaszcza, jak wspomnę punkt trzeci. Chciałbym tylko, żeby kmiotki, które to podpisały, umieszczały informację "jestem katolikiem i leczę tylko katolików i tylko katolickimi, poświęconymi metodami (modlitwą i namaszczeniem)" na drzwiach gabinetów.

Żeby nie było tak poważnie i ponuro, to trafiłem wczoraj na super bloga - Przyczajona logika, ukryty słownik. Beka z nastoletnich "Ałtorek blogasków". Z blondynek, innymi słowy. Bardzo odprężające, dobrze działa na mięśnie brzucha :)
A-be, coś dla Ciebie.



W tak zwanym międzyczasie czytam dwie książki - "Hitler. 1889-1936. Hybris" Iana Kershawa i "Północ i południe" Johan Jakesa. Pierwsza to jakieś 600 stron biografii, doskonałej biografii - idealnie pokazuje, jak wiele było przypadku i ludzkiej głupoty w dochodzeniu do władzy przez Hitlera ("W rzeczywistości to polityczne błędy tych, którzy mieli władzę, odegrały znacznie większą rolę niż działania wodza nazistów"). W 1932 roku NSDAP było na równi pochyłej. Gdy wcześniej Hitler trafił do więzienia, o mało nie zniknęło z powierzchni ziemi - gdyby nie wypuszczono Hitlera po zaledwie kilki miesiącach odsiadki, NSDAP by nie przetrwało. Kershaw jest bardzo dobrym autorem, nie szuka sensacji, nie pisze czegoś, czego nie jest pewien. Książkę gorąco polecam tym, którzy zastanawiają się, jak to możliwe, że "nikt z Wiednia" stał się Führerem.

"Północ i południe" opowiada historię dwóch rodzin, jednej z południa USA, drugiej z północy. Jakes zaczyna od momentu, w którym protoplaści rodów trafili do USA, potem przeskakuje parę pokoleń, do pierwszej połowy XIX wieku, żeby opowiedzieć o przyjaźni dwóch chłopaków, która trwa przez naukę w West Point i służbę wojskową, a także później, gdy trafiają na front wojny amerykańsko-meksykańskiej. I tak się ciągnie dalej, przez kolejne pokolenia zmierzając do nieuchronnej konfrontacji Północy i Południa. 
Jakes to taki polski Sienkiewicz - pisze naprawdę ciekawie, dokładnie, cud, miód, orzeszki, dopóki nie musi opisywać relacji damsko-męskich. W tym momencie wpada w czarną dziurę, relacje są dość oklepane i takie sobie, Kmicic i Oleńka. Przynajmniej jest więcej seksu niż u Henryka.
Przedstawienie spraw damsko-męskich to jedyny mankament, jaki znalazłem w tej powieści. Reszta jest zajebista, polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz