Mojej siostrze (lat 10, "prawie 11! W grudniu będę nastolatkoooom!") powtarzam do znudzenia: "każda przeczytana książka powiększa twój mózg". Na co ona zawsze odpowiada "taaa, jaaasne" (tonem typowiej nastolatki, co to wie i się zna - ta, jasne).
Moja siostra nr 2 (lat 6, zbliża się do 7, "mama mnie już zapiasała do szkoły! Ja pójdę do szkoły") nauczyła się czytać. Bo się jej nudziło, to się nauczyła składać literki. Jak się jej nudziło jakiś czas temu, to się jeszcze nauczyła słówek, które moja siostra nr 1 miała wkuć na angielski. A jak się jej bardzo nudziło, to się jeszcze nauczyła wierszyków, które moja siostra nr 1 miała mówić na jakiejś akademii. Ale ad rem. Młoda nauczyła się czytać. Z trudem jeszcze klei te literki, ale klei - na tyle dobrze, że boje się przeglądać internet, jak mi stoi za plecami.
I widzicie, wychowujemy się w trójkę - ta sama mama, prawie ten sam ojciec, to samo wychowanie. Ja czytam, nr 1 nie czyta, nr 2 dostała ode mnie ostatnio dwie encyklopedie (takie niby dla dzieci, ale już powiedzmy, że poważne) i radośnie je kartkuje (bardzo radośnie, zwłaszcza, jak znalazła obrazek przedstawiający gołego faceta).
Innymi słowy, te wszystkie akcje promujące czytanie są guano warte. Jak ktoś chce czytać, to będzie czytał. Jak ktoś nie chce czytać, to nawet kusząca perspektywa powiększenia mózgu go nie zachęci.
Ta biała plama na środku tego cudownie poruszonego zdjęciu poniżej (cóż poradzę, łapy mi się trzęsą nieustannie od kilku lat) to mój uczony szczur siedzący na książkach. Ramzes uwielbia książki - i jako poduszkę i jako przekąskę. Najbardziej mu zasmakował mu "Harry Potter", więc od jakiegoś czasu leży trochę wyżej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz