czwartek, 2 grudnia 2010

No i mam dobry humor - ten śnieg jest wspaniały. Ale mogłoby go więcej spaść (gdyby woźny z naszej szkoły to słyszał to by mi krzywdę zrobił, bo gość nie wyrabia z odśnieżaniem).
Taką pogodę to ja mogę przez pół roku mieć.Wolę minus 20 niż wilgotne niewiadomoile, bo jak jest wilgotne niewiadomoile to organizm się zasmarkuje i zakatarza z dezinformacji (pozdrowienia dla Neta z książek Rafała Kosika za fajne pomysły słowotwórcze).

Oceny na semestr jeszcze nigdy gorsze nie były - po raz pierwszy będę mieć dopy na półrocze. Ale przedmioty na których mi realnie zależy (historia, WOS, polski) wypadną nie tak źle, ale matma szoruje w tym roku doły (nawiasem mówiąc, 12 osób w klasie ma zagrożenia z matmy). Już nikogo nie dziwi, że nasza koleżanka, która w III klasie gimnazjum miała szóstkę na koniec, nie przeszła w pierwszej liceum z matmy. Koszmar. Za to nadspodziewanie dobrze idzie mi angielski - jak nie spartaczę teraz czegoś, to będzie cztery.

Mało ostatnio piszę BWTPiRów (Bardzo Wkurzających Tekstów Politycznych i Religijnych), bo jestem dziennikarsko załamany - recenzja na polski, rozprawka na etykę, a w grudniu mamy jeszcze napisać jakieś trzy sprawdziany. Mózg mi paruje.

A jutro mam urodziny! 

I słucham sobie The Rasmus ( F-F-F-Falling na zmianę z Open my eyes). Musze też polecić piosenkę Prąd stały/prąd zmienny grupy Lao Che. Jeszcze chyba nikt przed nimi nie spojrzał na prąd elektryczny jak na istotę żyjącą. Niby piosenka jest o zwykłej rzeczy, wszystkim nam jej znanej (niektórym lepiej niektórym gorzej - niektórzy nawet podali mu rękę, ale dla wielu była to ostatnia rzecz, którą ją robili), ale napisana w sposób tak nowatorski, że brzmi nie gorzej niż te wszystkie piosenki ze sfery bardziej duchowej. Spięty ma w sobie coś takiego, że dobrze się go słucha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz