niedziela, 7 lutego 2010

WOJOWNIK POCIECHA


Napisałem podstawę tego tekstu niedługo po śmierci mojego pradziadka. To była próba wylania żalu, próba powiedzenia sobie wszystkiego o nim...

Wojownik pociecha - wspomnienie o pradziadku.

"Spieszcie się kochać ludzi, tak szybko odchodzą."
J. Twardowski

Niektórzy ludzie wpływają na moją psychikę mocniej, niektórzy słabiej, niektórzy wogóle. Spotkania z niektórymi zapadają mi głęboko w pamięć. Człowiekiem, który był dla mnie najważniejszy, który najmocniej oddziaływał na moją psychikę i którego słowa zawsze były dla mnie święte był mój pradziadek. Miał na imię Wojciech. Oznacza to człowieka, który "cieszy jako żołnierz", który jest "wojownikiem pociechą". I taki dla mnie był. Był moim idolem, bohaterem. Imponował mi.

Był innym człowiekiem, niż wszyscy mi znani. W marcu minie rok od jego śmierci, a ja ciągle pamiętam jego mądre i uważne spojrzenie.

Piętnastego marca, o godzinie 18:20, minie rok od dnia w którym pękło moje niebo...

Pradziadek zawsze chodził w marynarce, koniecznie z żółtą "krawatką" (krawatem). Nawet pod koniec, gdy już był bardzo słaby i już ledwo chodził, próbował sobie ubrać marynarkę, eleganckie spodnie. W swojej szafie miał kolekcje kapeluszy. Mówił, że mężczyzna powinien zawsze go nosić, że powinien być elegancki, Pamiętam jak się zdenerwował na swojego syna, wujka Zdziśka, bo ten na urodziny swojego taty przyszedł bez krawata i marynarki, tylko w swetrze. Kiedyś opowiadał, jak to chodził z dziewczynami na randki. Mówił, że jeśli chłopak był nieelegancki, to żadna z nim nie chciała nigdzie iść. Dlatego nie lubił, jak przyjeżdżał do niego wujek Rafał (ma brodę i to taką, ze sterczy we wszystkie strony) i powtarzał mu, że mężczyzna powinien być gładko ogolony. Pradziadek nie lubił, gdy kobiety chodziły w spodniach, więc dochodziło już do takich komicznych sytuacji, gdy ciocia ubierała spódnice na klatce, przed drzwiami do mieszkania pradziadka. Mi opowiadał, że jak był mały to się latało po polu w koszulinie przewiązanej sznurkiem. Wychowywał się w dużej rodzinie. Wszystkich razem było ich szesnastu. Czternaścioro dzieci, dziewięć sióstr i sześciu braci. Mieszkali na Jeziorkach. Niedawno, 31 stycznia 2010 zmarł jego najmłodszy (ostatni z rodzeństwa) brat, Józef.

Pradziadek walczył w II wojnie światowej. Był ułanem i kawalerem medalu „Za udział w wojnie obronnej 1939”. W jego mieszkaniu zawsze wisiał jego fotografia, "Pamiątka odbycia służby wojskowej". Jest na niej taki dumny, młody. Kapral. dziś ta fotografia wisi u mnie nad biurkiem. Drugą fotografią w jego mieszkaniu była fotografia całej jego rodziny. Pradziadek jest na niej w mundurze, stoi wyprostowany. Najwyższy w rodzeństwie. Zawsze, jak pokazywał komuś tą fotografię, dumny pokazywał na siebie i mówił "ja to wtedy taki wysoki byłem". Na ścianie wisiały też dwa dyplomy. Za 35-lecie i 40-lecie pracy w kopalni.

Pradziadek był bardzo religijny. Dopóki zdrowie mu pozwalało co niedziele słuchał mszy świętej w Radiu Maryja. Miał taki piękny obraz w domu, "Święta Rodzina". Za ramy obrazu miał zawsze włożone zdjęcie Jana Pawła II. Śpiewał czasem jakieś pieśni i bardzo się cieszył, gdy ktoś mu wtórował. Co sobotę przychodził do niego ksiądz. Na koniec pradziadek przyjął sakrament namaszczenia chorych, dostał odpust zupełny.

Pradziadek był w szpitalu dwa razy. Raz jak rozciął sobie głowę o kaloryfer, drugi raz jak już nie mógł jeść i była potrzebna kroplówka. Ja byłem w szpitalu już kilkanaście razy, jadłam tyle lekarstw. On nigdy. Kiedyś miał przepisane lekarstwa, ale i tak nie chciał ich brać, nawet babcia nie mogła go do tego namówić. Taki dobry, przedwojenny materiał. Może też było to spowodowane tym, że zawsze jak pił wódkę to nalewał sobie "do kreseczki" (miał takie kieliszki za złotym paskiem u góry) i mawiał, że to na zdrowie. I to zdrowie go trzymało. Nigdy nie widziałam, żeby miał katar, nigdy go nic nie bolało. Nigdy też nie palił. Gdy był w wojsku swój przydział papierosów oddawał kolegom.

Jestem z niego dumny. Wiele razy słyszałam, że ktoś źle o nim mówi, że ktoś go nie lubi. Dniem, w którym najbardziej bolały mnie takie słowa, był dzień stypy. Nie spodziewałem się dużej ilości dobrych słów o pradziadku, ale to co zrobiła moja rodzina było okrutne i obrzydliwe. Zaskoczyło mnie. Narzekając na niego zaledwie godzinę po pogrzebie sprawili, że zacząłem nienawidzić. Pamięć tamtego dnia tkwi we mnie jak cierń i nie pozwala uczestniczyć w rodzinnych uroczystościach. nie pozwala mi spojrzeć w oczy kilku osobą bez myśli: jak mogłeś, mogłaś tak powiedzieć. I jak mogłaś we Wszystkich Świętych pójść na jego grób?

Dnia osiemnastego marca 2009 pękło moje serce.

Chciałbym mu teraz powiedzieć, że bardzo go kocham. Że żałuje, ze przez głupie przeziębienie nie mogłem go pożegnać. Że tęsknie... Żałuje, że nie mogę mu powiedzieć, jak bardzo byłem z niego dumny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz